Maria Stuart – Akt I

Scena I

Sala w pałacu Holy Rood.

MARIA STUART, RIZZIO, PAŹ

PAŹ
biega prędko

Smutne wieści przynoszę, posłuchaj, królowo;
Od dawna cię znieważa płochy lud stolicy;
Dziś jeszcze byłem świadkiem, jak zniewagę nową
Wyrządził twym pałacom, królewskiej kaplicy.
Dziś, królowo, nad rankiem, za ogrodu murem,
Ujrzałem piękne maski, orszak Robinhoda,
Tłum tancerzy z dzwonkami, Tuck z czarnym kapturem,
Mały Janek i strzelce, i Marianna młoda,
Biała jak kość słoniowa, wesoła dziewczyna.
Szedłem z dala za tłumem, wtem zgraja wesoła
Staje — ucichły dzwonki — tłoczy się dokoła,
Jakiś człowiek nieznany grozi, napomina,
A potem wszedł do domu na rogu ulicy .
Wszyscy się uciszyli… Znów ten człowiek blady
Stanął w oknie i z okna jak na kazalnicy
Przeciwko tobie, pani, lud budził do zdrady.

RIZZIO

Poznałem z opisania, to był Knox, królowo;
Dzień i noc wiecznie z okna przemawia do ludu,
Lud modli się i słucha, w każde wierzy słowo
I słuchając z ust Knoxa oczekuje cudu:
Ten człowiek chrześcijańskie podaje nauki,
Raz wskazał na ten pałac i rzekł głosem gromu:
„Zburzcie! zburzcie to gniazdo, a odlecą kruki!”
Jak papież klątwy rzuca na świat z okien domu,
A lud się jak świętemu kłania obrazowi.

PAŹ

Królowo! śmielsi z ludzi, do zbrodni gotowi,
Wpadli do twej kaplicy z dzikimi okrzyki:
„Gniazdo papistów!” — krzyczą; obdzierają ściany,
Niszczą obrazy, palą, unoszą świeczniki.
Wtem patrzę, oto w szaty kościelne przybrany
Na ołtarzu stał trefniś Darnleja — i śmiele
Jak ksiądz zaczął kazanie w święconym kościele.
Lud wesoło bluźnierczym odpowiadał śpiewem,
A błazen skarby święte unosił bez braku.
Dobyłem miecza, zdjęty rozpaczą i gniewem,
Rzucam się, spadły dzwonki na błazna kołpaku.
Może krew popłynęła? — nie wiem — lud się tłoczył,
Okolił mnie orężem — o ścianę oparty,
Miałem ulec — wtem Botwel z królewskimi warty
Przybył — ocalił pazia; kaplicę otoczył.

MARIA

Rizzio! słyszałeś? Sama — sama więc na tronie,
Opuszczona od wszystkich, lud mnie nienawidzi;
Ów Knox śmiało urąga kobiecej koronie
Takżem to nisko spadła? — przeklina mię — szydzi,
Rozdzierają to serce. Wszak dziś jeszcze rano,
Dziś się za nich modliłam! Czyliż moja wiara
Tak różna od ich wiary? O Szkocjo!…

RIZZIO

Przestaną!
Przestaną cię obrażać — zasłużona kara
Spadnie na tych zbrodniarzy. Tak, pozwól, królowo;
Paziu, pisz rozkaz — niechaj schwytani na zbrodni
Opłacą przewinienie więzieniem lub głową.
Paź bierze pióro i siada nad karta pargaminu.
Pisz rozkaz — przewinili, litości niegodni.
Wszystkich bym jednym stosu ogarnął płomieniem.

MARIA

Cały lud byś wytępił? — jaka zemsta dzika!
Lud mię zdradza.

PAŹ
pisząc

Królowo! czyliż z twym imieniem
Połączę imię twego małżonka Henryka?
I dam mu tytuł króla?

MARIA

Tak, wszak zawsze razem
Pisałeś jego imię. Nie, czekaj — co czynię?
Może lud działał zgodnie z Henryka rozkazem,
Wszak jego trefniś luby sam przewodził w gminie?
Nie pisz imienia króla — ja jestem królową!
Rizzio! co myślisz? — Nie wiem — może się obrazi?
Pierwszy czyn przeciw męża; opuszczone słowo
Struje szczęście domowe, dni pogodę skazi.
Ja mu dawałam tytuł króla w dni szczęśliwe,
Nieraz koroną — jego dotykałam czoła.

RIZZIO

Królowo! ty masz lice i serce anioła!
I czemuż siejesz kwiaty na tak dziką niwę?
Widziałem słońce, kiedy na obłoków tronie,
Tonące w Tybrze, patrzy na krzyż Rzymu złoty;
Ty jesteś jak to słońce, twój tron w falach tonie,
Lud cały już zatonął w obłędach ciemnoty;
Ty jedna wzniosłym czołem widzisz światło wiary.
Królowo! zbrodnia czeka zasłużonej kary,
A cnót przyćmionych kiedyś znajdą się obrońce,
Kto jak słońce zagasa, wstanie jako słońce.

MARIA

Wiara każe przebaczyć.

RIZZIO

Bóg ma kary w niebie,
Jesteś na tronie, karać od Boga masz prawo.
Obojętność twe imię okryje niesławą,
Obudź spiące uczucia, lud patrzy na ciebie
Jak na zgaszoną lampę, trzeba w lampy łonie
Zapalić jasny świecznik, niech błyska i płonie.
do pazia, który skończył pisać i wstaje.
Skończyłeś, paziu? dobrze, zawołaj rycerza,
Który dziś straż odbywa.

Paź
wychodzi

Wyrok swój usłyszą.
Niech straszny piorun zemsty na zdrajców uderza.
Jak pióra, co na mojej głowie się kołyszą,
Zadrzą przed tobą, do nóg twoich się uchylą.

Scena II

MARIA, RIZZIO, DUGLAS, PAŹ

MARIA

Witam ciebie, Duglasie, niedawno, przed chwilą,
Widziałam tu Mortona w bramie pałacowej.
Nieś mu ten rozkaz, trzeba pieczęci kanclerza.
Duglas odbiera pismo z rąk królowy, przegląda je i czeka.
Cóż to? wszak posłuszeństwo jest cnotą rycerza,
Śmiałżebyś w nim ubliżyć kobiecie? królowej?

DUGLAS

Królowej? — O nie, Duglas nie zna zdrady cienia.
Lecz wybacz, pani — oto na tym pargaminie,
Pewnie skutkiem pośpiechu w tak nagłej godzinie,
Braknie tytułu króla, Henryka imienia.
Twego małżonka święta dla ludu osoba,
Imię z twoim imieniem zawsze było w parze;
Wybacz śmiałości mojej, może się podoba
Sprostować błąd?

RIZZIO

Królowa nie błądzi, gdy każe.

DUGLAS
ze wzgardą

Niech z samych ust królowy otrzymam odprawę,
Czekam jej odpowiedzi.

MARIA Spełń rozkaz.

DUGLAS
zapalając się

Na Boga!
Wstrzymaj, pani! o! wstrzymaj te rozkazy krwawe!
Królowo! chceszże, aby krwią zalana droga
Wiodła do twego tronu? do tronu kobiety?
I niezgody pochodnia na królewskim dworze,
Nie wiem, kto ją zapalił? jakiś wróg ukryty
Albo ją wiatr francuski roznieca przez morze.
Słowa wyroku wzięte z weneckiego śpiewu,
Z barkarolli harfiarza? lub z hymnów papieża.
Więc aż w Szkocji je słychać — pragną krwi rozlewu!
Ktoś umie radzić, może zastąpi kanclerza,
Może zostanie…

MARIA

Dosyć! Pamiętaj, Duglasie!
Mnie twoje płoche słowa obrazić nie mogą,
Lecz pamiętaj, pobiegłeś nierycerską drogą,
Możesz stracić ostrogi lub ozdobę w pasie…
A gdy pieczęć upuści dłoń Mortona drząca,
Może ją weźmie ręka, co o struny trąca.
Jestem królową…

DUGLAS

Przebóg! ja stracę ostrogi?
Zetrze się z nich pozłota — żelazo zostanie,
Ani je podstępnymi zdobywałem drogi,
Nie dała mi ich harfa — nie dało śpiewanie,
Nie wziąłem — nie znalazłem ich u stopni tronu;
Gdziem je zyskał, powiedzą pola Albijonu:
Winienem je potyczkom i niespanym wartom,
Szczycę się długim przodków szlachetnych poczetem:
A wszyscy! — wszyscy! mieczem służyli Stuartom.

RIZZIO

Pozwól — nieraz Stuartom służyli sztyletem…

DUGLAS

O nędzny, coś wymówił? co słyszałem? Boże!
Ha! więc znasz, jak Duglasy mścili swej zniewagi?
Mścili się na Stuartach, na królewskim dworze,
Na kimże ja się zemszczę? — Lalka — bez odwagi,
Oto trefione włosy i różane lice:
Przystąp tu, małe dziecko — rzucam rękawicę!

Rzuca rękawicę.

Podnieś — jeśli ją podnieść, dźwignąć jesteś w stanie.

RIZZIO
podnosząc

Podnoszę… Z mojej strony oto masz wyzwanie.

Bierze kwiaty leżące na stoliku przed królową i rzuca je pod nogi Duglasowi.

Podnieś, gdy lubisz kwiaty — ta broń nam przystoi
Tu, w obliczu królowy…

MARIA
do Rizzia

Z mojego rozkazu
Odrzuć tę rękawicę…

RIZZIO

Rzucam, nie mam zbroi
I nadto ciężka — dłoń ma nie sprzyja żelazu…
Daj mi wachlarz, królowo!…

DUGLAS
z wściekłością

Jeszcze raz znieważył,
Odrzucił rękawicę… Królowo! królowo!
Znajdę go, pod zasłoną znajdę go tronową,
Już nie zaśnie pod dachem, gdzie pożar rozżarzył.
Przysięgam, ścigać będę… Nie zechce się bronić?
Zostanę podłym zbójcą — pójdę za nim w ślady;
Ścigając wiecznie, kiedyś zdołam go dogonić.
Znajdzie mnie tu, w pałacu, gdzie śmiał szerzyć zdrady,
Znajdzie mnie u podwoi — w ogrodach — w kościele,
Znajdzie na dworze Francji — przed tronem papieża,
Choćby mu się słał u nóg, jak się teraz ściele,
Wyrwę go — tu przysięgam! przysięgą rycerza…

zimno, ze wzgardą

Kiedyś, królowo — kiedy dworem okolona,
Rzucisz na chwilę tronu ciężar i zgryzoty,
Gdy się będziesz uśmiechać — stanę pośród grona,
A naśladując dworzan uśmiech i zaloty,
Podam ci ten kwiat — we krwi!…

MARIA

Rizzio! chodź z tej sali.
Widzisz, Duglasie! jestem ze Stuartów rodu,
Umiem pogardzać.

Odchodzi. Rizzio idzie za nią, ale potem wraca.

RIZZIO

Jutro — w chłodnikach ogrodu
Czekam ciebie, Duglasie, i na ostrzu stali
Znajdziesz śmierć albo zemstę.

Odchodzi spiesznie za królową.

Scena III

DUGLAS
sam

Jutro — dzięki tobie!
Zdjąłeś mi przecie z czoła czarny srom zniewagi,
Mam czekać jutra — jutro zaśniesz w cichym grobie…
Któż by się po nim tyle spodziewał odwagi?
Tak się lękliwy zdawał — nawet drzącą dłonią
Rzucał pod nogi kwiaty — gardził? — Być nie może,
Żeby Duglasem wzgardził! On wie — śmiercią grożę…

zamyślony, spokojniej

Lecz czy ten podły harfiarz umie robić bronią?…
Czuję, nie mógłbym w piersi odkryte uderzyć…
Dam Włochowi miecz dłuższy; doświadczonej mocy,
Krótszemu mogę zemstę honoru powierzyć.
Oby już noc nadeszła — chciałbym zasnąć w nocy,
Uśpionemu czas prędko przeleci jak chwila,
Kiedy się zbudzę — będzie już jutro na niebie.

Scena IV

DUGLAS, MORTON wchodzi.

DUGLAS

Witam, wielki kanclerzu — właśnie szukam ciebie;
Obacz, jako małżeńska miłość się przesila,
Gdy się piękny głos harfy rozchodzi na dworze.
Daje rozkaz królowy.
Przyłóż pieczęć.

MORTON
przeglądając pismo

Gdzież Henryk? — O nim ani słowa?
Ja mam przyłożyć pieczęć — jeśli nie przyłożę,
Królowa powie na to…

DUGLAS

Mówiła królowa:
„Jeśli pieczęć upuści dłoń Mortona drząca,
Może ją weźmie ręka, co o struny trąca”.

MORTON

Tak mówiła? Słyszałeś?…

DUGLAS

Słyszałem.

MORTON

Mówiła! ?…

DUGLAS

Cha! cha! straszna się przepaść przed tobą odkryła,
Trzeba pieczęć przyłożyć. . .

MORTON

Lecz gdy król się dowie,
Co powie na to?

DUGLAS

Łatwo zgadnąć, co król powie:
„Jeśli pieczęć upuści dłoń Mortona drząca,
Weźmie ją ręka dotąd dzwonkami brzęcząca.”

Śmiejąc się odchodzi.

MORTON

Czekaj! czekaj, Duglasie — bojaźń mię przenika,
Pójść do królowy?… Nie, nie, pójdę do Henryka.

Odchodzi.

Scena V

Scena w pokojach Henryka Darnleja.
HENRYK DARNLEJ, NICK

NICK

Nagródź mi, królu…

HENRYK

Za co?…

NICK

Jak rycerz bez zbroi
Wracam z placu potyczki bez dzwonków.

HENRYK
śmiejąc się

O! szkoda!…

NICK
smutno

Jeśli je znajdzie Morton, pewno je przyswoi,
Chleb mi odbierze. Jakaż za trudy nagroda?
Co o tobie wiedziałem, wszystko w dzwonki kryłem,
Jak w ziemię tajemnicę chowałem Midasa:
Nicku — śmiać się nie będziesz — wesołość zabiłem!
po chwili myślenia
Zdejm biret z głowy Knoxa, hełm z głowy Duglasa;
Niech między nami żadnej nie będzie różnicy…
Takiej żądam nagrody…

HENRYK

Cha! co ci się roi?…
Knox niech w birecie wiecznie prawi z kazalnicy,
Duglas niechaj ojczyzny wrogów ściga w zbroi;
A tobie sprawię dzwonki, sprawię ubiór nowy.

NICK

Prócz ubioru cóś jeszcze biedny Nick dostanie?

HENRYK

Żądaj więc…

NICK
myśląc

Królu, daj mi — daj —

wesoło

portret królowy.

HENRYK

Dam ci swój…

NICK

Twego nie chcę — daj mi szyling, panie,
Na nim jest wizerunek królowy w koronie;
A ciebie na szylingu nie ma…

HENRYK

O! straszliwie!
Słowo błazna jak sztylet w moich piersiach tonie,
Jestem królem — nie jestem królem — sam się dziwię,
Że tak długo cierpiałem honoru zakałę…
Dosyć już poniżenia! — Jam na wszystko gotów,
Gdzie się obrócę — dziecko wytyka mnie małe:
Oto jest mąż królowy! — Czemuż nie król Szkotów?
Mąż królowy — to wielka dla Darnleja sława?…

Zamyśla się.

NICK niby do siebie mówiąc głośno
Nie dał — szylinga — pójdę — nie wytrzymam dłużej;
Pójdę służbę obierać, zła ze skąpym sprawa.
Ja służę Henrykowi — Rizzio Marii służy,
I któż z nas lepiej wyszedł?… Gdym przybył do dworu
Z zamkniętą torbą śmiechu, nie wsławiony niczem,
Zaraz mi dano szatę różnego koloru
I kij, na którym głowa z podwójnym obliczem,
I czapeczkę z dzwonkami — i pas — a przy pasie
Były dwa worki próżne, i dziś jeszcze próżne,
I dziś ta sama szata. W jednym ze mną czasie
Przybył Włoch — wiatrem szyte miał sakwy podróżne,
Opatrzony podwójną twarzą — i okryty
Łataną szatą — w workach żadnego cekina;
Dziś patrz! Włoch już drogimi błyszczy aksamity,
Pióra nosi na głowie, ostrogi przypina,
Z pełnych worków twarz Marii wygląda przyjazna,
Ona go swoim płaszczem królewskim otula:
I gdyby miał takiego, jak ja jestem, błazna,
Może by był podobny do takiego króla,
Jakim jest…

Pokazuje ze złośliwym uśmiechem na Henryka.

Zasnął w myślach — zaraz go obudzę…
Królu! słyszysz głos harfy?

HENRYK

Gdzie?

NICK

W tronowej sali…

HENRYK
z mocną boleścią

Szatanem jesteś, Nicku, ja się dręczę — trudzę
Tak, dźwięk harfy. Niech zamek w gruzy się zawali,
Niech zagrzebie tron, harfę… Gdzież znajdę zacisze?
Coraz bliżej strasznymi nabawia mnie snami!
Budzę się zmordowany i znowu ją słyszę.
Jak jej nie słyszeć?

NICK

Królu; wdziej czapkę z dzwonkami,
Ich dźwięk harfę zagłuszy.

HENRYK

Sztylet struny przetnie.

Scena VI

HENRYK , NICK, MORTON

MORTON

Królu! racz słuchać, królu! z ważną wieścią dążę,
Z wieścią… Jestem życzliwy — i myślę szlachetnie.

HENRYK

Któż o tym wątpi?

MORTON

Racz więc posłuchać mię, książę!

HENRYK
z oburzeniem

Książę?

MORTON

Królu, racz słuchać!… Nie znajdę wyrazów…
Oto jest pismo — pieczęć przyłożyć kazano.

HENRYK
przegląda pismo

Cóż to? gdzież moje imię? Z jakich to rozkazów?
Nie! to pomyłka…

MORTON
z uśmiechem

Tak jest, króla nie wpisano,
Przez pomyłkę zapewne?

HENRYK

Wątpisz o tym, starcze?
Wnet pójdę do królowy, a wszystko przemieni!
Pójdę i wymówkami niewierną obarczę. . .
Nie, prosić będę… Długo żyjąc oddaleni,
Nie czujemy tak zgodnie, jak dawniejśmy czuli;
To prawie moja wina — jakaś zazdrość płocha
Rozdzieliła nas — zdradę podstępni uknuli,
Lecz królowa kochała i teraz mnie kocha.
Gdzie jest Maria?

MORTON

U siebie — Rizzio u niej bawi,
O zmienienie rozkazu zapewna się wstawi.

HENRYK
gwałtownie

Ten Rizzio! Rizzio! wkrótce sięgnie po koronę.
Któż mnie uwolni?

MORTON

Panie! zdołam to uczynić.
Poświęcę się… Trzeba go o zbrodnią obwinić.
Panie, przyjm zaskarżenie, ja przyjmę obronę.
Zginie.

HENRYK

O nędzny starcze! tyś dobry do rady!
Chciałbyś w oczach królowy być wolnym od zdrady,
Jak śnieg biało wyglądać, ze krwi obmyć dłonie.
Ja mam stawać przed sądem? w purpurze, w koronie,
Ja, Henryk? przeciw Rizzia mówić w podłej sprawie?
Ten Włoch nikczemny, może w sądzie uwolniony,
Znów mi będzie urągał? — Nie — ręce zakrwawię,
Bo zgon jego obfite przyniesie mi plony;
Powróci pokój w domu… Tak — ja się namyślę…
Po co myśleć? — Myślałem — wszystko mam w umyśle
Tak widne jak na niebie, tak czarne jak w piekle.
Myślałem długo — zimno — dziś wypełnię wściekle!
Dziś wypełnię! Nad wieczór już go grób pochłonie,
Grabarze na cmentarzach już dlań kopią doły.

NICK
widząc, że Morton nie może wesołości utaić.

Cóż to? ty moje dzwonki znalazłeś, Mortonie,
Co dziś byłeś dowcipny, a jesteś wesoły,
Oddaj mi dzwonki moje — bądź znowu kanclerzem.

Scena VII

HENRYK, NICK, MORTON, LINDSAJ

LINDSAJ

Królu! dostałem dzisiaj sokoła, król ptaków!
Norwegski, cały srebrnym osłoniony pierzem,
Gdy się podniesie, tonie wśród powietrznych szlaków.

HENRYK

Co mówisz? Czy od mego sokoła piękniejszy?

LINDSAJ

Cha! cha! bez porównania, lekszy, trochę mniejszy,
Cacko dla kobiet, niegdyś lady Hamiltonu
Nosiła go na dłoni nad Klydu rozłogi;
Pięknie mi się popisał, nie wrócił bez plonu,
Jak rycerz w krwi przepiórek pozłocił ostrogi.
Jedźmy dzisiaj na łowy.

MORTON

Dziś król ma zajęcie.

HENRYK

Tak, prawda, przyjacielu, dziś mam inne łowy,
Raz na jaw wyszłe trzeba kończyć przedsięwzięcie.
Słuchaj, Lindsaju! spadła mi korona z głowy,
Jestem igraszką kobiet, celem pośmiewiska,
Odmówiono mi władzy, nawet i nazwiska,
Czczego nazwiska króla! Czy wierzysz, Lindsaju?

LINDSAJ

Powinieneś się zemścić srogo — to tak właśnie,
Jakby mi kto powiedział, że nie jestem w kraju
Pierwszym w sztuce łowieckiej.

HENRYK

Nim słońce zagaśnie,
Lindsaju, dziś pomożesz zastawić mi sieci.
Wiesz, kto mię zdradza? Rizzio, ów podły przychodzień!
Dzisiejszy księżyc jego mogiłę oświeci.
Przyszedł tu jako tułacz, zginie jako zbrodzień.
Pomożesz mi?

LINDSAJ

Najchętniej w twe zamiary wchodzę.
Czy wiesz? — w swoich mi lasach polować zabronił.
Zemszczę się.

HENRYK

Ja cię za to sowicie nagrodzę,
Będziesz w jego źwierzyńcu płoche sarny gonił.

Scena VIII

HENRYK , NICK, MORTON, LINDSAJ, DUGLAS

LINDSAJ
do wchodzącego Duglasa

Jakże się zdołał Rizzio od śmierci wyprosić?
Odgłos o waszej zwadzie rozszedł się daleki,
Słyszałem…

DUGLAS

Dobrześ słyszał, lecz gdy chcesz rozgłosić,
Pamiętaj, że dzwon może zamilknąć na wieki,
Kiedy mu serce wydrą.

LINDSAJ

Słuchaj! złącz się z nami!
Dzisiaj jeszcze sztylety, dzisiaj zemsta świeża
Pozbawi ciebie wroga, co twój honor plami.

DUGLAS

Któż cudzej dłoni zemstę honoru powierza?
Ostrzegam was, ja pragnę, Rizzio niechaj żyje,
Jutro go oddam waszej zemście — dziś nie zginie;
Dziś własną piersią sztylet od Włocha odbiję,
Ze mną walczyć będziecie, krew wasza popłynie.
Spodziewam się, że boju nie zechcesz, Mortonie?
Lindsaju! jam nie jeleń, co w borach popasa.
Henryku! pomnieć zechcesz, że w twojej koronie
Słabszy daleko kruszec niż w mieczu Duglasa.
Na jutro złóżcie zemstę — kto pójdzie inaczej,
Jest wrogiem moim.

Odchodzi.

Scena IX

HENRYK, NICK, MORTON, LINDSAJ

LINDSAJ

Cóż to? oszalał z rozpaczy?

MORTON

Królu, czyliż cię groźba Duglasa zachwieje?

HENRYK

Nie — lecz na jutro wszystko odłożyć wypada.
Cieszę się nawet z tego, zamiar nasz dojrzeje,
Kwiat przed czasem rozwity, przed czasem opada.
Rycerze, niechaj żadna nie płoszy was trwoga,
Trzymamy w ręku życie nieszczęsnej ofiary.
A ty, mały trefnisiu, spiesz do astrologa,
Niech powie, jaki skutek odniosą zamiary.