Jan Bielecki – Rozdział II

W Brzezan miasteczku,w kościele u fary
Jaśnieje ołtarz – potężne organy
Wstrząsają pełne grobowców filary,
Po ławkach jasne migają żupany;
Tam pożółkniały ksiąg pargamin stary,
A owdzie stoczek złotem malowany.
Ołtarz upstrzony woskowymi kwiaty,
Służba rozwija kobierzec bogaty.
Swaty i drużby wystąpili strojno
I młoda para przysięgi powtarza.
Z otwartym czołem,Jan Bielecki zbrojne,
W husarskiej zbroi,w misiurce ze stali,
Jako do bitwy stanął do ołtarza,
Patrzy na młodą,a wzrok mu się pali.
Przy męskiej piersi,gdzie żelazo lśniło,
Od lubej w miłym dany upominku
Skłaniał się bukiet z róży i barwinku
I drżał listkami,tak mu serce biło,
Tak silnie piersi wstrząsały puklerzem…
A dalej swaty za młodym rycerzem,
A dalej bracia husary,pancerni,
A dalej służba w wielkim stoi kole,
Zbroją od prostej odróżniona czerni.
Piękny to widok,gdy przed wrogów tłumem
Rozwiną skrzydła na barkach sokole
I jako ptaki głuszą skrzydeł szumem.
Lecz panna młoda jakże przystrojona!
Trudno weselne opisać ubiory.
Ślubna jej szata była w dwa kolory;
Błękitną barwą lśniąca jedna strona,
Bo takie było męża herbu pole;
A na mienionym jedwabiu lazurze
Lśnił się herb,srebrne księżyca półkole,
Gwiazda,nad gwiazdą hełm o strusim piórze.
A druga strona sukni szkarłatowa
I herb dziewicy szyty na szkarłacie,
Srebrzyste strzemię i złota podkowa.
Piękna to szata,a przy takiej szacie,
O jakże cudna,gdy się wstydem płoni!
Widne łzy w oku,widne drzenie dłoni,
I cała postać powiewna i drząca.
Jej śnieżne łono westchnieniem odtrąca
Tę młodą różę,co wpół wychylona,
Aksamitnego dotknęła się łona.
Dlaczegoż smutna?…Patrz,na wód lazurze
Kwiat się przegląda w jeziora krysztale;
Choć chmury słońca nie zakryją światu,
Kwiat liście zwiesza i kryje się w fale;
Lilija wodna może przeczuć burze,
Kwiat czuje – ona miała czucie kwiatu..
Wracają tłumnie weselne orszaki,
Zagrali grajki,grzmią liczne wystrzały;
I pochodniami świecili kozaki,
Noc księżycowa widna jak dzień biały.
„Stójcie!– zawołał pierwszy swat – przede mną
Nie widzę domu…Janie,wszak tu droga
Do twojej chaty?Ha!cóż to?dla Boga!
Czy dom twój zniknął?czy mi w oczach ciemno?
Ale nie,widzę – oto orzą pługi,,
Wieśniak ostatniej miedzy doorywa…”
Kiedy to mówił – przybiegł jeden,,drugi,
Patrzą,nie wierzą – sam Jan staje,,słucha,
Blednieje – nagle z tłumu się wyrywa;;
A w tłumie była cichość straszna,głucha.
Wkrótce Jan wrócił – prędko jak błysk gromu,,
Stanął przed żoną obłąkany,blady.
Na jego szatach widać krwawe ślady…
„Anno!– rzekł – Anno!!wracaj!– nie mam domu!!
Nie wrócę z tobą,obelga dotkliwa!
Zniósłbym nieszczęście,lecz nie zniosę sromu.
Już mnie domowe szczęście nie omami,
Wracaj,o Anno!ty będziesz szczęśliwa,
W twoim objęciu zalałbym się łzami.
Ja nie mam domu!…– Zadrzał – i spiął konia,,
I jak wiatr szybko poleciał przez błonia.
Nazajutrz rano pochowali w grobie
Starca,co orał grunt ostatniej miedzy.
Bielecki zniknął – żadnej o nim wiedzy,,
A po nim żona chodziła w żałobie.
Jej serce straszne skołatały ciosy,
Po śnie wesela został płacz – pierścionek..
Nazajutrz rano,skoro spadły rosy,
Gdzie był dóm Jana,samotny skowronek
Wzleciał nad skiby przeoranej roli
Nucąc piosenkę smutku i niedoli.