Był chłodny wieczór, koniec roku tysięcznego. Możliwe, że nawet 31 grudnia, ale nikt dokładnie nie znał daty? Anastazy właśnie skończył pracę. Dzisiaj przypadło mu sprzątanie, więc był już strasznie zdenerwowany, a przy życiu trzymała go tylko myśl, że dzisiaj z Cecylianem mieli uciec z klasztoru, na noc. Podobno pod koniec roku dużo się działo, a nigdy nie mieli okazji tego przeżyć. W klasztorze czas zawsze spędzali tak samo i mieli nadzieje na jakąś odmianę.
Wyruszyli około jedenastej w nocy, kiedy już wszyscy spali. Do miasta, Rzymu, mieli około 45 minut drogi. Ukradli z kuchni trochę jedzenia, tak na wszelki wypadek. Oboje maszerowali w ciszy patrząc na zmienne odbicie księżyca w wodzie. Niebo było bez chmurki, ale nie rozpoznawali wśród gwiazd ani jednego znaku, a tyle się o nich uczyli? Całe dwa lata nauki o nich wydały się teraz stratą czasu. Weszli do wielkiego miasta około piętnaście minut przed północą. Przeszli się kawałek, w stronę centrum. Co chwila spotykali zdziwione spojrzenia przechodniów. No tak? Mnisi w środku miasta. Niespotykany widok. Weszli do karczmy, aby nareszcie się napić. Podeszli do baru. Barman także wyglądał na nieco zadziwionego.
– Witam, panów! ? Powitał ich barman, ale przybysze sprawiali wrażenie nieco zagubionych. Wyciągnął dwa kufle, napełnił piwem i podał mnichom. Anastazy bez wahania sięgnął po kufel i pił do dna. Cecylian jeszcze chwilę stał z głupią miną, ale nie minęło pół minuty, kiedy poszedł w ślady brata. Zapłacili i poszli dalej w miasto. Spodziewali się większego zamieszania na ulicach, tymczasem wokół było prawie pusto i wszyscy już siedzieli w domach, a okiennice były zatrzaśnięte. Zatrzymali się po chwili w następnej karczmie. Próbowali dowiedzieć się od barmana, czemu ludzie nie świętują nowego roku. Dialog nie należał do udanych albowiem na większość pytań karczmarz odpowiadał słowami: ?Ja jestem tutaj od nalewania piwa?. W końcu skierował ich na drugi koniec sali, gdzie siedział nieduży starzec, wątłej postury, a przycupnięta widownia na około słuchała z zapartym tchem. Z początku Anastazemu wydawało się to śmieszne, ale Cecylian namówił go, aby zostali na chwilę i posłuchali.
-(?) O północy nadejdzie wielka plaga krokodyli, a Bóg z nieba zstąpi i przemówi do nas. Jego słowa będą ostatnimi słowami, jakie usłyszymy. Tak wyglądał będzie koniec świata, albowiem wiara chrześcijańska może trwać tylko milenium i ani chwili dłużej. Do piekła pójdą grzesznicy, gdzie cierpieć będą na wieki, a w raju pławić będą się tylko oddani Bóg. Po siedmiu minutach sąd ostateczny ? wtedy Anastazy wyciągnąłgwałtownie Cecyliana z Karczmy.
– Nie będę słuchać takich bzdur! Idziemy! ? Krzyknął.
Mimo, że Anastazy ciągle uspokajał Cecyliana, ten dalej rozglądał się za śladem krokodyli? W cuchnącym mieście, gdzie błoto z odchodów sięgało nawet po kostki, pełno było zaułków i zakamarków skąd wyjść mógł z zaskoczenia Aligator. Anastazy tylko przed przyjacielem udawał męskiego, ale w głębi duszy sam rozmyślał nad niesłychaną perspektywą.
Po jakimś czas przechadzania się po mieście znaleźli karczmę, gdzie, ku zdziwieniu mnichów, było sporo ludzi. Weszli, czym prędzej, aby zobaczyć cóż takiego przyciąga tłumy do właśnie tego miejsca. Ludzie w większości byli niechlujni i niezadbani. Część wyglądała na bezdomnych, a reszta została uznana za kawalerów. To była chyba najniższa klasa tego miasta. Mimo to zakonnicy weszli powoli do karczmy. Część osób patrzyło przez chwilę niepewnie na mnichów. Słychać było, jak bard opowiada. Wszyscy zebrani uważnie słuchali, a więc przybysze rozsiedli się wygodnie, zamawiając następne piwo. Było to już piąte, ale jakoś nie skojarzyli faktów i pili dalej. Zaczęli słuchać, co mówi bard.
-[?] Legenda mówi, że kiedy wybije północ, dnia 1000 po narodzinach Chrystusa, bóg podpali nasze domy, a potem nadejdzie wielki potop. Na świat ponowne zstąpi Syn Boży. Gdy ustanie powódź, powstanie nowy świat, a także niebo zostanie odnowione. Wszyscy umarli zmartwychwstaną. Tak wyglądał będzie Sąd Ostateczny. ? Tutaj bard zrobił przerwę, napił się, chwilę pomyślał, a mnisi zamówili następne kufle. ? Wszyscy niewierni pójdą do piekła, a wierni do nieba, a ich miejsce zastąpią nowi, dobrzy ludzie. Na świecie zapanuje ogólny porządek. ? Cecylian nerwowo spojrzał na zegar, wiszący na ścianie. Zobaczył, że nie ma Anastazego obok niego. Odruchowo odczytał, że jest 6. Po chwili uświadomił sobie, że zegar nie przedstawia godzin, albowiem widniały na nim runy. Chwilę przyglądał się im, ale nie wydedukował, co takowe znaczą. Mógł przeczuwać, iż mają coś wspólnego z historią, którą właśnie usłyszał. Zauważył na ścianie obok zegar wskazujący godziny. Była za dwie dwunasta. Pociągnął kilka łyków piwa. Za każdym łykiem smakowało lepiej. Zobaczył Anastazego, który siedział obok jakiegoś miejscowego i rozmawia. Zawołał go i pokazał mu zegar z runami. Cecylian patrzył na niego pytająco.
– Czytałem o nim, ? wyszeptał ? podobno został wyrzeźbiony przez Jana Chrzciciela, tuż przed śmiercią, ale nigdy nikt nie odgadł znaczenia run. ? Wstał i podszedł bliżej, aby obejrzeć artefakt. Przyjaciel podążył za nim. Tarcza była o dziwno sześciokątna i miała 7 wskazówek, każda inna. Różniły się długością, rozmiarem strzałki, kolorem i kształtem. Na owalnym kółkuw różnych miejscach wyrzeźbione były pozłacane runy. Cały zegar zrobiony był z ciemnobrązowego drewna. Jedna z run upodobniona była do płomienia, ale druga jej połowa była nieregularnym wielokątem, więc trudno było zinterpretować znaczenie. Ni stąd, ni z owąd słychać było huk pioruna. Anastazy, jak i zresztą prawie wszyscy obecni, odruchowo podbiegł do okna i zobaczył palący się dom, tuż obok karczmy. Cecylian zaś, bez zwłocznie spojrzał na zegar. Wybiła 12? Następnie spojrzał na nieporuszonego barda, który kiwał głową, potem patrząc Cecylianowi prosto w oczy, cichym głosem powiedział ?zaczęło się?. Anastazy podbiegł do przyjaciela i zdał relacje z tego, co się dzieje na dworze. Zadziwiony mnich, z podnieceniem z głosie, dopytywał się o szczegóły, aż postanowił przepchać się przez tłum i zobaczyć sam. Widok był imponujący, albowiem przy huku kolejnych piorunów i deszczu, który lał jak z cebra, niebo było bez chmurki i świeciło słońce. Mnisi wypchali się na dwór, aby czym prędzej udać się do klasztoru. Tymczasem poziom wody dalej narastał. Takowego było już po kostki. Tuż po wyjściu z miasta Cecylian upadł i tak jakby zemdlał. Anastazy w panice próbował go ocucić. Niestety nie udawał się. Znalazł jamę, w której o dziwo nie było wody. Zaciągnął tam Cecyliana. Przez dziurę w ścianie widać było, jak na oczach niebo czerwienieje. Wybiegł, zobaczyć cóż takiego się dzieje. Zobaczył, jak ogromne głazy, rozgrzane do czerwoności, spadają na Rzym. Uciekł do jamy. Zobaczył, że w niewiarygodnym tempie Cecylianowi rosła broda. Zauważył drobne zmiany na twarzy. Z nosa leciała mu krew, a więc Anastazy uznał, że trzeba znaleźć pomoc. Wybiegł i pędem popędził do miasta. Kręciło mu się w głowie, a obraz dwoił mu się i troił przed oczyma. Wbiegł do pierwszego lepszego otwartego budynku i począł krzyczeć w niebogłosy o pomoc, gdzie akurat stał miejscowy, wyglądający na około 70 lat. Opowiedział mu, co dzieje się z jego kolegą.
– Słuchaj, ? odpowiedział ? ja się nie dziwie, że tak się dzieje! Jesteś tak nachlany, że dziwne, że kamienie nie latają ci nad głową. Idź się prześpij.
Mnich widocznie nie załapał aluzji i rzekł:
– Ale latają! Nie widzi pan? ? Staruszek zaśmiał się i odszedł. Załamany Anastazy odszedł i poszedł szukać dalej. Już chciał wejść do następnego budynku mieszkalnego, kiedy uświadomił sobie, że zna tutaj jedną osobę. Niedawno spotkanego karczmarza, którym próbował się dogadać, ale ten nie był skory do rozmowy. Mimo wszystko wydawał się Anastazemu, jedyną właściwą osobą, do której w tej chwili mógłsię zwrócić. Pobiegł do karczmy, w której się poznali. Zdyszany otworzył, drzwi i natychmiast je zatrzasnął.
– Witaj Anastazy! Widzę żeś kompletnie przemókł! Nie zimno ci? Dam ci coś, co cię rozgrzeję. ? Powitał mnicha karczmarz.
– Daruj sobie. Potrzebna mi pomoc. Mój przyjaciel, który był tu ze mną niedawno, zemdlał. ?Tłumaczył, ? Kiedy zawlokłem go do jamy, którą odnalazłem, zaczęły mu szalenie szybko rosnąć włosy, a jego twarz zaczęła się zmieniać…
– Coś może jadł? Pił?
– Pił piwo i chyba jeszcze sok winogronowy?
– To nie powinno mu zaszkodzić? Mimo wszystko. Masz kubek takich ziół, zanieś mu i powinno pomóc.
– Dziękuje Ci! Jestem twoim dłużnikiem!
– Bez przesady! To już moja działka? – Zaśmiał się barman, ale Anastazy już otwierał drzwi.
Z powrotem szedł już powoli, aby nie uroić ani kropli magicznego płynu. Deszcz meteorytów ustał, ale dalej padał deszcz. Anastazy brodził w błocie. Już zobaczył bramę, gdy zza rogu wyskoczył 5 metrowy, głodny Aligator. Za nim wyszły 2 nieco młodsze, ale także gigantyczne. Rozejrzał się za ucieczką, ale zobaczył, jak następne krokodyle okrążają go. Usłyszał donośny głos śpiewającego pijaka. Drapieżniki także, albowiem momentalnie odwróciły się i ruszyły z szarżą na takowego. Mnich w popłochu uciekł, co sił w nogach, upewniając się czy nikt go nie śledzi.
Zatrzymał się dopiero tuż przed jamą. Wszedł do środka i stanął jak wryty. Tuż przed nim stał Jezus Chrystus i rozpalał ognisko.
– O wróciłeś! Gdzie byłeś? – Powiedział zaciekawiony Syn Boży, jednak Anastazy padł na twarz i zaczął modlić się. Powoli wycofał się. Nie wiedział, co począć – Wypił przeznaczone dla Cecyliana zioła, albowiem uznał, iż mu się już nie przydadzą. Wszedł powoli z powrotem do Jamy, popatrzył wielkimi oczyma na zbawiciela i usnął.
Obudził się w tej samej jamie, a koło niego siedział Cecylian. Przez dłuższy czas gapił się na niego. Chciał podnieść głowę, ale zauważył, że ta jest okropnie ciężka i boli niewyobrażalnie. Zdołał wyszeptać:
– Co się wczoraj działo? Gdzie byłeś???
– Wydaje mi się, iż tuż po wyjściu z miasta usnąłem po nadmiernej ilości piwa. Potem obudziłem się w tej jamie. Zauważyłem twój brak, więc chciałem rozpalić ognisko i pójść cię szukać. Wtedy przeszedłeś i zacząłeś się modlić, potem coś gadać. W końcu zasnąłeś.
– A gdzie Jezus Chrystus? Gdzie plaga Aligatorów? Gdzie cała woda?
– Powiedz mi? Co ty robiłeś wtedy w karczmie, kiedy nagle poszedłeś do tego pana w kapeluszu, w karczmie, gdzie był zegar Świętego Jana?
– Zawołał mnie ten właśnie pan. I dał mijakieś tabletki. Mówił mi, że to na samopoczucie lepsze!
– Chyba rozumiem
– Że co?
– Po prostu dał ci tabletki wywołujące halucynacje? Przykro mi!
– Jak to? Zatłukę go! Gdzie on jest?! – Anastazy chciał wybiec z Jamy, ale Cecylian zatrzymał go. Długo zajęło mu uspokajanie przyjaciela.
– Wracajmy już do zakonu. Pewnie już zauważyli nasz brak.
– O kogucia morda! Zakon! – Przypomniał sobie Anastazy. Co sił w nogach popędzili do zakonu, ale tam nie było już dla nich miejsca.