Około więc onego czasu, gdy ziemia zaczyna się od słońca odwracać i zasypia w ciemnościach.
Zawołał Jehowa dwa odwieczne Cherubiny przed tron Swój, i rzekł: Idźcie na równinę Syberyi.
A patrząc w światło Boże, zrozumieli Aniołowie, jaka była wola Pana, i zeszli w krainę mglistą ukrywszy w sobie światłość.
I przyszli na miejsce, gdzie była posieleńców szopa, lecz nie znaleźli śladu jej, wicher ją był bowiem powalił.
A z owych tysiąca zostało jakoby dziesięciu ludzi bladych i strasznych z postaci.
A przybliżywszy się Aniołowie, ujrzeli ich przy stosie „wielkim z drzewa, na którym leżał trup człowieczy.
I wzdrygnąwszy się rzekli: Ludzie, co czynicie? Azaż to jest ofiara Bogom piekielnym?
Odpowiedział im na to człowiek najstarszy: Zaprawdę, że ofiarą naszą jest trup, a Bogiem, który go przyjmie, jest głód.
Zrobiliśmy rzecz równą z naszego społeczeństwa, a rządził nami los, nie zaś żaden pan ziemski, ani króle.
A cóż więc mieliśmy czynić z wnętrznościami naszemi, i z gniazdem węży, które nam gryzło wnętrzności?
Czy Bóg pamiętał o nas? i dał nam umrzeć w ojczyźnie i w ziemi, gdzieśmy się urodzili?
Nie! Uczynił nas ludem Kaimów i ludem Samojedów… Przeklęty!
Tak mówił ów człowiek i ocierał usta, na których była krew świeża! A na to zaś Anieli:
Nawróćcie się, rzekli: i proście Boga! Albowiem pokażemy wam znak Jego gniewu ten sam, który był niegdyś znakiem przebaczenia.
I roześmieli się głośno ci ludzie, nie wiedząc, że z Aniołami rozmawiali, i rzekli: Jakiż jest znak?
A wyciągnąwszy rękę Anieli, pokazali na wielką tęczę, która przebiegła i położyła się na połowicy chmurnych niebios, mówiąc: Oto ten jest.
I straszliwe przerażenie zdjęło te ludo jady na widok rzeczy tak pięknej i błyszczącej, której Bóg użył na znak Swego rozgniewania.
A usta ich były otwarte, a języki czarne jak węgiel, a oczy ich jakoby szklanne nie odwracały się od niebieskich kolorów.
I w zadziwieniu wyrzekli imię Chrystusa i poupadali martwi.