Scena I
Sieni w domu Strażnika. Pani Strażnikowa — Magda
P. STRAŻNIKOWA
Magdo, Kachno, wstawajcie! W kadzi nie ma wody, Ambroży leniuch, zmyję mu głowę. — Magdo, Kachno, a dać kurom jeść!… Ave Maria… Magdo! Magdo! Magdo!
Wchodzi Magda.
MAGDA
Jestem, pani…
P. STRAŻNIKOWA
Śpiocho ty, idź mi obudź panienkę!
Magda wychodzi.
Zrobię jeden mazurek szafranowy i z cykaty wylepię na nim cyfrę Gnusi. Drugi mazurek biały z cyfrą pana Gąski…
Nie! przeciwnie: na żółtym będzie cyfra pana Gąski, bo pan młody także żółty.
Wchodzi Magda.
A cóż panienka?
MAGDA
Zaraz przyjdzie, nie śpi już…
P. STRAŻNIKOWA
Nie śpi już?
MAGDA
Podlewała na oknie narcysy, jak weszłam do pokoju.
P. STRAŻNIKOWA
Podlewała narcysy?… Gnusiu! Gnusiu!
P. AGNIESZKA
z pokoju
Zaraz! zaraz idę…
P. STRAŻNIKOWA
Czy ubrana była panienka?
MAGDA
Zasznurowana… ale jeszcze nie włożyła jupki i nie zdjęła kornetu.
P. STRAŻNIKOWA
Zasznurowana! — Gnusiu! Gnusiu!
Panna Agnieszka wchodzi.
P. AGNIESZKA
Jestem mamo…
P. STRAŻNIKOWA
A dlaczego ty tak rano wstała?
P. AGNIESZKA
Przez serduszko mojej okiennicy włazi słońce i zawsze mi bije w same oczy… a potem ten Skopek, co to wiesz, mamo, ma Walentego chorobę i mnie ciocią nazywa, spał widać na naszym dziedzińcu dziś na gnoju i tak chrapał, że spać nie dał… Ot i on włazi do sieni — biedne stworzenie sparaliżowane!
SKOPEK
Tiotia, daj jeść!
P. STRAŻNIKOWA
Magdo, przynieś mu obarzanka!
SKOPEK
Tiotia… ja tiotię kocham… Tiotia! ja tego skubenta kijem tak! tak! tak! — jak mamę kocham… Czego łazi?…
P. AGNIESZKA
Jak się on ślini! — Daj mu co, Magdo i wypraw…
MAGDA
No, idź precz!
SKOPEK
Hi, hi, hi! Magda krowa…
Posyła buziaka ręką p. Agnusi i wychodzi.
Wchodzi P. Strażnik z drzwi drugich.
P. STRAŻNIK
No, kobiety, zwijajcie się — a potem do kościoła Ks. Ks. Franciszkanów, będzie tam wielki festyn… Moje serce, czy mi dobrze w tym kontuszu?… Coś mi go Josiel ciasno skroił… co?
P. STRAŻNIKOWA
Mnie się zdaje, że w sam raz… Bo ty zawsze chcesz być jak wilk w worku!
P. STRAŻNIK
Gnusiu, a przybierz się acanna do kościoła, jak wypada!
Wychodzi.
P. STRAŻNIKOWA
Do piekarni! do piekarni! miesić ciasto! Gnusiu, weź spoza zwierciadła receptę na marcypanowe ciasto i przynieś!
Wychodzą.
Scena II
Zakrystia Franciszkanów. Zakrystian później Pan Strażnik
ZAKRYSTIAN
Nuż, chłopcy, zamiatać, a żwawo!
do P. Strażnika za sceną
Cóż tak rano sprowadza wacpana dobrodzieja?
Wchodzi P. Strażnik.
P. STRAŻNIK
Przewielebny ksiądz Gwardian jeszcze nie wstał?
ZAKRYSTIAN
Wczasuje się jeszcze, mości dobrodzieju.
P. STRAŻNIK
Zaczekam…
Zakrystian podaje stołek. — Strażnik siada i opiera się na złotej lasce dumając. — Zakrystian tymczasem fałduje obrusy, nalewa ampułki i obciera z pyłu krucyfikse. — Wchodzi Ksiądz, kłania się Strażnikowi — potem idzie do stołów i ubiera się w ornat. Cisza głęboka… — Wchodzi Gwardian. Pan Strażnik wstaje.
P. STRAŻNIK
Witam ojca Gwardiana.
Całuje w rękę.
KS. GWARDIAN
A! Pan Strażnik!?
P. STRAŻNIK
Proszę o posłuchanie…
KS. GWARDIAN
Czy w potrzebie sumnienia jako księdza, czyli w świeckim interesie?
P. STRAŻNIK
W świeckiej sprawie…
KS. GWARDIAN
Siadaj, wacan dobrodziej.
P. STRAŻNIK
Przystąpię do rzeczy bez exordium… Otóż, mości dobrodzieju… winieniem powiedzieć, iż tej nocy otrzymałem ordynans od jkmości… abym w mieście tutejszym zrobił konfederacją w protestacji przeciwko wrogom ojczyzny naszej… ująwszy się za sprawą jkmości aż do ostatniej kropli krwi mojej…
KS. GWARDIAN
Domine Jesu Christe, da nobis pacem!… Konfederacją?!
P. STRAŻNIK
Wysap się acan dobrodziej i umityguj się…
KS. GWARDIAN
siada i składa ręce na brzuchu
Słucham acana dobrodzieja.
P. STRAŻNIK
Gdybyśmy na konsystencji mieli u siebie chorągiew pancerną albo komputowe wojsko, rzecz byłaby łatwa… W takim razie ja albo waćpan zwołujemy koło chorągwiane, wychodzę, mości dobrodzieju, naprzód, mając za swymi plecami acana dobrodzieja… i odwoławszy się do czystych rycerskich serc, zyskujemy, że spomiędzy grona naszego wysłana jest deputacja do jwpana regimentarza, w przełożeniu i z wszelką submisją, żądająca, aby się zgodził w sprawie publicznej na rzecz prędkiego potrzebującą ratunku i zadowolnienia… Rozumiesz wacpan dobrodziej!?
KS. GWARDIAN
Z chorągwią rzecz byłaby łatwa…
P. STRAŻNIK
Lecz my nie mamy chorągwi…
KS. GWARDIAN
Otóż to: — że my nie mamy chorągwi…
P. STRAŻNIK
Że trzeba bicz z piasku ukręcić…
KS. GWARDIAN
Otóż to jest, że trzeba bicz z piasku ukręcić.
P. STRAŻNIK
A jakże go ukręcić, mości dobrodzieju?
KS. GWARDIAN
Ha?…
P. STRAŻNIK
Nie poddawaj się nagłej rozpaczy, acan dobrodziej! Rzecz się da zrobić…
KS. GWARDIAN
Trudno…
P. STRAŻNIK
Ja wiem, że trudno — ale Panu Bogu wszystko jest podobieństwem. Nim co będzie, każ waćpan naprzód bić we dzwony… i poszlij cztery trąby na wieżę!
KS. GWARDIAN
Więc sądzisz wacpan dobrodziej, że jak w dzwony uderzą i zatrąbią marsza festynnego, to… to…
P. STRAŻNIK
To zbierze się cała szlachta tu osiadła do kościoła.
KS. GWARDIAN
Masz racją.
P. STRAŻNIK
I wacpan, wielebny ojcze, raczysz ze zwykłym darem przekonywania przemówić z ambony zagrzewając serca ku ratunkowi ojczyzny.
KS. GWARDIAN.
I sądzisz wacpan, że moja słaba wymowa…
P. STRAŻNIK
Zrobi efekt, mości dobrodzieju…
KS. GWARDIAN
Ale… e… e…
P. STRAŻNIK
Zrobi, mości dobrodzieju, przysięgam…
KS. GWARDIAN
Wątpię… ale sprobuję… ale sprobuję, kiedy wacpan dobrodziej tego żądasz… to ja sprobuję…
P. STRAŻNIK
Krzyżem leżyć będę, a błagać Pana Boga, aby wacpana dobrodzieja wymowa zwykła w tym ekscesie nie odbiegła.
KS. GWARDIAN
Przytomny dosyć jestem w takich razach, przytomny…
P. STRAŻNIK
Potem wyprowadzisz wacpan dobrodziej to wszystko, celebrując, choć śnieg, na mogiłki… każąc nieść w auxilium ołtarzyk N. Panny Szkaplerznej przed sobą. A zagrawszy w trąby i ucichnąwszy, dozwolisz mi głosu… a może spod tej czaszki złotej coś wydobędę… na chwałę ojczyzny, szlachty polskiej i Jezusa Chrystusa, Pana naszego, co równie będzie uwielbieniem i klasztoru, w którym wacpan dobrodziej jesteś gwardianem. Proszę wacpana dobrodzieja o postęp w rzeczy…
KS. GWARDIAN
To jest, trzeba zacząć…
P. STRAŻNIK
Trzeba kazać w dzwony bić, ojcze Gwardianie.
KS. GWARDIAN
A jak Szwedy zrujnują klasztor?…
P. STRAŻNIK
To pan Strażnik będzie chyba nie na mogiłkach, lecz pod mogiłkami… Co mi wacan mówisz o Szwedach? Czy to ja przyszedł jak dureń do wacpana dobrodzieja nie pomyślawszy, że w kraju są Szwedy?… Więc gdy zaatakują, to się zaniesiemy z żonami i z dziećmi, i z kościelnymi gratami na górę królowej Bony, do ceglanej ruiny niby orłowie niebiescy… a kto ma w Panu Bogu ufanie, ten nie będzie strącony do czeluści piekielnych i nad nim siły szatańskie nie przemogą. Postępujmy, mości Gwardianie… czas drogi ulatuje na skrzydłach… a my się starzejemy…
KS. GWARDIAN
Bogdajby to wszystko na dobre wyszło! Bogdajby…
Wychodzą.
Scena III
Rynek. Obywatele — Lud
PIERWSZY OBYWATEL
Słowo stało się ciałem — u Franciszkanów grają w trąby na wieży… Czy ksiądz Gwardian zwariował?
DRUGI OBYWATEL
Ksiądz Gwardian lubi muzykę…
PIERWSZY OBYWATEL
Wracam z kościoła… pełny jarzęcego światła, adamaszkami wybity. Pan Strażnik krzyżem leży na samym środku.
DRUGI OBYWATEL
Krzyżem leży?
PIERWSZY OBYWATEL
I szlocha tak, że się kościół trzęsie.
DRUGI OBYWATEL
Tu przebąknął ktoś o konfederacji.
PIERWSZY OBYWATEL
Co?…
DRUGI OBYWATEL
Patrz! patrz! patrz! — jakiś rycerz na koniu wjeżdża na rynek!
Pan Gwint wjeżdża zbrojny i staje śród tłumu.
RYCERZ
Na ten miecz przysięgam, kto nie usłucha głosu nieszczęsnej ojczyzny — będzie ścięty!
RÓŻNI
Jezu drogi! Jezu drogi! Archanioł… albo kat jaki przebrany…
Szwed! Szwed! Szwed!
RYCERZ
Jeżeli dbacie o domy wasze i o trumny wasze, ruszajcie się… bo wytnę do szczętu!
RÓŻNI
śród płaczu i szlochania
Jezu drogi! Od powietrza, głodu, wojny ratuj nas!
RYCERZ
Podajcie mi tokaju!
Wylewa w hełm i pije.
Jeremiasz książę Wiśniowiecki pije za zdrowie pana Strażnika Złota Czaszka, marszałka konfederacji na Krzemieniu!
Rzuca konia w galop Lud za nim…
LUD
Jeremiasz! Jeremiasz! Jeremiasz!
Scena IV
Mogiłki.
Ciągle biją, dzwony. — Pan Strażnik wstępuje na najwyższą mogiłkę — na prawo stoi Ks. Gwardian z monstrancją pod baldachimem — na lewo ołtarzyk N. Panny ubrany w złoto i kwiaty. Pan Gąska w jaskrawym ubiorze — i wielu szlachty — studentów w głębi i na przedzie.
P. STRAŻNIK
Wielmożni mości panowie szlachta, obywatele cechowi, tu licznie zebrani, słuchajcie! Ja, strażnik krzemieniecki, vulgo Złota Czaszka, zebrałem was wołając z wieży Franciszkanów dzwonami et trombis, a wołałem, abyście biegli ratować ojczyznę… a nie wołałem dla żadnej innej światowej mamony i dla chwały osobistej mówienia do was… Jeśli więc Złota Czaszka ma u was jaką wiarę i zachowanie, wierzcie mu, że teraz na rany boskie was zaklina, krzyżem przeleżawszy rozesłany podczas mszy świętej i podniesiony z prochu jak robak przez litość jedynie boską i szczere ku sprawie publicznej zamiary. Wierzcie Złotej Czaszce… bratu i słudze wcpanów dobrodziejów, a zwiążcie się w konfederacją i obierzcie na tym miejscu regimentarzem Najświętszą Pannę, Matkę Boską i patronkę Królewstwa Polskiego, abyśmy nie zginęli z duszami broniąc ojczyzny naszej. A nie mówię to, abym nie sądził godnym regimentarstwa pana Gąskę, marszałka tu przytomnego, ani też wielmożnego Seweryna Milewicza z Dymitrówki z kwitkiem odsyłał, a nie z należytą w konfederacji powagą, ani też innych sądził niegodnymi tego zaszczytu, lecz Matkę Boską sądzę godniejszą od innych i bezpieczniejszą w tej sprawie dla nas obroną niż miecze ludzkie i Gotfredowe tarcze, i nawet rozum wasz, który jest ludzki. Na tej mogiłce, wielmożni panowie, gdzie stoję… tu pode mną złożone są śmiertelne zwłoki śp. Michała, trzechletniego synka mego… Jakżebym chciał wam kłamać i na złe was. prowadzić, mając pod nogami drogie kosteczki dziecka mego — a przed sobą wieczność boską już dla mnie zbliżającą się? A i to wiem, że nie znajdę przy boku moim ludzi, z którymi niegdyś w wojsku ojczyźnie mojej służyłem, a którzy już są w grobach i nie będą widzieć mnie, ani dopomogą… Ale czyż przeto wy, nie mogąc się spytać i dowiedzieć u hetmanów dawnych, Kalinowskiego, że ja jestem tęgi wojak, czy nie uwierzycie mi, że jestem tęgi, kiedy wam to przysięgam na siedem ran Chrystusa, przyrzekam w pierwszym zdarzeniu pokazać i udowodnić, i krew wrogów ojczyzny przyświadczy mi — i wasze oczy zobaczą. Więc umyśliłem napaść na Szwedów stojących w Dubnie, których jest tylko 200, dla zaprawienia was i ośmielenia… a jakaż chwała będzie, gdy ich pobijemy… i konfederacja nasza pod waszymi skrzydłami, wielmożni panowie, rozszerzy się! Czyja więc wola, niech się zapisuje na regestrze złożonym na ten cel w refektarzu, a później zechce zaszczycić dworek mój albo tego, którego obierzemy marszałkiem… z zawarowaniem zawsze regimentarstwa dla Najświętszej Panny, orędowniczki naszej, świecącej w gwiazdach nadziei naszej. Skończyłem… i proszę wpanów z procesją do refektarza na gałkowanie.
Okrzyk powszechny i procesja wychodzi.
Scena V
Dziedziniec Strażnika,
Wbiega Jankiel.
JANKIEL
Nu, nu, nu, co się dzieje? Miasto całe do góry nogami… a pan Strażnik narobił… a pan Strażnik nie odrobi… a ja wysłał do panów Szwedów mego Jankielka na koniu, lepiej zapobiec w czas… niech się ta rzecz nie rozidzie po wszystkich gościńcach… Pani Strażnikowa…
Wchodzi P. Strażnikowa
P. STRAŻNIKOWA
Co tam, Jankielu?
JANKIEL
Nu… Pani w domu — a pan Strażnik w konfederacji po uszy, i panowie z nim w konfederacji, i miasto w konfederacji — ja nie wiem — Żydów może będą wieszać albo rozbijać… Niech wielmożna pani przyjmie na skład kilka z mego towarów… Ja nie chcą kwitu… niech leżą u jwielkiej pani w bezpieczu…
P. STRAŻNIKOWA
Co mówisz, konfederacja?
JANKIEL
Nu, pan Strażnik wlazł na mogiłką i gadał… że panem regimentarzem będzie kościół Franciszkański, a Szwedy w Dubnie pójdą w kaszę… Ja nic nie wiem… ale to fakt…
P. STRAŻNIKOWA
Jaki fakt?
JANKIEL
Nu fakt.. fakcja… ja nie wiem… ja trzymam się domu jwielmożnej pani, a ja nic nie wiem…
Słychać strzały.
A ot, ona już strzela… ta konfederacja…
P. STRAŻNIKOWA
W samej rzeczy strzelają na rynku! Jezus, Maria, co to jest?
JANKIEL
Wielmożnej pani męża niosą na ręku, a za nim całe miasto… a ja jeden tu…
krzyki
Vivat marszałek Złota Czaszka!
Wchodzą na dziedziniec cechy z chorągwiami, potem wnoszą marszałka Złotą Czaszkę zapłakanego na ręku, za nim pana Gąskę niosą — za nim pana Milewicza.
JANKIEL,
To pierwszy marszałek, a drugi chorąży, a trzeci sekretarz — a ten sekretarz ma suchoty, on umrze, czego jemu było szukać konfederacji?
PIERWSZY OBYWATELI
Panie Kasperowicz, wacpan jako krawiec ubierz domek pana marszałka w chorągwie cechowe.
DRUGI OBYWATEL
Zamykajcie drzwi, bo się nadto ludu naciska.
JEDEN
A ot i panienka wychodzi z sztofikiem i z kieliszkiem.
Wchodzi Kleofas i Szaweł.
SZAWEŁ
Jesteśmy deputacją od szkół jezuickich, prosimy wyprosić do nas pana marszałka…
do Kleofasa
Podnieś czoła — odważniejszym bądź! Córka poszła sama do ojca… ale jak spojrzała na ciebie?! Fiu, fiu! wy się z sobą znacie… Czerwony jesteś jak gil, co tam siedzi na lipie. Podnieś czoła i najeż wąsa… o tak.. Cóż, czy ci wszy chodzą po sercu?…
P. STRAŻNIK
za sceną
A czego chcą te błazny?
pokazując się w drzwiach. za nim panna Agnieszka
Czego wacanowie?
SZAWEŁ
W deputacji od szkół, jw. marszałku.
P. STRAŻNIK
Czy pan prefekt przysyła?…
SZAWEŁ
Libertatem quaerentes przychodziemy motu proprio… jw. marszałku, zaciągnąć się pod chorągwie i znaki rycerstwa polskiego… wyłamawszy drzwi, gdzie nas zamknięto z przytłumieniem woli naszej i z uhamowaniem zapału naszego. Szkoły jezuickie, mości panie marszałku, zrobiły ten akt liberationis et deliberationis… a mają słuszną sperandę, że nie tylko wieniec i dębową koronę… ale słuszne ukaranie księdza prefekta, hamującego ten szlachetny zapał, otrzymają… i w obronie Ojczyzny pójdą tryumfalnie pod chorągwiami rycerstwa polskiego. — Dixi.
P. STRAŻNIK
A błazny jedne! a błazny!…
P. AGNIESZKA
Tatku…
P. STRAŻNIK
A smarkacze wy z mlekiem pod brodą! Wam do konfederacji? Każę związać, oćwiczę i księdzu prefektowi odeszlę pod bizun… młokosy jedne… precz mi stąd!
SZAWEŁ
Panie Złota Czaszka…
P. STRAŻNIK
Precz, mówię, obdartusy szkolne, żaki, kanalie! Ja miałbym szafować krwią dzieci, żeby mi rodzice potem wyrzucali, żem ich szlacheckie gniazda ogołocił i zaprzepaścił? Co to wy myślicie… że to ja konfederat malowany? A to co, infimusy? Wam podnosić rokosz na księdza prefekta? Na klęczkach md go przeprosić, błazny — precz stąd!…
Panna Agnieszka zakrywa oczy płacząc.
SZAWEŁ
Panie Złota Czaszka, taka afrontacja…
P. STRAŻNIK
Afrontacja?
do cechów
Panowie miejscy, wyrzucić mi za płot tych infimusów!
Studenci dobywają szabel. — Miejscy chorągwiami wypędzają ich z dziedzińca i gonią ulicą.
P. STRAŻNIKOWA
Serce, Agnusia nasza czegoś płacze…
P. STRAŻNIK
Precz, baby… co innego mi teraz w głowie, nie panna Agnieszka…
P.. STRAŻNIKOWA
To idźże do gości.
Scena VI
Cela Księdza Prowincjała.
Zakrystian krząta się; Prowincjał [= Gwardian] siedzi w krześle,
KS. PROWINCJAŁ
Cóż myślisz, Barabaszu, o tym wszystkim?
ZAKRYSTIAN
Myślę, że ci panowie powariowali.
KS. PROWINCJAŁ
Masz racją…
ZAKRYSTIAN
A kiedy chcieli byli robić konfederacją, to mieli klasztor księży jezuitów i klasztor ojców bazylijanów. Nie… przyszli księdza Prowincjała wciągnąć… A wie ksiądz Prowincjał, dlaczego?… bo ksiądz Prowincjał ma dobre stare wino węgierskie w lochu…
KS. PROWINCJAŁ
Dureń jesteś — stul pysk… A gdzie moja sroka? Nie widziałem jej dziś…
ZAKRYSTIAN
Sroka księdza Prowincjała… kiedy ksiądz dziś celebrował, to chodziła za baldakimem jak grzesznik, a kiwała ogonem tak, jakby mówiła: — „Oj, ojcze Prowincjale! oj, ojcze Prowincjale!” Niech mnie diabli wezmą, jeżeli ta sroka nie mędrsza od nas… A ja bym chciał, żeby ta sroka ukradła panu Strażnikowi złotą czaszkę i włożyła księdzu Prowincjałowi do kieszeni… ale sroka nie żyje…
KS. PROWINCJAŁ
Co?…
ZAKRYSTIAN
Zadeptano w tłumie…
KS. PROWINCJAŁ
Nieprawda!…
ZAKRYSTIAN
Ojcze, zadeptano… bij mnie… zadeptano…
KS. PROWINCJAŁ
Nieprawda…
ZAKRYSTIAN
Zadeptano…
KS. PROWINCJAŁ
Kłamiesz — kłamiesz! Mój kochany Barabaszu, poszukaj ty jej… ty może myślisz, że to mnie mało martwi… ale ja z tej sroki miał pociechą.
ZAKRYSTIAN
Mało z czego ksiądz Gwardian miał pociechę, a trzeba się będzie przyzwyczaić do zguby… A kto będzie księdzu Gwardianowi grał na trąbach po nieszporach, kiedy trębacze poszli na trębaczy do konfederatów?… A ksiądz Prowincjał lubił z panem organistą Fokiem grać w warcaby, a pan organista Fok zapisał się na regestrze w refektarzu… choć Niemiec…
KS. PROWINCJAŁ
Moich ludzi będę reklamował.
ZAKRYSTIAN
Tak — reklamował… a gdzie i od kogo reklamował, kiedy ksiądz Prowincjał jesteś sam regimentarzem?
KS. PROWINCJAŁ
Ja? — jako żywo…
ZAKRYSTIAN
Ksiądz Prowincjał drwi ze mnie.
KS. PROWINCJAŁ
Ja?…
ZAKRYSTIAN
Ksiądz Prowincjał stoisz podpisany na regestrze i na uniwersałach jako regimentarz!…
KS. PROWINCJAŁ
Ale to za Matkę Boską…
ZAKRYSTIAN
Ale to nie „Ja, Matka Boska, regimentarz” stoi w regestrze… ale „Ja, prowincjał księży franciszkanów, regimentarz” stoi w regestrze — a co mi tam… patrzeć w myśl księdza Prowincjała!
KS. PROWINCJAŁ
Jezu drogi — to ja zabrnąłem, mówisz?
ZAKRYSTIAN
Bez rekursu.
KS. PROWINCJAŁ
A czemu ty mi nie szepnął na ucho, kiedyś widział, że mnie pan Strażnik w zakrystii atakuje?…
ZAKRYSTIAN
Ksiądz Prowincjał wie lepiej, co klasztorowi czynić przystoi…
KS. PROWINCJAŁ
Prawda, że wiem… ale tobie trzeba było mnie ostrzec — a teraz przychodzisz, kiedy już po czasie… Ktoś puka…
P. Strażnik, P. Gąska, P. Milewicz i kilku innych wchodzą.
P. STRAŻNIK
Witam księdza Prowincjała. — Przychodziemy na naradę i po radę do księdza Prowincjała jako do naszego regimentarza.
ZAKRYSTIAN
A widzi ksiądz…
KS. PROWINCJAŁ
Milcz, durniu! — Bardzo rad, jestem całym sercem na usługi.
P. MILEWICZ
grobowym głosem
Zafundujesz nam przecie wina, księże Prowincjale?
ZAKRYSTIAN
A widzi ksiądz!
KS. PROWINCJAŁ
Milcz, błaźnie!
głośno
Barabaszu, przynieś antałek i szklanki!
P. STRAŻNIK
Coś mi, księże Prowincjale, dumasz?…
KS. PROWINCJAŁ
Czy my się nie pośpieszyli zanadto?
P. STRAŻNIK
Waćpan dobrodziej słuchasz zanadto kościelnego sługi, który acpanu głowę, troskami nabija i w przedsięwzięciach go hamuje… Jeszcze ksiądz Prowincjał masz czas ku odwróceniu od nas swoich afektów… a ja się oddam księżom jezuitom albo bazylianom — a co będzie?…
KS. PROWINCJAŁ
Panie Strażniku!
P. STRAŻNIK
Udałem się do księdza Prowincjała, albowiem uważałem w nim największy majestat i blask… a w ceremoniale nikt mu nie wyrówna.
KS. PROWINCJAŁ
Co, czy byliście kontenci z procesji?
P. STRAŻNIK
Niech pan Gąska powie! Mówiłem mu otwarcie, żem się nie spodziewał takiego festynu. Tu ksiądz Prowincjał posuwa się — a tu przed nim sypią różane listeczki, a tu trąby na wieży grzmią, aż trzęsła się góra królowej Bony — myślałem, że pójdzie w taniec…
P. GĄSKA
Góra czy ksiądz Prowincjał?
WSZYSCY
Cha! cha! cha!
P. MILEWICZ
Góra z księdzem Prowincjałem!
WSZYSCY
Cha! cha! cha!
KS. PROWINCJAŁ
do Zakrystiana
Postaw tu, durniu, antałek — i ponalewaj lampeczki jw. panom. Miałem wielkie zmartwienie w dniu dzisiejszym… zadeptano mi sroczkę moją.
P. STRAŻNIK
Przyszlę księdzu Prowincjałowi pierwszego Szweda, którego mi się uda złapać — aby mu był wynagrodzeniem… Tymczasem niech się ksiądz Prowincjał uzbraja…
Scena VII
Pokoik panny Agnieszki. P. Agnieszka i Magda
P. AGNIESZKA
Magdo, daj mi chustkę…
Płacze.
MAGDA
Tak, tak, jak panienka z żałości umrze, a jegomość będzie płakał, powiem: „Dobrze jegomości tak… Jegomość zabił dziecko, a teraz płacze… dobrze jegomości tak…”
P. AGNIESZKA
A skąd ty wiesz, Magdo, dlaczego ja płaczę?
MAGDA
Z miłości płacze panienka, ja wiem, że z miłości…
P. AGNIESZKA
Otóż ja nie z miłości płaczę — ja tak płaczę…
MAGDA
Ha, ha, ja by w to uwierzyła?… Jaka mi panienka mądra!… ja by w to uwierzyła?…
Wchodzi imość Pani Strażnikowa.
P. STRAŻNIKOWA
Co to mi za szlochy, Gnusiu? Ojciec pyta o ciebie — pan Gąska chce wnosić zdrowie twoje.
P. AGNIESZKA
Powiedz, mama, że ja nie pójdę… że ja chora, że ja umarła… że ja leżę na cmentarzu zołobieckim pod śniegiem… że ja siebie zabiję i pana Gąskę otruję… Weź sobie, mama, ten kornecik z różami — ja niczego nie chcę — ani prezentów, ani czego… tylko zostawcie mnie w spokojności!…
Czego wy chcecie ode mnie?… Czy ja wasza niewolnica? czy ja wasz haman?… Czy ja sobie nie mogę kupić pokoju?… Zostawcie mię zostawcie, zostawcie!… ja się chcę uspokoić… zostawcie mnie!
Wchodzi P. Strażnik i P. Gąska.
P. STRAŻNIK
A kto tu szlocha?… A dlaczego to wacpanna szlocha?…
P. STRAŻNIKOWA
Daj pokój! przy obcych ludziach…
Agnusia ociera łzy i staje przed ojcem ze spuszczonymi oczyma.
P. STRAŻNIK
Widzisz mi płaksę?… Obetrzyj wacanna łzy i podnieś oczy!
Pan Gąska przyszedł z komplementem.
P. AGNIESZKA
Dziękuję…
P. GĄSKA
Niech mię panna Strażnikówna nie wyklina… Nie przyszedłem woli wielmożne acanny dobrodziejki wiolentować… w cierpliwości oczekiwać będę, aż moja afekcja…
P. STRAŻNIK
Patrz! — płaksa roześmiała się.
P. GĄSKA
Rozjaśnienie jej czoła szczęśliwą mi jest wróżbą… Czy mogę upraszać o jednego z tych narcysów, co stoją na oknie?
P. AGNIESZKA
Nie…
P. STRAŻNIK
Grzeczna mi bądź, błaźnico!
P. GĄSKA
Pozwól mi, acan dobrodziej… pozwól mi, tu ja sam jestem wystawiony na szwank — niechaj mam wszelką wolność.
do panny Agnieszki
Czy moja osoba jest przedmiotem jakiejkolwiek odrazy? — proszę szczerze…
P. AGNIESZKA
Żadnej odrazy nie czuję do acana dobrodzieja, ale ja szczęścia pańskiego nie zrobię — ja nic nie umiem, jestem w domu jak obrazek malowany.
P. STRAŻNIK
do żony
Serce, a wydobądź no krosienka i pokaż panu Gąsce ap[p]aratum, które wyszyła złotem do franciszkańskiego ołtarza. — Wierz mi, panie Gąsko, że to rozumna główka — a bierz, bo to skarb.
P. GĄSKA
Ja bym chciał dać czas pannie Strażnikównie do namysłu…
P. STRAŻNIK
Cóż to, czy mi się wacpan rekuzujesz?
P. GĄSKA
Prędzej bym żywota mego odstąpił i duszę moją opuścił — niż wyrzekł się złotej dla mnie nadziei! Ale sądzę, że szablą, ponieważ się zdarzyła okazja, potrafię w oczach panny Strażnikówny przydać sobie waloru… dlatego więc proszę, abyś wcpan dobrodziej, ponieważ otwartej nie mam jeszcze rekuzy, zostawił w sperandzie i w ekspektatywie. Wszak tak ostatecznie mi panna nie rekuzujesz?
P. AGNIESZKA
spojrzawszy na ojca groźną twarz
Nie…
P. STRAŻNIK
Jest to konsensum…
P. GĄSKA
Wróćmy do kielicha.
Wychodzą.
P. STRAŻNIKOWA
Bardzoś była mądra… aż rosłam słysząc, jak ty przytomnie odpowiadasz… dobrze, Gnusiu. I on mi się podobał — bardzo rozsądny i stateczny. Widziałaś ty, jaką miał karmazynową sajetę na żupanie? Takiej sam król nie nosi… Zielony kontusz z tureckiej materyjki w kwiateczki, także dobrze dobrany. Cóż ty, kwoczko?…
P. AGNIESZKA
O! nieszczęśliwa ja! Zaniesiecie wy mnie na cmentarz!