Wyruszyłem w morską podróż, by życia na nim i smaku przygód zaznać. Dokonałem tego dzięki mojemu przyjacielowi, Jakubowi, który wprowadził mnie na statek swojego ojca. Ponad tydzień już minął, od kiedy opuściłem ciasne uliczki Yorku, płynę wciąż dalej i nie wiem kiedy stanę na lądzie. Z całej załogi jestem najmłodszym pasażerem i jedyną osobą od wielu lat, która na tym statku odbywa swój pierwszy rejs w swoim życiu, więc przez innych jestem przezywany szczurem lądowym lub słodkowodną rybą.
Przedwczoraj nad naszym statkiem przeszła burza, wywołując niesłychanie wielkie fale, przynajmniej dla mnie, a ja po raz pierwszy poczułem co to prawdziwy strach o własne życie, choć w końcu otrzymałem to czego pragnąłem – pierwszą przygodę na morzu i jakże niebezpieczną. Była to dla mnie największa burza, jaką kiedykolwiek widziałem. Może dlatego, iż na wodzie wszystko wydaje się trudniejsze i cięższe do zniesienia niż na lądzie, gdy jest się ukrytym bezpiecznie pod dachem domu. Bałem się jednak, iż już w tej pierwszej wyprawie morskiej zginę, podobnie jak moi bracia, ale na szczęście żyję i nie zaznałem żadnego uszczerbku. Niestety, z tego co usłyszałem dzisiaj podczas śniadania od ojca Jakuba, zbliża się jeszcze większy sztorm. Jeśliby wierzyć temu co mówił kapitan, a nie wydaje mi się by było to kłamstwo lub żart, najpóźniej pojutrze możemy spodziewać się drugiego, o wiele silniejszego ataku zeszłej burzy. Tak, jakby to co już przeżyłem, było tylko zapowiedzią o wiele większej zawieruchy. Z relacji innych marynarzy dowiedziałem się, iż statek może nie wytrzymać takiego naporu fal i ulegnie zatopieniu. Od tego czasu prawie ciągle siedzę przy oknie w mojej kabinie i obserwuję niebo, czy nie ma jakiegoś śladu nadchodzącej nowej nawałnicy. Większe zachmurzenie niż zwykle lub dalekie błyskawice, to znaki z obawą wypatrywane przeze mnie. Wsłuchuję się, próbując uchwycić jakikolwiek dźwięk przypominający grzmot piorunów, lecz dotychczas nie ma żadnych oznak zaczynającej się przyszłej, być może, katastrofy dla mnie i reszty załogi. Mimo, że niebo jest pogodne, dzisiejszej nocy ma nastąpić przepowiadany już wielki sztorm. Nie wierzę, aby mogłoby się to stać tej nocy, bo słońce już zachodzi, a nieboskłon nadal jest przejrzysty. Ale nie jestem zawodowcem, nie pływam po morzu od kilkunastu lat i nie umiem przewidywać pogody tak jak ci którzy to robią chyba od zawsze.
Jutro o świcie okaże się, czy przewidywania te były słuszne. Jednak nawet teraz nie żałuję, że uciekłem z domu i bez zezwolenia wsiadłem na ten statek. Jeżeli rzeczywiście rozbijemy się podczas sztormu,będę szczęśliwy, że zginę zaznawszy pełnej wolności, jak ptaki, i przeżywszy w życiu choć jedną prawdziwą przygodę. Jeśli zaś dopłynę cało do brzegu będę miał możliwość dalszego podróżowania i poznawania kolejnych zakątków świata.
Oby tylko nie sprawdziły się mroczne przepowiednie kapitana i marynarzy.