Scena I
Stancyjka Stanisława. Stanisław, Jan, późnij Gąska
STANISŁAW
Cóż tam, panie Janie? Źle słychać — podobno, że pan strażnik krzemieniecki Złota Czaszka wydaje córkę swoją, pannę Agnieszkę, za pana regenta Gąskę… a cóż będzie z wacpanem?…
JAN
Będzie, co Bóg zechce…
STANISŁAW
Zdaje mi się, że trzeba by złemu zapobiec.
JAN
A jakim sposobem?…
STANISŁAW
Pana Gąskę od małżeństwa odstraszyć… Słuchaj, ja ćwik — znasz mnie… jeżeli chcesz, to usłużę… Oto naprzód, patrz… wykleiłem sobie wertep z papieru i będę chodził po domach pokazując diabła i anioła, to mi przyniesie kilka groszy i będzie czym Boże Narodzenie pokropić… A wacpana podobno z domu Strażnika wypędzono? Otóż pomaluj sobie korkiem brwi — naucz się kolędy… a ja wacpanu wejście do domu pana Strażnika ułatwię — pomówisz z panną Agnieszką w ciemnym kącie… a ja dziatwie i starym będę pokazywał diabła w wertepie.
JAN
Coż ja jej powiem?… Ja jestem ubogi,
Pan regent jasnych atłasów naniesie,
Przyjedzie końmi karymi w kolesie,
Opowie, jakie ma pod domem stogi,
Jakie baranów, owiec pełne góry!
Jak te barany jutro w Berdyczowie
Przemieni w pereł kałakuckich sznury
I ją ubierze, że jak aniołowie
Będzie świeciła między siostry swymi,
Okryta blaskiem i gwiazdy złotymi.
A ja co powiem?… ja, student… żak szkolny,
Go ja przyniosę?… czy bławatek polny?
Czy narcyz biały? — Tu cały fundament:
Urząd, podkówki srebrne… aksamity…
Potrzeba czasem wyprawić traktament…
Potrzeba miejskie plotkarki, kobiety
Przynęcić… i mieć wszystkie poza sobą…
A wiesz, że moja biedna matka wdowa…
Jedna jest tylko u nas w domu krowa…
I ta nie daje mleka… a ozdobą
Domu naszego jest bocian na dachu
Zamiast blaszanej z herbem chorągiewki…
U matki mojej przędą biedne dziewki,
Ona przedaje płótno… Tak, mój Stachu,
Być mi żołnierzem, nie Strażnika zięciem…
STANISŁAW
Wiem, że nie jesteś hrabią ani księciem,
Ale pań Strażnik także nie majestat…
Wacpan się tylko strój… niech panna kocha…
Lecz ot… ktoś wchodzi…
Wchodzi Gąska.
Co widzę? Pan Gąska.
GĄSKA
Czy tu mieszka pan Stanisław, skrybent?…
STANISŁAW
Ja jestem, do usług wpana…
GĄSKA
Hum… czy waćpan komponujesz wiersze?
STANISŁAW
Komponuję, co wpan rozkaże…
GĄSKA
Rad bym mieć wierszem ułożoną kolędę… amoroso… w sposobie miłosnym… dla jednej panny, dla której mam afekt i postanowienie…
JAN do siebie
Dla Agnieszki…
GĄSKA
Skomponuj mi wacpan i napisz na welinowym papierze, rozumiesz, na wierżchu mają być kaligraficznie wydane dwa serca, jednemu uległe postrzałowi… strzała srebrna, mocium panie, przeszywająca na wylot, pod spodem miejsce na podpis… i jakie łacińskie symptoma.
STANISŁAW
Rozumiem, wpanie…
GĄSKA
Co za to będzie należało, zapłacę… a proszę, aby dobrze było rezonowane i asumpt z wysoka. Masz zadatek…
Wychodzi.
STANISŁAW
Dukata rzucił… Niech go diabli — dukata rzucił… Wiesz ty co?… że… panna Agnieszka… e… e… e… dukata rzucił…
Idź na żołnierza… idź na żołnierza! — Tu nie ma co robić gołemu człowiekowi, gołemu jak bizunus… Niech go diabli, jak płaci…
Śpiewa.
Póki nie obrośniesz pierzem,
Póki masz pchły za kołnierzem, Requiesces!…
Uf!… to jakiś studukatowy szlachcic…
Chodź na wino do Jankiela!…
Śpiewa
Póki nić ustrzyże Parka,
Żydóweczka nam szynkarka
Lej, lej, lej!…
Adonisie,
Z miłości się
Śmiej, śmiej, śmiej!
Chodź do Jankiela na wino!
JAN
Lecz co będzie z moją miłością?…
STANISŁAW
Co?… Czy ja wiem, co będzie z twoją miłością?… Zatknij kwiat do czapki, ubierz się fantastycznie — i złap sobie jaką ciepłą wdowę, co ma pieniążki.
Wychodzą.
[edytuj] Scena II
Szynk w zajezdnym domu.
Pan Koniecpolski — Jankiel, szynkarz
JANKIEL
Nu — a co tam słychać w Krakowie?
KONIECPOLSKI
Ale, Żydzie, słychać: Szwedy w Krakowie — a Kozaki na Podolu — a jeszcze i Rakocy ciągnie. Król Jan Kazimierz nie ma pięści ziemi w Polsce…
JANKIEL
Nu — tak cóż on zrobi?… A gdzie on?
KONIECPOLSKI
W górach Karpackich siedzi…
JANKIEL
A co będzie, jak z gór wypędzą?…
KONIECPOLSKI
To pójdzie za góry…
JANKIEL
A co będzie, jak za góry za nim pójdą?…
KONIECPOLSKI
Gałganie Żydzie, co ty mi pędzasz króla jak Hamana?…
Zrobiemy tu konfederacją… i wypędzimy Szwedów…
JANKIEL
Ja nie przeczę…
KONIECPOLSKI
Kto tu ma największe między szlachtą znaczenie?
JANKIEL
Tak tu różnych jest panów… ale najbojowszy pan, to pan Strażnik, co dostał złotej czaszki…
KONIECPOLSKI
Wytłumacz się, Żydzie!…
JANKIEL
Tak to niewielki pan — ale kochany bardzo i między swymi, i między nas Żydków. Tak to pan, co miał stłuczony łeb, a sprawił sobie złotą głowę… Jak moja Siora, co nosi perły na głowie i brylanty. On ma złoty łeb… i dobry łeb… i stary łeb! Pani Strażnikowa to dobra kobieta… jest i panienka w domu, cymes panienka. Idzie za mąż za bogatego szlachcica.
KONIECPOLSKI
Gdzie mieszkają ci państwo?
JANKIEL
A pan idź na prawo. Tam jest nad potokiem pod górą dworek biały i dwie lipy… tam państwo wielmożni Strażnikowie mieszkają.
KONIECPOLSKI
Trzeba md do nich zapukać…
Wychodzi.
JANKIEL
To jakiś haraburda! — Przyszedł robić szablistość… A czego on tu?… Handel upadnie przez niego… przyszedł robić zabij — wytnij — morduj! Ja nie widzę, żeby ten król był potrzebny, kiedy się bez niego obeszło… Trzeba mi zobaczyć, gdzie on idzie…
Wychodzi.
[edytuj] Scena III
Piekarnia w domu Strażnikowstwa. Pan Strażnik i Pani Strażnikowa
P. STRAŻNIK
A cóż? każ, serce, niech się dziewki zejdą na kolędę. Czy rozdałaś im wstążki?
P. STRAŻNIKOWA
Dałam każdej po wstążce i po tynfie — kontente… Ambrożemu nie dałam nic gotówką, boby się upił… ale kupiłam czapką z barankiem.
P. STRAŻNIK
A Gnusi coś dała?
P. STRAŻNIKOWA
Kornecik z czarnej koronki z różami.
P. STRAŻNIK
A ja tobie co dam?
P. STRAŻNIKOWA
Nie szalej, dziadu… Czy ja jeszcze głodna na twoje fatałachy?
Ot wiesz co? Spraw Gnusi złotem szyte trzewiczki na korkach…
P. STRAŻNIK
A weź, serce, na to z biurka pieniędzy i daj ode mnie.
Schodzą się dziewki.
No, dziewczęta, poprawcie kagańca i zaspiewajmy o Bożym Narodzeniu. Serce, każ Gnusi, niech przyjdzie!…
Śpiewają.
Chrystus Pan się narodził…
Świat się cały odmłodził…
Et mentes…
Nad sianem, nad żłobeczkiem
Aniołek z aniołeczkiem
Ridentes…
Przyleciały wróbelki
Do Panny Zbawicielki
Cantantes…
Przyleciały łańcuchy
Łabędzi, srebrne puchy
Mutantes…
Puchu wzięła troszeczkę,
Zrobiła poduszeczkę
Dzieciątku…
Potem go położyła
I sianem go nakryła
W żłobiątku.
P. AGNIESZKA
wchodzi
Tatku, jakiś pan chce z tatkiem mówić.
P. STRAŻNIK
Proś go tu, do piekarni!
P. Agnieszka wychodzi.
P. KONIECPOLSKI
wchodzi.
Niech będzie Jezus Chrystus pochwalony!
P. STRAŻNIK
Na wieki wieków… Kto wacpan jesteś?
P. KONIECPOLSKI
Jestem wojak, mości dobrodzieju…
P. STRAŻNIK.
A z jakich stron?…
P. KONIECPOLSKI.
Z Ukrainy.
P. STRAŻNIK
A jak godność?…
P. KONIECPOLSKI
Nazywam się Gwint…
P. STRAŻNIK
Familia acana dobrodzieja mi nieznajoma…
P. KONIECPOLSKI
Wierzą… jestem z małej szlachty.
P. STRAŻNIK
Ja także z małej…
P. KONIECPOLSKI
Ale, jak słyszałem, z tęgiej?
P. STRAŻNIK
Tak sobie. — Czymże mogę służyć acanu dobrodziejowi? Dziś dzień święty — zastałeś mię, że z ludźmi śpiewałem kolędę. Siadaj wacpan! Magdo, przynieś sztofik z szafki i pierniczki. Proszę, siadaj wać…
P. KONIECPOLSKI
Prosto wacpanu dobrodziejowi powiem, że przyjechałem tu robić konfederacją…
P. STRAŻNIK
U nas?
P. KONIECPOLSKI
Czy to wacpana dziwi?…
P. STRAŻNIK
Miasteczko żydowskie, mości dzieju.
P. KONIECPOLSKI
Ale przecięż tu mieszka i szlachta…
P. STRAŻNIK
Są — są… Ale nietędzy…
P. KONIECPOLSKI
Uważasz wacpan, że tu nie tak chodzi o rzecz, która by miała szczęśliwy sukces… jak o danie pierwsze hasła narodowi niszczonemu przez Szwedów i Kozaków. Wszak waćpan służyłeś w wojsku?…
P. STRAŻNIK
Dotknij wać palcem!… czy czujesz?… Twardy mam łeb — z kruszcu, mości dobrodzieju… Widać, że byłem cięty..
P. KONIECPOLSKI
Słyszałem…
P. STRAŻNIK
Więc wacpan jesteś przysłany dla zrobienia konfederacji… A kto przysyła?… Czy wolno spytać, kto przysyła?…
P. KONIECPOLSKI
Oto jest list…
P. STRAŻNIK
Gnusiu!
Panna Agnieszka wchodzi.
AGNIESZKA
Co, tatku?
P. STRAŻNIK
Daj mi okulary! Widzisz, jaką mam tęgą dziewkę… Słabe to, sucherlawe, ale nieszpetne, co?…
P. KONIECPOLSKI
Przystojna panna…
P. STRAŻNIK
I dobra…
Bierze okulary.
Idź precz, bo tu my mamy z sobą do pomówienia…
Czyta.
Więc wacpana sam król upoważnił? Ha…
Wstaje.
Zrobiemy, co się da… zrobiemy… Jutro, wysłuchawszy trzech mszy u Franciszkanów, sproszę tu panów braci szlachtę i wypróbuję. A gdzie waćpan mięszkasz?
P. KONIECPOLSKI
U Żyda Jankiela.
P. STRAŻNIK
Przenieś się do mnie… tu będzie wygodniej!
P. KONIECPOLSKI
Niedługo tu bawię, więc nie chciałbym wacpanu dobrodziejowi domu przewracać do góry nogami.
P. STRAŻNIK
Jak wola, szczerym sercem proszę.
Koniecpolski wychodzi.
Gnusiu, zawołaj mi matki.
Wchodzi Strażnikowa.
P. STRAŻNIKOWA
A co, serce?
P. STRAŻNIK
Jutro, serce, będziemy mieli wiele gości… przygotuj się na to, serduniu!
P. STRAŻNIKOWA
Z jakimże to deszczem spadną ci goście?
P. STRAŻNIK
Spadną, bo zaproszę… więcej babom wiedzieć nie trzeba…
A słuchaj no, serce! Trzeba by, żeby już ten pan Gąska, były marszałek, z naszą córką skończył, bo my niedługowieczni, a spadek niewielki… Coż, czy ona się przychyla?…
P. STRAŻNIKOWA
Nie męcz dziecka!…
P. strażnik
Wacpani jesteś nadto powolna, w tych rzeczach trzeba trochę musu.
P. STRAŻNIKOWA
Ale daj czas!…
P. STRAŻNIK
Bhu! bhu!
P. STRAŻNIKOWA
Coż to tak parskasz, dziadu?…
P. STRAŻNIK
Przygotuj wacpani córkę, bo się lękam, że pierwej mi zadzwonią na pogrzeb — niż na córki wesele…
P. STRAŻNIKOWA
Idź spać… idź spać, zrzędo… proroku czarny…
P. STRAŻNIK
Dobrej nocy, moja babo…
Wychodzi.
P. STRAŻNIKOWA
Biedna moja Gnusia, iść za takiego drewnianego człowieka w aksamicie! Gnusiu, a chodź tu!
AGNIESZKA
Co, mamo?
P. STRAŻNIKOWA
Staremu się coś ubrzdało, chce koniecznie przyśpieszyć twoje wesele.
AGNIESZKA
O! nie! o nie! Niech mnie mama broni, póki można…
P. STRAŻNIKOWA
Cóż ja będę zawsze ciebie bronić?… Trzeba, żebyś się zdecydowała. Pan Gąska przysłał podarunki… Magdo, dobądź no tam z komody zawinięcie w jedwabnej płachcie i przynieś!
Magda przynosi.
Widzisz, więcej tu jest złota, niż ty warta, błaźnico!… łokieć tej koronki kosztuje pewnie dwa holenderskie dukaty, Jankielowa mi dawała czternaście tynfów bez targu. Cóż ty się tak skrzywiła, smorgońska… fioko? Fiu-fiu w głowie, przefiukasz ty panieństwo i zostaniesz na koszu! Magdusiu, przypnij jej do głowy tego narcysa!…
AGNIESZKA
Nie chcę, nie chcę, nie chcę…
Wyrywa kwiat i depce go nogami.
P. STRAŻNIKOWA
Ale, Gnusiu, cóż będzie? — Trzeba panu Gąsce coś odpowiedzieć…
AGNIESZKA
Niech czeka…
P. STRAŻNIKOWA
Więc mu nie rekuzujesz?
AGNIESZKA
Rekuzuję…
P. STRAŻNIKOWA
Ale, Gnusiu, ojciec chce…
AGNIESZKA
Mało czego ojciec chce… Powiedz mu mama, że ja za młoda… że jeszcze nie mam do stanu małżeńskiego powołania…
P. STRAŻNIKOWA
A skąd ty się nauczyła takich ekskuz, moja panno? Skąd takie kaprysy? Za młoda… W twoim wieku już byłam matką Michała, niechaj Pan Bóg świeci dziecięciu… Byłby już teraz wojakiem, gdyby żył. Bóg daje, Bóg odbiera — niech będzie jego wola przenajświętsza! Ja widzę z miarki twojej na gorsecie, że ci czas na męża… Namyśl się… bo okazja raz stracona nie wraca! Ja nie bardzom także kochała mego szczygła ze złotą głową i z podrąbaną wargą, kiedym szła za niego, a teraz mi z nim dobrze. Trzy razy już adamaszek na kotarach naszego łóżka zblakował, a Bóg widzi, że nigdy nie odwróciłam się w gniewie od mego dziada ani w niechęci zasypiałam. Pamiętaj, Gnusiu, że małżeństwo to nie pierwsza para w draganta, co jak skrzypak przestanie digać swoje, tak i ona przestaje tańcować… Małżeństwo to sakrament… A jak nas Bóg zabierze, to przy kim ty się uwiesisz?… A pamiętasz, jak odwiedzaliśmy siostrę moję, zakonnicę, we Lwowie? Pierniczkami cię nakarmiła, fioków papierowych nasypała do fartucha i płakała… Wiesz ty, czego płakała?… bo się jej chciało dyrnąć z klasztoru i być choćby żoną chłopa, a nie zakonnicą… Pamiętaj! pamiętaj!
AGNIESZKA
Czy mama się od księdza przeora nauczyła gadać kazanie?…
P. STRAŻNIKOWA
Błaźnico jedna! przyganiasz ty matce?… Myłam to, czesałam to, póki było młode, a teraz mam na starość autorament w tej mendeweszce! A chore to, a nędzne to, a strzeż jak porcynelę na stoliku! No… jeśli mi ty się stłuczesz, kraszanko! Pamiętaj… pókiś cała, to jeszcze dbam o ciebie — ale jeśli mi się stłuczesz?…
AGNIESZKA
Co mama gada?…
Wychodzi.
P. STRAŻNIKOWA
Zaczerwieniła się… Magdusiu!
MAGDA
Co imość?…
P. STRAŻNIKOWA
Nic — nic. — Obudzisz mię jutro jak świt i rozczynisz ciasto w nieckach wielkich! Jegomość zapowiedział gości.
Wychodzą…
[edytuj] Scena IV
Dom zajezdny — Noc…
Pan Kleofas (= Jan) i P. Szaweł (= Stanisław) (Jankiel)
SZAWEŁ
Jankiel, wina!
JANKIEL
A kto płaci?…
SZAWEŁ
Wina, Żydzie!
JANKIEL
A kto funduje? Wacpanowie studenty, nie ojce familijom…
SZAWEŁ
Wina, Żydzie! Masz dukata…
JANKIEL
Nu, kiedy dukata — to dukata…
Kłania się.
A jakiego wina?
SZAWEŁ
Jakie ksiądz Gwardian franciszkański pije w piątek…
JANKIEL
Zaraz przyjdzie…
Odchodzi.
SZAWEŁ
I coż dalej było z twoją miłością, Kleofazissime?
KLEOFAS
Co dnia o godzinie piątej rano chodziłem na ulicy około dworku pana Strażnika… czatując, jak będzie otwierała okiennice… Suka czarna…
Znajda już nie szczekała na mnie… okiennice także, które zrazu skrzypiały na zawiasach, zaczęły się otwierać cicho, jakby je kto namaścił oliwą… Kamień był jeden pod murem na załamaniu ulicy, gdzie siadywałem z wielką zawsze konfuzją et incertitudine…
Żyd przynosi wina.
SZAWEŁ
Podlej gardła!…
JANKIEL
Dobranoć, jw. panowie studenty, a zgasicie szabasówkę idąc precz…
SZAWEŁ
I podpalemy karczmę.
JANKIEL
A za co karczmę?
SZAWEŁ
Za to, że ukrzyżowała Pana naszego Jezusa Chrystusa, rozumiesz, Żydzie?…
JANKIEL
Nu… karczma niewinna.
Rusza ramionami i wychodzi.
SZAWEŁ
Coż dalej?…
KLEOFAS
Co dnia więc o rannej zorzy
Stawała mi w okiennicy;
Czekałem, aż okno otworzy…
I tak jak od błyskawicy
Ślepłem białością olśnięty…
SZAWEŁ
Rozumiem…
KLEOFAS
Oczy jej to dyjamenty Morską napełnione falą…
Zielone… gwiazdowe, przeczyste —
Jak błyskawica ogniste…
Leją się strumieniem — palą,
Odwrócić się od nich nie można…
Oczy zielone…
KLEOFAS
Pobożna —
Widziałem, jak w usta bierze
Nieco powietrza i słońca…
I czyste mówi pacierze…
I w pierś bije się bez końca…
„Moja wina! moja wina!”
Niewinna mówi dziewczyna,
Złocista w słońca promyku;
A u mej, białej dzieweczki
Dwie róże jak aniołeczki
Siedzą w białym korneciku
I słuchają… i śmieją się z win…
SZAWEŁ
Potem dzwonnik franciszkański
Zadzwoni na Anioł Pański:
Din don din… din don din…
A ty uciekasz… wszak tak?…
KLEOFAS
Potem w swoje ręce bierze
Jak Irys tęczowy szlak
I mówiąc ranne pacierze,
Jasna cała jak lilija,
Ślicznych jeszcze pełna kras,
Ojcu jasny trzyma pas;
A on się w tęczę obwija,
Poważnie się kręcąc wokoło…
Potem ją całuje w czoło
I w złotym pasie wychodzi
Pod lipy…
SZAWEŁ
Tatko dobrodziej!
Słuchaj… i tak zawsze z daleka patrzysz?
KLEOFAS
Tak zawsze patrzę z daleka,
Jak z jej rąk tęcza ucieka,
Jak gołębie z ustek jedzą…
Jak w kornecie białym siedzą
Wielkie rozkwitnięte róże.
Myślami jej w pracy pomagam, .
Myślami jak pachołek jej służę.
Gdy ją dotknę myślą, to się wzdragam
I przepraszam na kolanach
Jak Najświętszą Pannę Maryją…
SZAWEŁ
Her Jejzus… ten młokos zwariował!…
KLEOFAS
Coś mi spiewa w domu ścianach,
Jakby je ze strun budował
Dla serc, co młodością biją,
Jaki anioł — budowniczy.
Kiedy powraca z pastwiska
Wieczorem ich krowa i ryczy,
Czy z daleka — czyli z bliska,
Czy ryknie na światło księżyca,
Znam, gdy głos leci z gościńca,
I znam, kiedy jałowica
Woła z kochanki dziedzińca.
SZAWEŁ
Her Jejzus… zwariował… gada jak pozytywek… Podlej gardła!… Lecz ciebie z domu wypędzono?…
KLEOFAS
Nie wspominaj mi!…
SZAWEŁ
Pan Strażnik powiedział, jak słyszałem, że masz obdarte łokcie…
KLEOFAS
Kto ci to mówił?
SZAWEŁ
Nie zżymaj się!
KLEOFAS
Kto śmiał? — powtórzyć…
SZAWEŁ
Widzisz… zdradziłeś się… Więc nazwał ciebie obdartusem, a ty cierpisz…
KLEOFAS
Ja…
SZAWEŁ
I plamisz w osobie swojej honor szkół, szkolną famę w obeldze umoczoną gnoisz… Na furdament pałasza! jeśli jej nie uwiedziesz, będziesz kpem…
KLEOFAS
Zgubić ją?
SZAWEŁ
Coż to? Czy ty nie wart córki Strażnika Złotoczaszki?
Alboż to on senator? Idź wać pod okno: już zaczyna szarzeć powietrze… a staraj się, aby ci wyznaczyła schadzkę… o to się tylko staraj!
Wychodzą.