I
Przez miedzę, która podobna do szlaków
Różnych kolorów — między złotym kłosem
Tyś szła owieczka, białością i losem
Podobna owcy śród kłosów i maków.
Wtem Pluton ogniem wylatując z krzaków
Porwał cię w ręce i uniosł do piekła,
Córko Cerery — a tyś nic nie rzekła,
Weselił cię gwałt i wrzask nocnych ptaków.
Jakaż cię teraz cudotworcza siła
Porwie i znowu cudownie przemieni
W córkę świecącą kłosów i promieni,
Kiedyś ty — piekłu jak miesiąc świeciła
I tam, gdzie ludzie jadem są żywieni,
Tyś nie umarła — lecz jadła — i żyła!
II
Patrząc w twe oczy i w księgę twych losów,
Pojąłem, czemu Pluton niegdyś chwycił
I żądze swoje ogniste nasycił
Córką Cerery — onej bożki kłosów —
Wienczoną makiem, ludy cię połosów
Królową swoją piekielną uczuły,
Płacz cię nie zabił — jady nie otruły,
Ogień się nie jął twoich zimnych włosów.
Pluton cię kochał — boś mu w dom książęcy
Zarażającej miłości nie wniosła,
A nad ogień go nie kochałaś więcéj…
Więc ci zaufał, i użył za posła.
A matce oddał cię na sześć miesięcy,
Abyś piekielne w domu jajo — zniosła.