Piotr Stachura
?O człowieku bez przeszłości?
Obudziłem się gdy świtało. Ból w lewym barku spowodował, że aż syknąłem. Czułem się bardzo zmęczony. Powoli usiadłem i popatrzyłem na siebie. Byłem cały brudny, ubranie miałem w strzępach, a ciało w siniakach. Lewy rękaw koszuli był jak jeden wielki strup.
Próbowałem wstać, lecz słabe nogi nie utrzymały mojego ciężaru i upadłem. Szumiało i kręciło mi się w głowie. Próbowałem wrócić pamięcią do dnia wczorajszego, lecz raptowny ból głowy szybko odwiódł mnie od tego pomysłu. Rozejrzałem się dookoła. Siedziałem na jakieś nieznanej mi łące na skraju lasu. Nie było widać ani żadnej drogi, ani nawet pól uprawnych. Nagle obraz zafalował i zamglił się. ?Muszę odpocząć? ? powiedziałem sobie w duchu. Położyłem się z powrotem na wygniecionej trawie i usnąłem.
? Chyba się budzi. ? usłyszałem donośny męski głos. ? A już myślałaś, że po nim.
? Wcale nie. To ty tak myślałeś. ?powiedziała jakaś kobieta.
Otworzyłem oczy, lecz musiałem je z powrotem zamknąć, bo promienie słońca padały mi prosto na twarz. Przechyliłem głowę i spróbowałem ponownie. Tym razem udało mi się przypatrzeć otoczeniu dłużej. Leżałem na prowizorycznym posłaniu z siana i jakieś derki na wozie. Staliśmy w miejscu, widocznie mężczyzna i kobieta robili właśnie postój. Czułem się ociężały i odrętwiały. Bark dokuczał, ale jakby mniej niż ostatnio.
? Jak się Pan czuje? Widzi mnie Pan dobrze? ? Odwróciłem głowę w drugą stronę i ujrzałem wysokiego, barczystego mężczyznę z długimi czarnymi włosami. Na jego twarzy malowała się troska i zainteresowanie.
? W głowie mi się kręci? I bark mnie boli. ? odpowiedziałem.
Spoglądnąłem na stojącą obok kobietę, a właściwie dziewczynę. Była dość niska, miała długi warkocz koloru blond i zadarty nosek. Tak samo jak jej towarzysz łapczywie łowiła swoimi zmysłami każdy mój ruch, słowo, gest.
?Opatrzyłam Pana. Nieźle się Pan poobijał. ? uśmiechnęła się życzliwie. ? Nazywam się Maria, a to mój brat Janek. To on Pana znalazł pod lasem.
? Powinien Pan to wypić. ? Janek potrzasną w powietrzu bukłakiem pełnym jakiegoś płynu. ? To napar z ziół, szybciej Pan wyzdrowieje.
Posłusznie, małymi łyczkami wypiłem zawartość z pomocą Marii. Napój był gorzki i mocno grzał.
? Teraz niech Pan śpi, obudzimy Pana jak dojedziemy. ? powiedziała.
Chciałem zapytać jeszcze gdzie jedziemy, ale wywar z bukłaka pozbawił mnie sił do powiedzenia czegokolwiek, więc posłusznie odpłynąłem w krainę snów.
Obudziłem się w malutkim pokoju z jednym oknem i drzwiami po przeciwnej stronie. Z łóżka na którym leżałem widziałem tylko obłoki chmur pędzące poniebie. W pokoiku nie było zbyt wiele sprzętów. Łóżko, stolik, dwa krzesła i mała szafka. Czas zostawił już swoje ślady na tych meblach, lecz tak jak i całe pomieszczenie były one czyste i zadbane.
Wstałem z łóżka. Czułem się już lepiej. Nie kręciło mi się w głowie, ramie też już nie doskwierało za bardzo. Nagle drzwi się otworzyły i wszedł nimi starszy, niski, piegowaty mężczyzna.
? Witam Pana. Widzę, że już czuje się Pan lepiej. To dobrze. Nazywam się Julian Słowiński . ? uścisnąłem wyciągniętą przez niego pomarszczoną dłoń. ? Jestem lekarzem w tym miasteczku. Usiądźmy. ? gestem wskazał krzesła.
Rozsiedliśmy się przy stoliku, doktor wyciągną z kieszeni mały notesik i ołówek.
? Jak ręka?
? Coraz lepiej Panie doktorze. ? Julian zaczął notować.
? Jakieś zawroty głowy, nudności?
? Czasami mnie głowa boli.
? Rozumiem? I jeszcze to? Jak się Pan nazywa i gdzie mieszka, bo Janek zapomniał chyba powiedzieć. To dobry człowiek, tylko trochę nie rozgarnięty. ? uśmiechnęliśmy się oboje.
? Oczywiście. Nazywam się?
Osłupiałem. To był dla mnie prawdziwy szok. Ja nie pamiętałem jak się nazywam! Nic. Pustka. Matko, jakim cudem tego wcześniej nie zauważyłem. Dopiero teraz do mnie dotarło, że nic o sobie nie wiem. Nie miałem dzieciństwa, nie miałem domu, rodziny, przyjaciół, nawet wrogów. Nic?
Nie wiem dlaczego o tym myślę. Pogodziłem się z brakiem przeszłości już dawno temu. Zostawiłem to za sobą. A jednak nurtuje mnie to nadal. Kim tak naprawdę byłem? Może kimś ważnym, jakimś urzędnikiem, oficerem, a może zwykłym człowiekiem cieszącym się z tego, że rano się obudził, że ma co jeść. A może?
? Kochanie, zawołaj dzieci i zejdźcie na obiad. ? usłyszałem z dołu.
? Już idziemy.