Recenzja teatralna

Dnia 9 października 2005 roku w Teatrze Powszechnym wystawiono spektakl pt:”Wesołe Kumoszki z Windsoru”, który opowiada o przybyciu do miasteczka stołeznego naciągacza i samochwała Johna Falstafa, w którego rolę wcielił się Cezary Żak.
Pod prześmieszną historią intrygi znieważonych przez Falstafa windsorskich żon (J. Szczepkowska i J. Żółkowska), snuje się dosyć gorzką opowieść o życiu niby komiecznej i dobrodusznej prowincjonalnej społeczności.
Piotr Cieplak, reżyserm wpadł na świetny pomysł, by perypetie mieszkańców komedii rzucić na tło prowincjonalnego miasteczka,w którym gdy jedna pani ma katar, to całe miasto kicha. Scenografia zaskakuje pomysłowością. Akcja toczy się się w kolkunastu miejscach, jednak na scenie jest to ta sama scenografia. Jej epicentrum stanowi kanapa na tle budynku mieszkalnego, niby kamiennicy. Kanapa ta ma niezwykle metaforyczne znaczenie,gdyż jest symbolem całego miasteczka. Wokół rekwizytu toczy się akcja całej sztuki. Jest nie tylko mieszkaniem ludzi, ale także podwórkiem, gospodą, studiem nagraniowym (szkołą), w którym zostaje przepytany jeden z aktorów, ale także miejscem schadzek i randek pani Ford (Joanna Szczepkowska) z Johnem Falstafem (Cezary Żak). Tłem kanapy jak już wspomniałem jest główna ściana budynku. Ma on troje drzwi, dzięki czemu można odróżnić, kto w których mieszka. Są one także ważnym elementem, gdy Ford (Kazimierz Kaczor) szuka Falstafa, który miał spotkać się z jego żoną.
Reżyser zdecydował się na współczesne stroje aktorów. To jeden z wielu atutów sztuki, gdyż ludzi mi współczesnych bardziej intereseują nasze sprawy niż te sprzed czterystu lat. Ponadto współczesne kostiumy łatwiej oddają cechy charakteru danej postaci i widzowi łatwie jest rozpoznać osobę. Doskonale dobrana była była skórzana kurtka z ćwiekami dla Falstafa, dzięki czemu można było od razu stweirdzić, że jest to czarny charakter. Drugą osobą, której strój bardzo rzucał się w oczy, była pani Chybcik. Ta pulchna pani miała kontrastowy kostium, bardzo podkreślający jej niezgrabną figurę, miała również bardzo mocny i wyzywający makijaż, jednak dzięki temu można było zauważyć zainteresowanie wielu mężczyzn osobą Chybcikowej. Piotr Tuman, służący Mizerka to człowiek nie bardzo zorientowany we współczesnych mu czasach, jest osobą niesmiałą, doskonale to pokazuje jego granatowa, wełniana kamizelka, którą stale zakrywa odsłonięte części swego ciała. Zarówno pani Ford, jak i pani Pejcz(Joanna Żółkowska) miały stroje odpowiednie dla swego wieku. Obydwie w garsonkach w różnych odcieniach beżu, z dodatkiem szala, którym obwiązywały swe włosy. One jednak, mimo że królowały na scenie i dzięki ich pojewieniu na scenie rodzi się atmosfera, która decyduje o porozumieniu z widownią, nie miały tak znaczących strojów i makijażu. Pokazane były jako dwie zwykłepanie w podstarzałym wieku. Jednak mimo to nadrabiały pracą ciała i emanowały wdziękiem. Zapewne obydwu trudność sprawiał wiek, jednak poradziły sobie znakomicie w swej roli, potrafiły się doskonale bawić swymi postaciami. Starsi panowie, Ford (K. Kaczor) i Pejcz (S. Pieczka), stworzyli na scenie niezwykle barwną harmonię. Pejcz wprowadzał spokój, za to Ford, wciąż rozkojarzony, bał się o żonę. Pieczka, mimo wielu trudności doskonale poradził sobie z przeznaczoną mu rolą, wiele osób nie zauważyło, że aktor ma problemy zdrowotne widoczne gołym okiem. Tak samo jak lekarz i ksiądz, którzy byli obcokrajowcami poradzili sobie ze swym zadaniem. Ale tu jest wielka zasługa tłumaczenia na język polski przez Stanisława
Barańczaka. Tłumaczenie to oparte jest na grach słownych. Barańczak tłumacząc swój tekst bawił się słowami. Tworzył neologizmy, zmieniał znaczenia wyrazów, przez zmienienie literkiw słowie (przy roli walijskiego księdza). Nadał akcent, nie odmieniał wyrazów, mimo iż w języku polskim jest to konieczne. Zatem tłumaczenie jest podstawą humoru komedii.
Muzyka nie odegrała w spektaklu większego znaczenia, momentami była bardzo znaczna, ale w całokształcie nie pozostawiała śladu na widzu i słuchaczu.
Spektakl emanuje bystrością, ciągłą akcją. Oglądając go nie można się nudzić, gdyż ciągle coś się dzieje, nie ma ani odrobiny wolnego miejsca, by można było wstawić jakąś poszczególną, małą scenkę. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Sztuka ogromnie mi się podobała, jest jedną z lepszych wystawionych w Teatrze Powszechnym. Wystawiana jest od pięciu lat, a ludzi wciąż przychodzą, więc to mówi samo za siebie.