Śmiechostrachwice

Pewnego ponurego, ciemnego, zimnego dnia, a było to 31 października roku ???? Mundek i jego ziomek Edek wpadli na genialny pomysł. Byli spragnieni przygód i niesamowitych wrażeń. Postanowili pobawić się w nadchodzącym święcie duchów znanym bardziej na zachodzie pod nazwą Hallowe?en. Wybrali się około 5 pm. za miasto do opuszczonej chaty, którą znali z opowiadań. Podobno w niej straszyło.
Legenda głosiła, że pewien młodzieniec, uczeń gimnazjum kiedyś mieszkał w tej chacie, ale po śmierci swojego ptasznika (pająka) zaczął robić różne dziwne rzeczy. Ludzie myśleli, że jest opętany. Załatwiał swoje potrzeby na podwórku i (to jest najdziwniejsze) słuchał się rodziców i wykonywał zlecone mu obowiązki.
Mundek i Edek bali się, ale mieli też okazję na dobrą zabawę. Chata była im potrzebna jako rekwizyt. Mieli tu zamiar przyprowadzać tych, których uprowadzą, tych którzy nie dadzą im słodkości. Przebrawszy się ruszyli na łowy. Pierwszą ofiarą na ich drodze miał być rozpuszczona pannica z okolic rynku. Zadzwonili więc w błyszczący od złota dzwonek. Otworzyła im piękna dziewczyna w różowych pantofelkach. Krzyknęli prawie jednocześni ?Cukierek, albo psikus?. A ona ich olała i pokazała im dwie miski najróżniejszych słodyczy, które zaczęła jeść na ich oczach. Chłopcom ślinka ciekła, ale co mięli zrobić. Rozwiązaniem był pomysł Mundka, na który niechętnie przystał Edek. Wymyślił mianowicie, że trzeba ją porwać, poddać torturom i kazać jej dać te wszystkie słodycze. Kupili w aptece chloroform (bez recepty) i nałożyli go na gazę. Zadzwonili jeszcze raz na ten niesamowity dzwonek i gdy otworzyła dziewczyna w pantofelkach przyłożyli jej gazę do twarz, a ona zasnęła. Zaprowadzili ją do chaty. Mundek wpadł na pomysł przywołania duchów by wystraszyć dziewczynę do szpiku kości. Edek był temu całkowicie przeciwny więc Mundek sam wziął się do wywoływania zmarłych. Mundek jako ?znawca? duchów ubrał się w czapkę z czaszką i zaczął pisać na kartce różne słowa po czym kartkę spalił. Nic się nie działo. Chłopcy byli poróżnieni jeden był szczęśliwy z tego powodu, że nie ma duchów natomiast drugi wręcz przeciwnie. Lecz ulga chłopca szczęśliwego nie trwała długo bowiem chata zaczęła drgać. Co doprowadziło obu do popuszczenia w gacie. Charakterystyczne uderzania o ścianę jakby młotkiem doprowadzały do obłędu. Edek wziął dziewczynę i chciał uciekać (chyba się zakochał), ale się nie dało, bo drzwi były zamknięte. Co się stanie? Czy umrzemy? Te pytania przechodziły przezgłowy śmiałków. I nagle ze ściany wyłoniły się odgłosy podobne do sapania i śmiechu zarazem. Kto śmiał budzić z wiecznego snu ptasznika? Pytanie te zupełnie ich przeraziło. Lecz nie padli z przerażenia na ziemie i odpowiadali tłumacząc się bez przerwy, a gdy wyrazili ostatnie słowo brzmiące jak ?przepraszam?, ze schodów prowadzących na górne piętro zeszli rodzice młodzieńców. Teraz dopiero to było zdziwienie. Odebrało im mowę, ale właśnie w tej chwile obudziła się ?porwana za młodu? i przerwało się milczenie. Chłopcy dostali takie lanie jak jeszcze nigdy, ale oprócz tego niezłe kazanie. Mamusie i tatusiowie mówili o priorytetach i o tym, że nie należy robić sobie zabaw ze zmarłych. A co do porwania to już w ogóle szkoda słów. Mama Mundka to zaczęła tak ryczeć, że wydawało się jakby naprawdę straszyło.
Nazajutrz chłopcy mieli znowu przygodę z duchami tyle, że tym razem przyjaznymi, bo ze swoimi bliskimi. Odwiedzili ich bowiem na cmentarzu z okazji święta Wszystkich Świętych (w czasach PRL Święta Zmarłych).