Wyjechałem z Kairu dziś ze słońca wschodem,
Mgła biała nad palmowym Kairu ogrodem
Kryła mi złote słońce… i łzy brylantowe
Zawieszała na palmach — a gmachy różowe
Zorzą mglistą… tysiącem wieżowych promieni
Przesuwając się w bujnej ogrodu zieleni,
Odchodziły… gdzieś na wschód. Oślątko me chyże
Leciało… aż się w starym oparłem Kairze.
Łódka stała u brzegu… wsiadłem do niej — płynę…
Za Nilem widać było zieloną równinę,
Po obu stronach… domki białe pełne krasy,
Za domkami dwa wielkie daktylowe lasy,
Między lasami przestwór… i na tym przestworze
Trzy piramidy… dalej… żółte piasków morze
I niebo — blade — czyste… jak Ptolemeusza
Krąg z kryształu. — Na oczach usiadła mi dusza…
Przez Nil cichy prędkimi przeprawiony wiosły,
Wysiadam… już zbliżone daktyle przerosły
Czoła dumne piramid… zniknęły pomniki
I tylko las — błędnymi pocięty promyki,
Wystrzelony pod niebo — koronami szumny,
Jak przysionek piramid — bogaty w kolumny,
Przy ludzkich dziełach — ręką zasadzony Boga…
I trzy godziny trwała pełna dumań droga,
I więcej… bo Nil jeszcze nie wrócił do łoża.
Przepływałem jeziora… aż na piasków morza
Wyniosło mię oślątko… Na piaskowym wale
Stały przede mną gmachy błyszczące wspaniale,
Twarzami obrócone do słońca — i do mnie.
Patrzałem na nie — potem na siebie… jak skromnie
Wyglądałem przy grobach — takich… na osiołku,
W pustyni piasku… w każdym topiący się dołku…
Bliżej… z pokorą wszystko opisywać muszę…
W dolinie piasku stoją trzy drzewa — dwie grusze,
A we środku spleciona z kilku palma jedna…
Chociaż w piasku… zieloność je kryje niebiedna,
Jak szmaragdy się błyszczą… stojące na straży
Przy dolinie piramid… Szczęśliwy, kto marzy
Pod liściem rozłożystym tej szerokiej gruszy,
Gdy lawiną kamieni… grobowiec się kruszy
I spada z wielkim hukiem…
Na białym kamieniu
Siadłem strudzony w drzewa szerokiego cieniu;
Myślałem, jak ten wąwóz cały piasków przebrnę…?
Co czuć będę? i oto… jakieś mrówki srebrne
Pod nogami ujrzałem grzebiące się… w piasku.
Wziąłem do rąk stworzenie perłowego blasku
I bawiło mię małe, jak ziarenko żyta…
A domek ich… jak ślady końskiego kopyta,
Obłożony wałami — w budowę półkolną…
Przejrzałem cały… potem puściłem je wolno —
Obie do rozbitego sarkofagu żłobu,
I wstawszy… szedłem prosto — o Cheopsa grobu… —
A kiedym był — u piasków przebytych połowy,
Wzniosłem czoło — spojrzałem górą ponad głowy
I nie mogłem oczyma dolecieć do szczytu
Grobów — co uleciały w krainę błękitu —
A więc oczy, ogromem piramid odparte,
Spuściłem… wkoło były grobowce otwarte,
W których… i proch umarłych — dawno powymierał.
Sfinks — czarną Kopta twarzą nad piasek wyzierał
I straszną była dzikość grobowej doliny…
Wtenczas wypadli słońcem wyschli Beduiny,
Brązowi w białych płaszczach… jak grobowe sępy
I porwały mię czarnych szatanów zastępy,
I wiedli z krzykiem w groby od wieków milczące,
Paląc pochodnie… blado na słońcu płonące.
Nim doszedłem zaściennej piramid ulicy,
Schyliwszy się podniosłem kamień soczewicy,
Która dawniej karmiła królów robotniki
I stała się pomnikiem — pomiędzy pomniki;
Ta sama kształtem… tylko wapna wziąwszy białość,
Dziś różniąca uczone głowy skamieniałość.
Postrzegłszy, żem krainę głazów ruszał senną,
Jakby mi chcieli w piaskach zadać śmierć kamienną,
Araby mię w grobowcach otoczyli gęści,
A każdy trzymał granit ważony na pięści.
Od nowej się napaści obroniłem skoro
Głaz pamiątek kupiwszy za para pięcioro.
I szedłem z Arabami… w piramidy łonie
Szukając drzwi — te były na zachodniej stronie.
Przed drzwiami — do niskiego podobną pagórka
Piramidę maleńką na Cheopsa córka.
Stanąłem… tak pokornie tu się położyła
Przy mogile ojcowskiej dziecięca mogiła,
Że łzy miałem na oczach…
W piramidy ścianach
Jest otwór… gdzie do grobu wchodzisz na kolanach.
Arab z pochodnią wpełznął… i zniknął. — Musiałem
Synom stepów się oddać i z duszą i z ciałem.
Dwóch zaprzęgło się do mnie, dłonie wzięli w kleszcze,
Trzeci lazł rakiem, świecąc, a czwarty mię jeszcze
Popychał — i w ciemnościach mnie gmachu pogrzebli
I śliskimi kominy, bez schodów i szczebli,
Wiedli w górę, aż wreszcie mogłem podnieść głowy,
Obaczywszy się żywym w Komnacie Królowéj.
I dalej korytarzem trumnianego ula
Pełznąc, obaczyłem się w Sali trupa Króla.
Blask pochodni się lekko po ścianach rozpłonił —
Sarkofag — próżny — ręką uderzyłem — dzwonił,
Jak rzecz pusta…
Wyszedłem… z granitowej skały
Jak senny… zdziwiony dniem… co świecił biały,
Palm zielonością, piasków oświeceniem złotem,
Westchnąłem z głębi piersi za niczym… a potem
Obróciwszy się, czarne — zapytałem guidy,
Gdzie — którędy się idzie na szczyt piramidy…
Pokazali mi lewy brzeg… nierówno zlany
Z ciemnej — nie oświeconej promieniami ściany.
Przemierzywszy, jak czynią podróżni roztropni,
Wielkość każdego — mnogość do przebycia stopni,
Wiedząc, jak się grobowce pod nogami kruszą,
Arabom się oddałem ciałem, Bogu duszą…
Z dwóch Beduinów tylko mój orszak się składał,
Każdy… na wyższy kamień wskakiwał — przysiadał
I podawał mi ręce… i tak szedłem długo —
Raz mi kamień był stołem — drugi raz framugą.
Trzy — a zaledwie z dołu widziane szczelinki
Były trzy komnaty — na trzy odpoczynki —
W głowy zawrocie jużem nie pomniał, gdzie idę,
I tak wszedłem… na pierwszą w świecie piramidę…