Scena I
Poranek na leśnej łące – Skierka i Chochlik.
SKIERKA
Jak po burzy ranek świeży!
Byłem u matki bociana
I nakarmiłem.
CHOCHLIK
Ja na zamku wieży
Ucztowałem u sowy. Gdzie pani Goplana?
SKIERKA
Znów polecę po rozłogach,
Polecę łąką i borem;
Kwiatki postawię na nogach,
Rozczeszę żyto na grzędzie,
Zatrzymam się nad jeziorem,
Zawołam: labu, labusie!
I dwa Goplany łabędzie
Po wód błękitnym obrusie
Przypłyną do mnie z ajeru;
Garsteczką złotego żeru
Śnieżne ptaszęta przysypię;
I znów lecę pod leszczynę,
Gdzie łania Goplany szczypie
Błyszczącą deszczem krzewinę;
I tęczę nad nią zawieszę,
I różę nad nią rozwinę;
I znowu dalej pospieszę
Na skrzydłach babki konika.
Przypływa tuman mgły rannej, oświecony tęczą; spod bramy kolorów wychodzi Goplana.
GOPLANA
Chodźcie mnie uścisnąć, aniołki,
Bo Goplana na wieki wam znika.
O! zapłakane fijołki!
Róże moje, bądźcie zdrowe.
SKIERKA
Co ty śpiewasz?…
GOPLANA
Niestety! Niestety!
Piosenkę pożegnania.
SKIERKA
Jeszcze oczerety
Nie gną się od jaskółek, jeszcze dnie wiosnowe.
GOPLANA
Polecę w okropną krainę,
Gdzie sosny i śniegi sine,
Gdzie słońce jak gasnący żar;
Gdzie księżyc jak twarz tych mar,
Co z grobu wychodzą na cmentarz.
Anioł kar ze mną popłynie
Krzycząc mi w duszy: ?Pamiętasz
O róż i malin krainie?.
Bądźcie zdrowi! bądźcie zdrowi!
Poplątałam ludzkie czyny
Tak, że Bogu mścicielowi
Trzeba wziąć grom i upuścić
Na ludzkie dzieła i winy…
SKIERKA
My cię nie chcemy opuścić,
Goplano! Goplano! Goplano!
GOPLANA
Puszczajcie biedną wygnaną,
Kiedyś wam o mnie zaśpiewa
Piosenkę obca ptaszyna
Usiadłszy na gałązce płaczącego drzewa.
Bądźcie zdrowi! moja wina,
Że wygnana w północ lecę.
CHOCHLIK
Jeszcze ci w drodze poświecę,
Jak hajduk biegnąc z ognikiem.
GOPLANA
Dziś długim związane szykiem
Na północ lecą żurawie,
Uczepię się tego wianka,
I w powietrzu się przepławię,
Jak biedna dziewic równianka
W błękitne rzucona fale.
SKIERKA
O biada! o biada! o biada!
GOPLANA
Próżne żale! próżne żale!…
Pokazuje w głąb lasu.
Tam szarfa żurawi spada
Na łąki błyszczące rosą;
Gdy się żurawie podniosą,
Uchwycę się szarfy końca
I w błękit polecę blada,
Blada jak miesiąc od słońca,
Lekka jak liść, co opada.
Lecz nad mury gnezneńskiemi
Lecąc, zaśpiewam smutne pożegnanie ziemi.
Wychodzi – Skierka i Chochlik lecą za nią.
[edytuj]Scena II
Pod murami Gniezna wał.
Kirkor z dobytym mieczem, ze skrzydłami orlimi na barkach, wchodzi na czele wojska. – Chorągwie rozwinięte – trąby grają.
KIRKOR
do rycerzy
Człowiek, co się o berło Lachów upomina,
Nie chciał wystąpić w szranki, jak podła gadzina
Kryje się, a zebrawszy, co mówię! ten podły –
Obietnicami, złotem, zakupiwszy sobie
Mnogich stronników… rycerz z nieznanymi godły,
Walką chce tron owładać i na moim grobie
Stanąć jako na pierwszym szczeblu królowania.
Mnodzy rycerze nasi (niech nas Bóg ochrania
Od takiego szaleństwa i takiej ślepoty!),
Mnodzy nasi rycerze przeszli pod namioty
Jasnego oszukańca, lecz Bóg patrzy z nieba
W serca ludzkie; nam zdrajców przekupnych nie trzeba.
Skoro przybędzie Popiel, po którego w lasy
Posłałem trzech rycerzy, z orlimi hałasy
Rzucimy się na złoty obóz samozwańca.
do rycerzy stojących na murach
Wy zamykajcie bramy… Niech z każdego szańca
Na pole walki patrzą mnogie samostrzały.
Gdybym ja przegrał, zginął, to jeszcze te wały
Długo bronić się mogą… Niech wam siwe głowy
Przypomną chwile strachu, że mur południowy
Najsłabszy, że tam trzeba postawić mur ludzi.
Ale da Bóg, że miasto jutro się obudzi
Wolne od zgrai łotrów.
RYCERZE
Zwyciężysz, Kirkorze!
KIRKOR
Jeśli Bóg da… ach! kiedyż ja przyłbicę złożę!
Kiedyż wrócę do żony? kiedyż ujrzę koniec
Krwawym sprawom królestwa i rozbojom?
JEDEN Z RYCERZY
Goniec.
Wchodzi Goniec kurzawą okryty.
KIRKOR
We trzech wysłani w bory, nie przyprowadzacie
Pustelnika Popiela?
GONIEC
Okropność!
KIRKOR
Czy w chacie
Nie znaleźliście starca? mów… walka nas czeka.
GONIEC
W celi nie było starego człowieka;
Lecz na skrzypiącej gałęzi przed chatą
Trup jego wisiał na grubym powrozie.
Z białymi włosy i z podartą szatą
Wicher się bawił i trupa kołysał
Jak stara mamka.
KIRKOR
Trąbić po obozie
Hasło do walki! – Los jemu dopisał,
Do śmierci gonił nieszczęściem i zabił
Nieznaną ręką. – Serceś mi osłabił
Twoją powieścią, spraw się dobrze w boju –
Mówisz, że wisiał?
GONIEC
W pustelniczym stroju
Wisiał przed chatą. Na nieszczęsnym drzewie
Wrona krakała…
KIRKOR
Idźmy! niech w powiewie
Tańczą chorągwie… idźmy! ścisnąć szyki!
Nadzieja w męstwie. – Niech zaczną łuczniki!…
Wychodzi z wojskiem.
[edytuj]Scena III
Namiot Balladyny.
Kostryn i Balladyna w zbrojach – z hełmami zapuszczonymi wchodzą na scenę.
KOSTRYN
Zostań w namiocie, nie wychodź na pole,
Bo, jak przeczuwam, wkrótce kirkorczycy
Walkę rozpoczną. Obóz jego w dole,
A nasz na górze jak gniazdo orlicy.
BALLADYNA
Wiele dusz stanie za chwilę przed Bogiem.
KOSTRYN
Gdzie młócą żyto tam plewy z omłotku
Lecą pod niebo. Stój za gumna progiem
I nie rozplątuj znów na kołowrotku
Sczero-sumiennym – zaplątanych pasem
Dziwnej przeszłości.
Wchodzi Żołnierz.
ŻOŁNIERZ
Z okropnym hałasem
Idą do boju szyki Kirkorowe.
KOSTRYN
Królewiczątko moje, bądź mi zdrowe!
BALLADYNA
Czy zwyciężymy?
KOSTRYN
Siedź, pani, w namiocie.
Niechaj cię próżność nie prowadzi w złocie
Na oczy słońca i na łuków żądła.
Bogdajbyś cicho śpiewała i prządła
Szatę królewską lub śmierci koszulę;
To albo drugie pewnie ci się przyda…
Ha! ha! z proc lecą ołowiane kule,
Patrz jak kolczate… hej, giermku, gdzie dzida?
I tarcza moja.
Bierze tarczę i dzidę z rąk giermka i wychodzi.
BALLADYNA
sama
Jeżeli zwycięży,
Jak mu nagrodzę? w ziemi całej łonie
Nie znajdę kruszcu na zalanie gardła
Temu Niemcowi. Lecz jeżeli przegra?
Jeżeli przegra, to się wszystko skończy
Chwilą okropną, wszystko się rozwiąże
Jak straszna bajka jakiej czarownicy:
Przegrała, w piersi przebiła się nożem,
A nóż zatruty był jadem gadziny.
Gdzie ta kobieta? Obaczyłam w lesie
Babę, podobną do roztrzaskanego
Piorunem dębu… kazałam potworze
Z krukami śmierci gonić za obozem
I przynieść jadu czerpanego z węży.
Stara Kobieta w łachmanach wchodzi, podnosząc zasłonę namiotu.
Jesteś?
STARA
Przyniosłam rożek ludomoru.
BALLADYNA
Daj… i uciekaj do ciemnego boru,
Uciekaj, mówię, stara czarownico;
A spróbowawszy na kim tego jadu,
Zapłacę tobie… precz bo cię pochwycą
Rycerze moi i na rzece spławią.
Ucieka stara kobieta.
Okropna jędza… Włos by gniazdo gadu
Wisi w postronkach, a oczy się krwawią
Jak zęby wilcze obroczone w ścierwie.
Nóż ten zatruty piersi mi rozerwie,
Jeżeli w ręce męża wpadnę żywa,
I serce moje bijące ukąsi
Jak żądło osy. Już po jednej stronie
Jadem zmazany okropnie poczerniał,
I zarumienił się rdzą, pozieleniał;
A druga strona jeszcze nie dotknięta
Śliną wężową, czysta jak tasaki
Świeżo na krętym brusie pociągnione.
Wchodzi Żołnierz.
Co słychać?
ŻOŁNIERZ
Panie! wszystko zawichrzone
Na polu walki jak w burzliwej chmurze.
BALLADYNA
Czy przegrywamy?
ŻOŁNIERZ
Na szańcowej górze,
Gdzie rosną brzozy nad źródłem, widziałem
Grafa Kirkora; otoczony wałem
Zabitych ludzi, trzyma się i siecze
Jasną siekierą.
BALLADYNA
Z czymżeś ty, człowiecze,
Do mnie przysłany?
ŻOŁNIERZ
Donoszę ci, książę,
Że dwiestu ludzi przekupionych wczora
Przeszło na polu z szeregów Kirkora
Na stronę naszą. Jeśli się rozwiąże
Na lewym skrzydle łuczników gromada
Kupiona złotem, pole będzie nasze.
BALLADYNA
Jeszcze nie przeszli! opieszała zdrada
Gorsza niż wierność… Idź w bojową kaszę
Z łyżką żelazną, jeżeli w nią wpadnie
Głowa jakiego wodza, będziesz panem…
Rozumiesz? Można spoza góry snadnie
Podejść… zaskoczyć na plecy – czakanem
Ciąć w łeb stalowy. – Idź – bić – zabijać.
Wchodzi drugi Goniec.
GONIEC
Lewe się skrzydło zaczęło rozwijać
I pierzchać w Gnezno… wkrótce walki koniec.
Przy nas zwycięstwo…
BALLADYNA
Dobrej wieści goniec
Niech ma zapłatę…
daje pieniądze
Czy wódz wrogów wzięty?
GONIEC
Widziałem sztandar Kirkora zatknięty
Na małym wzgórku, gdzie rosną trzy brzozy;
A trupów szaniec urosł tak wysoko
Około niego, że my pełni zgrozy,
Ani wziąć wodza mogliśmy na oko,
Ani przestąpić umarłego wału.
BALLADYNA
Jeżeliś pełny męstwa i zapału,
Jeśli chcesz kiesy po wierzch pełnej srebra –
Idź na ten wzgórek, niech ci trupie żebra
Będą drabiną, postronkami włosy.
Idź i zabijaj…
Słychać okrzyki.
Co to są za głosy?
Kostryn wchodzi zbrojny i krwią pomazany.
A Kirkor?
KOSTRYN
Zginął…
BALLADYNA
chowając nóż zatruty po jednej stronie
Miałam nóż gotowy…
Winnam ci życie. Naczelników głowy…
Niech kat pościna – idź, wydaj rozkazy…
Kostryn wychodzi.
GŁOSY ZA NAMIOTEM
Niech żyje wódz nasz, Fon Kostryn!
BALLADYNA
Niech żyje
Wódz wasz, Fon Kostryn… powtarzam wyrazy
Jak głupia sroka… rzucę się na szyję
Niemca i węzłem pocałunków zduszę.
Kostryn wprowadza poselstwo ze stolicy – jeden z obywateli niesie na tacy złotej chleb i sól.
KOSTRYN
Oto poselstwo z poddanej stolicy.
BALLADYNA
Kazałeś wieszać?
KOSTRYN
Pierwsi buntownicy
Już zgromadzeni pod maćkową gruszę;
A ta się cieszy, że do siego roku
Dwa razy będzie nosiła owoce.
BALLADYNA
do poselstwa miejskiego
Czego wy chcecie?
Posłowie klękają.
POSEŁ MIEJSKI
Aniele z obłoku!
Do ciebie serca narodu sieroce
Wznoszą się wszystkie, ty bądź kraju panem.
Stolica całym zniżona kolanem
Czeka na ciebie z otwartymi bramy.
Witaj więc! witaj, miły hospodynie!
Serca i skarby, i wszystko, co mamy,
Pod nogi twoje strumieniem popłynie,
Boś już zasłużył na wdzięczność narodu
Skaraniem hersztów, którzy nas uwiedli.
Ci nas mękami, karą miecza, głodu,
W mieście trzymali; a nasze zaś serca
Ciebie szukały. Obyśmy dowiedli,
Że między nami żaden przeniewierca
Na gniew twój, wielki panie, nie zasłużył,
Obyś żył długo, obyś skarbów użył,
Obyś nieszczęsną przyciśnionych dolą
I tu przed tobą klęczących na prochu
Przyjął łaskawie. Chlebem cię i solą
Witamy, panie.
BALLADYNA
do Kostryna
Czy z tego motłochu
Żaden przeciwko mnie nie nosił broni?
KOSTRYN
Dwóch językami walczyło po mieście,
Lud namawiając do boju.
BALLADYNA
Gdzie oni?
KOSTRYN
wskazując
Pan burmistrz Kurier i Pismo.
BALLADYNA
Powieście
Obu rycerzy burmistrzów na dzwonie
Wieży zamkowej.
PIERWSZY Z POSŁÓW
Panie! w twoim łonie
Kamienne serce.
BALLADYNA
To wreszcie, to wreszcie
Na wasze prośby ułaskawiam obu.
Wybić im zęby i wyłamać szczęki,
Niech nie walczą.
PIERWSZY Z POSŁÓW
Więc nie ma sposobu
Ubłagać ciebie przez łzy ani jęki,
Żelazny panie nasz?
BALLADYNA
Jestem kobietą.
Widząc, że się cofają z przerażeniem
Cóż to? cofnęli się jak od zarazy,
I znów jak wiatrem kołysane żyto
Biją głowami?
PIERWSZY Z POSŁÓW
Na twoje rozkazy
Czekamy, pani planuj z ludu wolą.
BALLADYNA
Bez ludu woli… Dajcie mi chleb z solą.
Posłowie, ufam drożdżom tego ciasta.
Chodź tu, Kostrynie. Winnam ci tak wiele,
Że ci półowa zdobytego miasta,
Półowa kraju i chleba półowa
Słusznie należy…
Wyjmuje nóż zatruty po jednej stronie i rozcina na dwoje chleb.
Wszystkim się podzielę,
A serce weźmiesz całe.
KOSTRYN
klękając
O! królowa!
BALLADYNA
kosztując chleb, widzi, że Kostryn także je podaną sobie połowę
Czyń, co ja czynię. Nie lękam się jadu
W chlebie poddanych. Choćby miasto żyta
Użyli łusek żelaznego gadu,
Smaczną ci będzie żelazem zdobyta
Bułka… jedz, proszę… trzeba ludziom wierzyć.
A teraz każcie z triumfem uderzyć
W trąby zwycięskie. Idźmy, wojownicy,
Do otworzonej żelazem stolicy.
Wychodzi oparta na Kostrynie, za nią posłowie i lud.
[edytuj]Scena IV
Sala królewska w Gneźnie – tron w głębi – Kanclerz u stóp tronu.
Panowie państwa. Wawel dziejopis. – Paź. – Dwór. – Sędziowie.
KANCLERZ
Wszystko gotowe na przyjęcie pana.
Zasiądźcie teraz ławy po urzędzie:
Przy samym tronie wodzowie i sędzie,
Szafarze zboża, dolewacze dzbana,
Niech wszystkich razem nowy król powita.
Wchodzi Goniec.
GONIEC
Świetny urzędzie, wieść przynoszę ważną,
Nasz król, pan nowy – kobieta.
KANCLERZ
Kobieta!
WSZYSCY
Królem kobieta!
KANCLERZ
Niech będzie odważną,
Jak była Wanda… niech tak dobrą będzie,
Ale szczęśliwszą.
Goniec drugi wchodzi.
GONIEC
Prześwietny urzędzie!
Królowa weszła już do bram stolicy.
KANCLERZ
Każcie, niech wszystkie serca na dzwonicy
Biją dzień cały, tak jak serca ludu.
PIERWSZY Z PANÓW
Wieszczbiarz nie może wytłumaczyć cudu,
Co się ukazał dzisiaj narodowi.
Lud niespokojny.
KANCLERZ
Co za cud?
PIERWSZY Z PANÓW
Nad opis.
Jeżeli chcecie, to go wam opowie
I w księgi wpisze szlachetny dziejopis
Królów na Gneźnie.
KANCLERZ
Przemądry Wawelu,
Czy sam widziałeś?
WAWEL
Co widziało wielu,
Mogę poświadczyć jak świadek naoczny.
Dnia tego ranek był po stronach mroczny,
Lecz się wyjaśnił ku wschodowi słońca –
Więc jak widziałem prawie sam… od końca
Niebios, skąd błyszczy gwiazda Oryjona,
Wyleciał, lecąc sznur żurawi biały,
A na nim wisząc za śnieżne ramiona
Mglista niewiasta.
KANCLERZ
I wszystko widziały
Twe własne oczy, przemądry Wawelu?
WAWEL
Nie ja widziałem, lecz widziało wielu;
Mogę przyświadczyć na rzecz z mego czasu.
PAŹ
Ja sam widziałem z goplańskiego lasu
Za żurawiami lecącą dziewczynę.
Ta na ostatnią orszaku ptaszynę
Padając, białe zawiązała rączki
Za szyję ptaka; a głową do ziemi,
Sypała włosów rozwite obrączki
Jasne jak słońce, i tak na warkoczu,
Gdy promieniami rozlał się złotemi,
Leżała płynąc.
KANCLERZ
Trzeba dziecka oczu,
Aby na szmatach niebieskiego płótna
Obraz widziały.
Ściemnia się jak przed burzą.
JEDEN Z PANÓW
Co to? ciemność smutna
Na tron nam upadła i nam na oblicza:
Jak zaćmionego słońca tajemnicza
Zieloność – bladzi staniemy przed panią.
KILKU
Okropna ciemność.
Wchodzi Strażnik wieży.
STRAŻNIK
Nad blaszaną banią
Królewskich zamków, skąd w niebo wytryska
Igła złocona, okropne chmurzyska
Wokoło się czarnym owinęły wiankiem
I coraz grubsze już wiszą nad gankiem,
Gdzie ustawiona muzyka królewska.
A cała nieba równina niebieska,
Jakby się z jednej urągała chmury.
KANCLERZ
Bijcie w dzwony.
STRAŻNIK
Łono ma z purpury
Ognistej…
KANCLERZ
Deszczu potrzeba, niech pada.
STRAŻNIK
Na czarnym wozie jakaś jędza blada,
Stu żurawiami wywieziona z piekła,
Wężami stado wędrujące siekła
I kierowała nad zamek do chmury.
Siedzi w mgle teraz, ale jęk ponury
Piekielnych ptaków z mgły się wydobywa.
Słyszycie?
Słychać jęk z wieży.
KANCLERZ
Prawda, jakiś jęk nieznany!
PANOWIE
zrywając się z ław
Okropność!…
KANCLERZ
Niech się żaden z ław nie zrywa.
A ty, strażniku, musiałeś być pijany,
I sam stworzyłeś wieść o czarownicy.
STRAŻNIK
Ja sam widziałem i lud z okolicy,
I lud gnezneński…
OKRZYKI
za sceną
Niech żyje królowa!
Balladyna wchodzi w królewskim ubiorze, w koronie. Kostryn w zbroi. – Lud.
KANCLERZ
Pani! niech będzie poświęconą głowa,
Co nam przynosi koronę Popielów.
Witaj i panuj tak mądrze i szczodrze,
Ażebyś z Bogiem do najświętszych celów
Lud prowadziła. Przewiąż się na biodrze
Szatą czystości, czoło wznieś do nieba.
Daj łaskę winnym – daj łaknącym chleba.
A wszystkim niechaj rządzi sprawiedliwość.
BALLADYNA
z tronu
Cóż mam uczynić?
KANCLERZ
Praw naszych gorliwość
O dobro ludu stanowi od dawna,
Że król, nim siądzie do pierwszego stołu,
Nim da spoczynek strudzonemu czołu,
Które uciska w dzień korona sławna:
Wprzódy na ławie sądowniczej siada,
I rozwiązuje kryminalne sprawy.
BALLADYNA
Niech się tak stanie, jak wasze ustawy
Każą…
Kostryn chwieje się i pada.
JEDEN Z PANÓW
Co to jest? wódz blednie i pada?
BALLADYNA
przystępując do leżącego Kostryna
Co to się znaczy… słabo ci?
KOSTRYN
Umieram.
BALLADYNA
Panie mój! drogi!
KOSTRYN
Precz! jędzo trująca!
Zrzućcie ją z tronu – ja pierwszy otwieram
Grobowiec ciemny dla ludzi tysiąca,
Co będą żyli pod nią…
BALLADYNA
On w malignie…
Wynieść go! wynieść!… ciało jego stygnie…
Niech lekarz jaki uzdrowi go, za to
Połową kraju zapłacę.
LEKARZ
Już skonał.
Wynoszą ciało Kostryna, lekarz idzie za nim.
KANCLERZ
Pani, okropną zasmucona stratą,
Znoś ją cierpliwie. Bóg ciebie przekonał,
Na samym wstępie u złotego tronu,
Że przy tych szczeblach stoi widmo zgonu
I czeka na nas.
BALLADYNA
do siebie
Już przeszłość zamknięta
W grobach… Ja sama panią tajemnicy.
głośno
Każcie wojennym brańcom rozkuć pęta,
Zastawić stoły na rynkach stolicy
I dawać co dnia dla żebraków strawę.
KANCLERZ
Wdzięczność i sława tobie.
BALLADYNA
Ja o sławę
Nie dbam, a wyższa teraz nad sąd ludu,
Będę, czym dawno byłabym, zrodzona
Pod inną gwiazdą. Życie pełne trudu
Na dwie półowy przecięła korona.
Przeszłość odpadła jak od płytkiej stali,
Którą po stronie jednej ośliniła
Żmija – półowa jabłka leci zgniła
I czarna jadem. Wyście mnie nie znali
Taką, jak byłam – niech więc lud nie śledzi
Przeszłości mojej. Wiecie, com wyznała,
A resztę wyznam księdzu na spowiedzi.
Ha! jeszcze jedno – poszukajcie ciała
Grafa Kirkora między gęste trupy.
I na ten wzgórek, gdzie już tylko słupy
Brzóz odrąbanych mieczami się biela,
Zanieście mary z jedwabną pościelą,
Na tej pościeli przynieście śpiące
Zwłoki Kirkora… Niech ludu tysiące
Płacze przy marach tego, co z orężem
Poległ mym wrogiem… a był moim mężem –
Zaprawdę mówię, ja – po grafie wdowa.
Lecz niech nie roi bajek tłum gawiedzi;
Co miała wyznać, wyznała królowa,
A resztę powie księdzu na spowiedzi.
Teraz, kanclerzu, wywołaj przede mnie
Zbrodniów – na pierwszym siedzę trybunale.
Jeśli fałsz wydam, niechaj będzie ze mnie
Gniazdo robaków! niech się ogniem spalę!
Ani mię ujmie dobroć, ani trwoga,
Ani odwiodą ludzie, ani czarty.
Przysięgam sobie samej, w oczach Boga,
Być sprawiedliwą.
KANCLERZ
Woźni!
WOŹNI
Sąd otwarty.
KANCLERZ
Oto jest księga praw. – Oto Zbawiciel
Na suchym drewnie krzyża rozpostarty.
Ucałuj księgę i krzyż!
WOŹNY
Oskarżyciel.
Staje Lekarz zamkowy.
KANCLERZ
Ktoś jest?…
LEKARZ
Królewski lekarz.
KANCLERZ
O co sprawa?
LEKARZ
O jadotrucie.
KANCLERZ
Na kim?
LEKARZ
Na Kostrynie.
Twój wodz, o pani można i łaskawa,
Otruty skonał; wielki rycerz ginie
Od jadu, co zowie się ludomorem.
Na jego ciele żelaznym kolorem
Wyszło tysiące plam; skonał otruty.
KANCLERZ
Kogoż posądzasz?
LEKARZ
Niech sąd szuka winnych.
BALLADYNA
Zbrodniarz nieznany? odłożyć do innych
Sądów tę sprawę. Niech ma czas pokuty.
KANCLERZ
Zwyczajem kraju jest, mościa królowo,
Wydawać wyrok choćby nad nieznanym,
I zawieszony miecz trzymać nad głową
Tajnego zbrodnia, aż będzie schwytanym
I da nam gardło.
BALLADYNA
Są jednak zbrodniarze
Wyżsi nad wyrok, święci jak ołtarze,
Niedosięgnieni…
KANCLERZ
Takich Bóg ukarze.
Do ciebie ziemski wyrok dać należy
Szczero-sumienny.
BALLADYNA
Cóż wyrzekły prawa?
KANCLERZ
Jeżeli który z szlachty i z rycerzy
Trucizną gorzką na życie nastawa
Równego sobie i dopełni czynu,
To kara miecza. Jeśli zaś kto z gminu
Otrucie spełni…
BALLADYNA
Dosyć!…
KANCLERZ
Sądź, królowo.
Niechaj u ciebie mniej waży praw słowo,
Niż głos sumienia.
BALLADYNA
Skończmy! Otrawiciel
Winien jest śmierci.
KANCLERZ
Na zamkowym progu
Otrąbić wyrok. A jeżeli mściciel
Kat nie wypełni, zostawiamy Bogu!
Słychać trąby.
Niech teraz stanie drugi oskarżyciel.
Wchodzi Filon z nożem i z dzbankiem malin, ubrany w kwiaty.
Ktoś jest?
FILON
Cień tego, czym byłem! O! smutki!
Wyście mi pamięć odjęły na wieki,
Dręcząc pamięcią. Jako nezabudki,
Trącane ciągle od płynącej rzeki,
Znajdują radość w ciągłym kołysaniu
Błękitnej fali: tak ja, bity falą
Płynących smutków, we łzach i w niespaniu
Ulgę znajduję.
KANCLERZ
Prawodawczą szalą
Nie można ważyć tego człeka mowy.
Tłumacz się jaśniej.
FILON
Oto malinowy
Dzbanek, a oto nóż. A te maliny
Były pod głową zabitej dziewczyny,
Nóż był w jej piersiach. Niechaj z tego dzbanka
Wypłynie nowy Eurotas płaczu,
Niech zaprowadzi smutnego kochanka
Falą przejrzystą do kochanki grobu,
A ja mu powiem: „Strumyku tułaczu,
Dzięki ci wieczne, w grobie dla nas obu
Będzie spoczynek i cichości morze.
Przebacz, Apollo! promienisty Boże!
Że łzy przyszedłem przed ludźmi wylewać
I smutek z nimi łamać jako chleby.
Przychodzę ludziom smutną pieśń wyśpiewać,
Przyszedłem jako Orfeusz w Ereby
Prosić Plutona, by mi wrócił żonę”
Słuchajcie! Ona żoną moją była,
Żoną mej duszy; dziś jedna mogiła
Zamyka białe ciało, zakrwawione
Tym nożem… patrzcie! Oto na tym dzbanku
Znalazłem martwą, o wiosny poranku,
Zabitą nożem.
KANCLERZ
W tej zawiłej skardze
Czuć zbrodni zapach…
BALLADYNA
Kanclerzu, ja gardze
Szalonych ludzi zaskarżeniem.
KANCLERZ
Pani!
Sąd winien śledzić do ostatka, ani
Pogardzać smutnym psa na kogo wyciem,
Więcże, pasterzu, rozstała się z życiem
Twoja małżonka? I znalazłeś ciało
Nożem przebite. Kiedy to się stało?
FILON
Trzy razy księżyc i gwiazdy pobladły
Przed Apollinem.
KANCLERZ
Mów, na kogo padły
Twe podejrzenia o zabójstwo krwawe?
FILON
Ach! Parki! Parki! Parki! niełaskawe
Przecięły srebrną nitkę jej żywota;
Może też z nieba jaka gwiazda złota
Pozazdrościła mej kochance blasku
W oczach, i oczom zawrzeć się kazała.
KANCLERZ
Gdzież ją znalazłeś?
FILON
W dumającym lasku,
Pod cieniem wierzby rozpłakanej, spała
Snem nieprzespanym.
KANCLERZ
Zawikłana sprawa.
Wydaj, królowo, wyrok na nieznanych,
Radź się sumienia.
BALLADYNA
A jak sądzą prawa?
KANCLERZ
Za śmierć chcą śmierci.
BALLADYNA
Z tych pozabijanych
Nie będziem mieli prochu ani ćwierci.
KANCLERZ
Wydaj sumienny sąd.
BALLADYNA
Winna jest śmierci.
KANCLERZ
Winna… Więc sądzisz, że zbrodniarz niewiasta?
BALLADYNA
Sądzę, jak sądzę…
KANCLERZ
Niech ludowi miasta
Otrąbią wyrok na zamkowym progu.
Katowi zemsta należy lub – Bogu.
trąby
Niech teraz stanie oskarżyciel trzeci.
Wchodzi ślepa Wdowa, matka Balladyny.
Ktoś ty jest?
WDOWA
Wdowa.
KANCLERZ
Na kogo?
WDOWA
Na dzieci
Skargę zanoszę… Mówią, że królowa
Piękna jak anioł, niechaj ona sądzi…
Miałam dwie córki, stara, biedna wdowa,
Żywiłam obie. – Jak to często błądzi
Człowiek na ziemi, czekając pociechy –
Młodsza uciekła spod matczynej strzechy,
Niedobre dziecko. Lecz druga… o Boże!
Królowo moja, ty jak anioł biała,
Sądźże ty sama! – Druga poszła w łoże
Wielkiego grafa; bogdajbym skonała,
Jeśli ja kłamię; graf ją wziął za żonę.
Królowo moja, bogdaj ci koronę
Bóg wiecznie trzymał na tej mądrej główce,
Osądź!… W tej drugiej córce jak w makówce
Było rozumu. Graf ją kochał bardzo,
Ale ja matka kochałam jak matka!
Aż tu w jej zamku już służalce gardzą
Biedną staruszką – cierpię do ostatka
Wzgardę służalców, grób był dla mnie blisko –
Aż tu mnie jednej nocy te córczysko
W obliczu ludzi zaprzało się głośno…
A! córko, mówię, bądźże ty litośną
Dla starej matki, co już bliska truny.
Była noc straszna i deszcz, i pioruny,
Pioruny i deszcz, i ciemno, i burza.
Córka kazała wypędzić z podwórza
Mnie, starą matkę, na wichry i deszcze,
W noc i w pioruny, i w burzę, i jeszcze
Głodną kazała. Niech jej Pan Bóg Stwórca
Przebaczy! – Głodną wypędzić z podwórca,
Do lasu… Wiatr mię poniósł za łachmany,
Piorun wypalił oczy. O! różany
Mój królu! złoty mój panie! litości!
KANCLERZ
Pani, ty milczysz? Takiej nieprawości
Mszczą się okropnie nasze mądre prawa.
BALLADYNA
Przecież nie śmiercią?
KANCLERZ
Lechitów ustawa
Śmierć przepisuje na niewdzięczne dzieci.
Niechaj cię księga naszych praw oświeci,
Czytaj… i czytaj we własnym sumnieniu.
A ty, staruszko, nazwij po imieniu
Wyrodną córkę, a kat ją ukarze,
Chociażby z pierwszym grafem państwa w parze
Los ją powiązał… Powiedz grafa miano
I córki imię, a prawa dostaną
Przez mury zamku jej serca i głowy.
WDOWA
Co? śmierć na córkę?… Panie, bądź mi zdrowy.
Żegnaj, królowo, ja wracam do boru,
Będę żyć rosą…
KANCLERZ
Podług ustaw toru,
Kto zaniósł skargę, odstąpić nie może.
Wyznaj…
WDOWA
Nie! nie! nie!
KANCLERZ
Wziąć na tortur łoże,
I wszystkie stawy jej w żelazne kleszcze,
Cóż? Wyznaj, stara…
WDOWA
Nie, panie.
KANCLERZ
Raz jeszcze
Pytam się ciebie o imię złej córy.
WDOWA
Ona niewinna.
KANCLERZ
Wziąć ją na tortury.
WDOWA
wydzierając się straży
Królowo moja, zlituj się! ja stara!
Ja bym być mogła matką twoją… Boże!
Ty nic nie mówisz? Nic?… To jakaś mara
Straszna na tronie. Więc ja się położę
Na tych żelazach i skonam, a w niebie
Bóg wam odpuści.
KANCLERZ
Wygadasz w boleści.
WDOWA
Panie mój! jasny panie! i u ciebie
Żelazne serce.
Odchodzi ze strażą.
KANCLERZ
Praw się trzymam treści.
A za to niech mię wielki Bóg obwini,
Lub uniewinni. A ty, monarchini,
Wiedz, że mam serce pełne łez, goryczy
I przerażenia.
Słychać jęk.
Co to jest?
ŻOŁNIERZ
To krzyczy
Stara kobieta…
KANCLERZ
I nic nie wydała?
ŻOŁNIERZ
Nic…
KANCLERZ
Poczekajmy.
BALLADYNA
Z mego teraz ciała
Kat zrobił sercu torturę… rozciąga…
Wody!…
Podają pić.
ŻOŁNIERZ
Już zdjęta z żelaznego drąga.
BALLADYNA
Już!… Powiedziała co w bolach?
ŻOŁNIERZ
Umarła.
BALLADYNA
Umarła, mówisz?
ŻOŁNIERZ
Jak ją kat położył
Na tortur kleszczach, to oczy zawarła;
A patrząc na nią, kto by się pobożył,
Że to kościany Chrystus był bez ducha.
Każda kosteczka wywiędła i sucha
Przez rozciągniętą skórę wyglądała
Prosząc o litość…
KANCLERZ
I nic nie wydała?
ŻOŁNIERZ
Umarła cicho… A na suchej twarzy
Dwa wykopała dołki śmierć kościana,
I w obu dołkach stoją łzy.
BALLADYNA
Od rana
Siedzę na sądach, a żaden z nędzarzy
Tak nie pracuje długo i tak znojnie.
Już noc, panowie.
KANCLERZ
Nie… to czarna chmura
Wisi nad zamkiem. Poradź się spokojnie
Twego sumnienia, czego wartą córa,
Dla której matka taką śmiercią kona?
BALLADYNA
Wy ją osądźcie.
KANCLERZ
Niech twoja korona
Przybierze blasku sądem sprawiedliwym.
Ona zaprawdę winna ogniem żywym
Być obrócona na węgiel piekielny.
Osądź ją…
WSZYSCY
Osądź!
KANCLERZ
Jak Bóg nieśmiertelny,
Winna jest sądu.
WSZYSCY
Pociąć ją na ćwierci.
KANCLERZ
Radź się sumnienia i sądź.
BALLADYNA
po długim milczeniu
Winna śmierci!
Piorun spada i zabija królowę – wszyscy przerażeni.
KANCLERZ
Król-kobieta piorunem boskim zastrzelony;
Zamiast w koronacyjne bić w pogrzebu dzwony!
Koniec aktu piątego