Pamiętam tylko perlisty śmiech Eunice
Piszę pamiętnik, a pamiętnik będzie zawierał tylko jeden, jakże wyjątkowy dla mnie wpis. Tu mogę wyznać szczerą prawdę i mieć nadzieję, że jakiś człowiek z przyszłości uwierzy, że to się kiedyś zdarzyło. Zdarzyło właśnie mi.
Gdańsk, 14 luty 2001rok
Moja przygoda zaczęła się, tak jak większość niesamowitości w naszym życiu, całkiem banalnie. Zwykły list w skrzynce. Trochę pożółkła (ze starości???) koperta zaadresowana do mnie. Przecież ja nie dostaję listów!
Śmieszne. Kiedy zobaczyłem przesyłkę poczułem się jak Zosia z jednej z mądrych powieści Gaardera. Niepewnie wziąłem list do ręki, gdyż wcale nie jestem taki pojętny jak owa Zosia. Czułem, że nie zrozumiem słów napisanych w tajemniczym liście, przez nieznaną osobę wpajającą ogromną wiedzę swojemu czytelnikowi. Jeszcze raz sprawdziłem, czy kartka jest do mnie. Faktycznie, Robert Zaręba, ul. Na przymorzu 7, Gdańsk. Niby zwykły adres, ale napisany nieznaną ręką, sprawnie posługującą się tuszowym piórem. Zanim zacząłem zastanawiać się, od kogo mógłby pochodzić list, zobaczyłem, że na odwrocie widnieje nazwisko nadawcy. Czar prysł. To nie będzie niesamowity przyspieszony kurs filozofii, który przeszła wspomniana już Zosia. Byłem zawiedziony, ale w głębi duszy marzyłem, że to może być coś znacznie lepszego. W końcu ogromnym zaszczytem jest dostać list od Petroniusza. To na pewno coś nieznoszącego zwłoki.
Zaraz. List od Petroniusza???
On faktycznie wciąż żyje w moich myślach, ale to chyba niemożliwe, żeby napisał do mnie list. Chyba, że… Nie, nie śpię.
Jak zwykle zbyt mocno się uszczypnąłem i szybko rozerwałem kopertę, wciąż mając nadzieję, że Petroniusz ożył właśnie dla mnie.
„Najdroższy Robercie!
Wiem, że żyjesz kilkanaście wieków później niż ja, więc postaram się napisać do Ciebie w języku przystępnym dla większości ludzi na tym podłym, starożytnym świecie, który, jak pewnie zdajesz sobie sprawę, zmierza ku końcowi. Ku końcowi zmierza również mój żywot. I żywot mojej boskiej Eunice. Wiesz bardzo dużo o miłości pomiędzy mną, a tą boginią i mam nadzieję, że rozumiesz naszą wspólną chęć odejścia z tego plugawego królestwa żałosnej małpy, przez tchórzów nazywanej Neronem, cesarzem Rzymu, cesarzem świata!
Zdaję sobie sprawę z sentymentu i podziwu, który żywisz do mojej skromnej osoby, dlatego za gorącą namową Eunice, której nie jestem w stanie niczego odmówić, piszę do Ciebie te kilka słów. Muszę wyznać, że to ostatnie zdania w moim jakże szczęśliwym życiu, które przelewam na papier i dlatego są dla mnie tak ważne i wyjątkowe. Postanowiłem, że to właśnie Ty otrzymasz mój ostatni rękopis, gdyż wiem, że będziesz go czcił i przekazywał dalszym pokoleniom. A pamięćo mnie niech nie zginie!
Eunice powiedziała, że chciałbyś porozmawiać ze mną przy stole na uczcie w pałacu Nerona. Dlatego sądzę, że najłatwiej będzie mi oddać absurd sytuacji, w której właśnie się znajduje.
Siedzę przy brudnym stole suto zastawionym potrawami z najdalszych zakątków cesarstwa. Przepraszam, że na papierze znajduje się plama tłuszczu, ale to ślina Nerona, który jakże nieoczekiwanie zaryczał ze śmiechu, całkiem bez powodu. Bez powodu, gdyż dla mnie – arbitra sztuki, który nie pasuje do tych świńskich, pełnych rozpusty uczt, tragiczne żarty drugiego błazna w pałacu – ograniczonego Tygellina, absolutnie nie są powodem do uśmiechu.
A Tygellin, bratnia dusza miedzianobrodej małpy, biega po stole i krzyczy, że pozabija wszystkich chrześcijan, tylko po to, aby przypodobać się arcybłaznowi.
Ach, komu przyszło rządzić tym Tartarem na Ziemi…
Władca tego świata właśnie wtoczył się pod stół, jak beczka wina ze stromego dachu. Mimo to, zdążył jeszcze wydać wyrok śmierci na senatora, który oddał wcześniej spożyte jedzenie na rękopis nowego utworu tyrana. Zaraz za Neronem pod stół wpadł sam jego wysokość, Tygellin, który nieoczekiwanie poślizgnął się na mieszaninie jadła i napojów zwróconej na poemat cesarza.
Muszę iść pomóc wyciągnąć tego kloca spod stołu gdyż wrzeszczy, że jeszcze nie jest syty. Wzrok ma jakiś nieobecny, zamiast cudownie wyglądających potraw je kawałki chleba, które służyły mi do wycierania rąk. Wszyscy śmieją się z jego próżnych żartów, podsuwają resztę okruchów suchego chleba, sami nie odróżniając ich od pyszności na sąsiednim stole.
Byłbym rad gdybym mógł ukradkiem opuścić tą stodołę pełną świń, krów i łajna. Ale jako arbiter sztuki cesarza muszę czekać na występ mojego pana i władcy, a potem wyrazić swoja opinię na temat nieudolnych i żałosnych utworów miedzianobrodej małpy. Mam tą komfortową sytuację, że poziom mojej inteligencji przewyższa cezara i jego doradców w bardzo widoczny sposób. Mogę więc sobie pozwolić na krytykę dzieł błazna nie zwracając niczyjej uwagi.
Właśnie zastanawiałem się, jak ocenić jego występ, który powinien zacząć się za kilka minut. Sądzę, że na dzisiejszą okazję stosowne będzie powiedzenie całej prawdy. Muszę tylko ubrać to w słowa, które dotrą do tych żałosnych głów. Życz mi szczęścia.
Mam nadzieję, że trochę przybliżyłem Ci obraz uczt w pałacu Nerona i uwierzyłeś, że niewiele tracisz, nie uczestnicząc w nich.
Teraz nadszedł mój czas. Cieszę się, że mam odwagę odejść z godnością i spocząć na zawsze u boku Eunice. Lekko mi na duszy, bo wiem, że będzie ktoś, kto o mnie nie zapomni. Mam przecież Winicjusza, Ligię i po cichu liczę na to, że nietylko Ty, ale również następne pokolenia czasem pomyślą o starym, dobrym Petroniuszu…
Mam nadzieję, że kiedyś spotkamy się na Polach Elizejskich i będziesz mógł poznać boską Eunice, która zapałała do Ciebie pozytywnym uczuciem.
Do zobaczenia,
Twój Petroniusz. „
Kiedy przeczytałem list, nie było już ważne, czy jest autentyczny. Nawet nie zastanawiałem się, dlaczego był napisany po polsku, na papierze czerpanym, grubymi kreskami z czarnego atramentu. Pierwszy i ostatni raz w życiu poczułem się tak niesamowicie. Siedziałem obok Petroniusza na uczcie, wsłuchując się w perlisty śmiech Eunice, która rzeczywiście wyglądała jak bogini. Wszystko doskonale do siebie pasowało. Nawet grubiańskie zachowanie Nerona i innych gości nie przyprawiało mnie o mdłości. Bo cały czas wpatrywałem się w mojego bohatera i jego boginię.
I przyrzekłem im coś.
Nigdy nie zapomnę tego wyjątkowego dnia. I choć już od dawna nie mam listu, gdyż zgodnie z życzeniem Petroniusza przekazałem go następnym pokoleniom, to moje wspomnienia są wciąż bardzo żywe i wyraźne.