Klasa IIc. Godzina zero. Angielski. Lekcja upozorowanej wolności i ukrytej straty. W klasie panuje zwyczajny harmider, o ile określenie to można oznaczyć jako zwyczajne. Ktoś gada, inny przesyła liściki, jeszcze następny wygłupia się. Jakaś dziewczyna maluje oczy, chłopak nie zwracając na siebie uwagi zjada potajemnie coś słodkiego. Co łączy tych ludzi? Czy na to pytanie znajdzie się odpowiedź? Tak. Prostą, choć w głębi sensu zawiłą. Nic. Nie nic kompletne, lecz po prostu trochę wybrakowane nic. Istnieją rzecz jasna układy, lecz nie podlegają parcelacji nigdy,pod żadnym wpływem. Czy układ w większej grupie osób powiązanej nicią systemu cześć-cześć jest klasą? Wątpliwe. A jednak w niekorzystnej sytuacji łącząc dezintegrację w integralną całość, pod wpływem silnego wstrząsu, potrafi stawić czynny opór. Nie unika jednak również biernego.
Jak w każdej klasie, więc także tutaj istnieją i funkcjonują przyjażnie, jak również niechęci, znajomości płynące z przymusu, z systemu wartości skazującego na daleko idące ustępstwa dla dobra całości.
Najważniejsze stwarzać pozory. W mentalności każdego ucznia zapisana jest wyrażna chęć stawania się w oczach innych lepszym, w każdym sensie merytorycznym tego „szerokiego” słowa i to pozwala w spojrzeniu otoczenia zainstalować fałszywy hologram integralnej całości.
Choć czasami jest Ok. Momenty przebudzenia. Przebłyski świadomości. Podbijanie, zacieśnianie więzi. Skuteczna obrona. Odwołane bądź przelożone klasówki. „Luz-blues”- dni płynące lekkim, szybkim rytmem zatopionych w milczeniu niewygodnych uwag…