Pamiętniki – Roku Pańskiego 1666

O tym roku była anticipatve prophetia taka: „Dum annus ter 6 numerabit, Marcus Alleluia cantabit, Joannes in Corpore stabit (ktoś zaś potem dołożył: Joannes Casimirus regnabit), Polonia vae! vae! ingeminabit.” A tak właśnie było, że w same Święta Wielkanocne przypadło św. Marka, św. Jana zaś inter octavas Gorporis Christi, i weryfikowało się to, że niejeden zawołał vae! jako z wojskowych, [tak] i z ubogich ziemianów. Sejm złożono na uspokojenie tej transakcyjej, ale trudno to zapał zagasić, kiedy już płomień na dachu. Byłem na tym sejmie umyś[l]nie, swoim własnym kosztem, żeby też przysłuchać się rzeczom i widzieć, co się dzieje. Napatrzałem się, o Boże, fakcyj i tej strony, i tej wymyślnych, wykrętnych takich, żeby trzeba całą księgę napisać, kto by chciał materyją tego sejmu wypisać doskonałe. Kładę tedy na tym miejscu młodym ludziom , którzy to po mnie czytać będą, taką admonicyją, żeby kożdy z szkół wyszedszy starał się o to pilno, aby się rzeczom przysłuchał i przypatrzył na sejmach, gdzie jeżeli nie może być o swoim [k]oszcie, przystać do posła albo do panięcia którego, byleby przecie być na jednym i na drugim sejmie: albo też choćbyś już był żołnierzem, to podczas hibernowego stanowiska jechać na sejm z hetmanem albo z rotmistrzem swoim, jakom ja czynił kilka razy, a przecie koniecznie być, nie omieszkiwać sesyj diligentissime słuchać. A skoro już na górę poselska izba pójdzie , gdzie to czasem bywają konsultacyje, to wołają: „Ustępujcie, kto nie poseł!” — to starać się o znajomość u którego z marszałków, choćby u jednego, jakom ja czynił, żem przy instancyjach wielkich ludzi kłaniał się o to, żeby mię z izby nigdy nie wyrugowano, gdyż „ea intentione przyjechałem tu umyślnie, abym też mógł in hac palaestra cokolwiek imbibere , sekretu żadnego nie wydam”. To bywało marszałek: „Bardzo dobrze, chwalę szlachecką indolem.” To jak już wyganiano z izby, to ja marszałkowi tylkom się pokłonił, a drudzy na łbie utykając za drzwi wychodzili, komu się czasem i po karku laską dostało; to się kompani dziwo[wa]li: „Co ty masz za szczęście! Jam się skrył za piec, a musiałem ustąpić, a tyś, się osiedział.” A nie wiedzą, co się dzieje, żem sobie wyjednał. Tom tak słuchał diligentissime, że się i jeść nie zachciało. A kiedy owo na dokończeniu sejmu po całej nocy siadają, to też. i ja siedziałem. Powiedam tedy kożdemu, że wszystkie na świecie publiki — cień to jest przeciwko sejmom. Nauczysz się polityki, nauczysz się prawa, nauczysz się tego, o czym w szkołach, jako żyw, nie słyszałeś; życzę tedy kożdemu czynić tak. Sejmowali tedy przez całą zimę z wielkim kosztem, z wielkim hałasem, a po staremu nic dobrego nie usejmowali, tylko większą przeciwko sobie zawziętość i egzacerbacyją. Po Wielkiej Nocy w poniedziałek były przenosiny pana. Krasińskiego, syna. podskarbiego koronnego, który się ożenił z Chodkiewiczów[n]ą, do pałacu pana koniuszego koronnego Lubomirskiego, był król na nich. Zachorowała królowa bardzo (bo i poście jeszcze chorowała). Dają znać królowi, że królowa Jejmość bardzo się ma niedobrze. Król wesoły, podpił, rzecze: „Nie będzie jej nic.” Przychodzą znowu, że królowa JMość kona. Król pokojowego w gębę: „Nie powiedaj mi plotek, kiedy ja wesół.” Stało nas, żołnierzów i dworskich ludzi, kupa wielka przy królu, kiedy się to działo, widzieli i słyszeli słowa. Poczęli szemrać między sobą: „To by ten pan rad też już pozbył tego mola, który mu głowę suszy.” A ono tak właśnie było w rzeczy samej. Król był wesół, tańcował całą noc. Jakoż rzadko on zasmucił; i w szczęściu, i w nieszczęściu zawsze jednakowy był. Na podskarbiego wołał in haec verba: „Gospodarzu, czyń przynukę żołnierzom, bądź im rad; niech pamiętają twoję ochotę!”. Nas też tedy. animował: „Pijcie u skąpca!” Pili tedy na fantazyją, tańcowali, weseli byli. Królowa Lud[o]wika tedy, pani uwzięta i swojej fantazyjej mocno dopinająca, widząc, że nie tak gej rzeczy idą, jako sobie obiecowała in electione Francuza, koszt na to wielki wydawszy, skarb swój wyniszczyła, zdrowia przy owych pracach i turbacyjach nadwerężyła siadając za kratką w senatorskiej izbie po całym dniu i nocy, żeby widziała i słyszała, jako też stawają ci, którzy gębę swoję do promowania fakcyj najęli, wpadła w aprensyją, zachorowała jakoś po Białej Niedzieli, przez Wielką Niedzielę ledwie przeżyła, a potem i umarła . Przez której zeście wielki filar Francuzom upadł, a tym, którzy temu kontradykowali, przybyło fantazyjej. Zaraz też Kondeuszowa promocyja poczęła upadać; ci, którzy to plenis buccis promowowali, i ten ślepy zawiódł się na swojej imprezie i tak jak królowa śmierć podjął, a Pan Bóg obrócił wszystko, jako się Jego świętej zdało woli. Ad eventum jednak belli civilis obróciwszy pióro, jako z początku, tak i do końca Pan Bóg przy niewinności stawał. Wyszły wojska w pole, ustępował Lubomirski jako panu, jako królowi, ale się przecie bronił, kiedy bardzo nacierano; my też gonili, kiedy przed nami uciekano. Na Montwach zeszły się wojska; [dy]stancyjej od siebie było przez przeprawę więcej niżli mila. Nazajutrz kazał król przeprawiać się na tamtę stronę. Przeprawili dragonije, konnego wojska część, Litwa już mieli się przeprawiać, aż tu leci komonik Lubomirskiego już nie sprawą, nie chorągwiami, ale tak, modą tatarską. Wsiędą zrazu na chorągwie nasze rozumiejąc, że Litwa; zewrą się zrazu potężnie, poczną z koni gęsto lecieć, aż dopiero poznawszy się: tu jeden brat, tu drugi, tu syn, tu ociec, dali sobie pokój. Wszystką potęgą suną w prawe skrzydło, gdzie stali dragonie i Kozacy pod regimentem pułkownika Czopa. Tam dopiero, wytrzymawszy ogień, jak wzięli na szable, jak tną, tak tną. Tu zza przeprawy dają ognia z armaty: nic to nie przeszkodziło; półtora godzin nie wyszło, jak wycięto owych ludzi. Oficyjerów naginęło znacznych, a nade wszystko owi ludzie zacni, regiment Czarnieckiego, kawalerowie tacy, żołnierze dawni, którzy w Danijej, w moskiewskich, w kozackich, w węgierskich okazyjach dokazywali mirabilia i bywaili zawsze nieprzełomani — na domowej wojnie wszyscy zginęli; których nie tylko król, ale i wszystko żałowało wojsko, osobliwie z naszej dywizyjej, cośmy na ich odwagi patrzali. Pan Bóg też na nas za nasze niezgody dopuścił, że nam odebrał florem kawalerów dobrych, którzy wytrzymowali zawsze molem nieprzyjaciół naszych. Była to ta potrzeba wielce in confuso. W owym pomieszaniu, gdzie trudno było discernere, kto nieprzyjaciel i kogo uderzyć, jeździli między sobą, a nie znali się; który którego napadł, to się wprzód pytali: „Ty z którego wojska?” — „Ty też z którego?” Jeżeli contrarii, to: „Bijmy się!” — „Jedź do dyjabła!” — „Jedź też ty do dwóch!” To sobie dali pokój. A jeżeli znajomy na znajomego napadł, to się rozjechali powitawszy. Bo było to, co jeden brat przy królu, a drugi przy Lubomirskim; ociec tam, syn tu; to nie wiedzieć, jako się było bić. Prawda, że oni mieli znaki, lewe ręce chustką wiązane; aleśmy tego nierychło postrzegła Ja też, skoro poczęto bardzo golić, przewiązałem też sobie rękę nad łokciem i nie bardzo od nich stronię. Poznali mię z daleka: „A, nasz, czy nie nasz?” Podniosę rękę z chustką i mówię: „Wasz.” Aż rzecze: „O, francie, nie nasz! Jedź sobie albo przedaj się do nas.” Ale po wszystkiej okazyjej przyjechał z boku towarzysz z tamtego wojska, a Czop, pułkownik kozacki, stoi na koniu, nie strzeże się go rozumiejąc, że swój; pornalusieńku, człapią przyjechawszy do niego strzelił mu w ucho z pistoletu i zabił. To to taka wojna. zdra[d]liwa, kiedy to tenże strój, taż moda. Bogdaj do tego w naszej Polszcze więcej nie przychodziło! ”Wyjadę za przeprawę do naszych szyków, aż król stoi; obstąpili go, a on ręce łamie, turbuje się. Już też wtenczas szczerze był frasobliwy. Posłał do Lubomirskiego, żeby mu dał pole kawalerską, wstępnym bojem, nie tak urywczą jako wilk. Odpowiedział: „Nie moja rzecz panu swemu dawać pole wstępnym bojem, ale tylko, jako ukrzywdzonemu, bronić się jako mogąc. Tej krwie niewinnej, którą opłakiwać muszę, nie ja okazyją, ale sam król JMość a ci dobrzy konsyliarze, co do tego przywiedli, żeby zgubili ojczyznę-matkę. Ale jednak propter bonum Reipublicae pozwalam na palczyński trakt[at], exclusis nonnullis, króla przeproszę, lubom nie gniewał, i pokuty gotów się podjąć, byle nie była szkodliwa mojej i mego domu reputacyjej.” I tak właśnie jakom już napisał, tym trybem, jako Mazur mówi: „Ej, siec siepęknęcią, znowu nam począł uciekać, a my znowu gonić dokoła po Polszcze. A wioski trzeszczą, ubodzy ludzie płaczą; biskupi, senatorowie królowi perswadują, żeby się użalił ojczyzny widząc, że to znać Bogu się nie podoba, kiedy szczęścia nie masz. Wysadzono tedy komisarzów, wkroczono w traktat , ale po staremu te rzeczy robiono goniąc się, aż dopiero dla dokończenia stanął król obozem pod Łęgonicami w województwie rawskim. Tam komisarze Lubomirskiego przyjechali do naszego obozu pod Łęgonice i tam dopiero postanowione kondycyje i podpisane ab utrinque, jednak magno motu ludzi wielkich, ad hunc actum zgromadzonych, senatorów i różnych ludzi godnych. Który traktat niżeli opiszę, wrócę się jeszcze trochę do tej materyjej o tej nieszczęsnej montewskiej wojnie, już namienionej. Nazajutrz po tej wojnie nieszczęsnej poszedłem do namiotów królewskich i stojemy, gadamy różnie, aż król wyszedł z tego namiotu, który nazywali gabinetem. Skłoniliśmy się tedy wszyscy jako panu, aż on do mnie rzecze: „Nie masz twego rotmistrza , byłoby tu wszystko inaczej.” Ja odpowiem: „M[iłości]wy Panie, gdyby go nam był Bóg nie brał, nie tylko do tej nieszczęśliwości i tak niewinnego krwie rozlania, ale i do podniesienia szabel na karki swoje nie przyszłoby było Polakom.” Rzuciły się łzy z oczów królowi, właśnie [jak] kiedy groch spuszczą ziarno po ziarnie; wrócił się nazad, skąd wyszedł, a ksiądz Wojnat, już ubrany, stał ż godzinę; czekając go ze mszą, niżeli wyszedł. I pacierza nic nie mówił przez całą mszą, tylko klęczał na wezgłówku aksamitnym a wzdychał. Żal mu było owych ludzi zginionych, morsum conscientiae miał, a prócz tego konfuzyja sama i ohyda wszystkich jego […] królewskiej powadze. Widział pan, że przewrotnych, złych konsyliarzów rada zły mu też ewent jego zawziętych przyniosła intencyj, co musiało go bardzo konfundować, i bardziej niżeli wszystkie insze wojny i nieszczęśliwości to go do desperacyjej, a potem i do abdykacyjej przywiodło. Bo mawiał często: „Już więcej wolnej głowy mieć nie mogę, aż ją kapturem nakryję.” Kogo tylko zobaczył z żołnierzów Czarnieckiego, zaraz go wspominał cum suspiriis. Jakoż był też to człowiek in toga et sago i senator zacny, prawdę mówiący, i żołnierz nie szanowny w okazy) ach, i wódz szczęśliwy. Żałował’ go król i wojsko wszystko, etiam ci sami, co z nim emulowali i zazdrościli mu sławy. I do tej wojny domowej i krwie rozlania nie przyszłoby było z wielu racyj, et potissimum, żeby się był Lubomirski na króla nie porwał, ale samą tylko narabiałby był submisyją. Ale jak go Pan Bóg wziął, zaraz się wszystko zamieszało i w Ukrainie, i w Polszcze. Z jawną przeciwko samemu Bogu kożdy taki wyuzdałby się niewdzięcznością, kto by między inszymi dobroczynnymi faworami tego też z osobliwym dziękczynieniem ni[e] miał przyjmować charisma, kiedy na zaszczyt takiego Bóg wzbudzi kawalera, za którego głową utrapiona in utramque aurem może się przesypiać ojczyzna i swojej, na którą przez wiele set lat pracowicie robiła, zażywać swobody. Szczyciła się swym Emiliuszem Italia, że za. całoś[ć] jej zastawiając się odważnie, na placu został od Penów porażony. Z słońcem zrównała Grecyja sławę Protezyleja swego, że podobnym jako i tamten sposobem, nie żałując krwie i zdrowia swego, zabity został od wojska frygijskiego. Czymże najbardziej my za naszego Bogu mamy dziękować Czarnieckiego, któremu we wszystkich okazyjach tak łaskawej użyczył protekcyjej, że go z ciężkich terminów swoją zawsze dźwigał ręką, wielkie i znaczne, choć w małej garzci wojska, nad nieprzyjacielem dając mu wiktoryje, a nadto że go śmiertelnego zachował szwanku, kiedy plenus dierum platida morte z tego powołany świata? Niech czyje herbowne za Rzeczpospolitą zastawiają się miecze, niech ostre nieprzyjacielowi dają odpór kopije, niech czułe lwy strzegą ojczyzny, niech pilnują topory limites iustitiae, niech depcą hardość rebelizantów — podkowy : herbowna twoja nawa więcej meruit światu niżeli owa, która Jazonowi złote z Kolchidy przyniosła runo. Ojczyzna nasza szczęśliwszego od Epaminondów i Scypionów wodza, bitniejszego i odważniejszego od Hektorów wojennika, Aleksandrowi równające[go] się tryumfatora condigne nie odżałuje. Niech będzie z Kaukazu krzemieniste serce i rodopejskiej twardością równające się skale, kto na jego wojenne zapatrował się czyny, niepodobna, aby teraz na wdzięczną jego nie miał zapłakać rekordacyją. Ja przyznam się, że bez mała zawziętej nie waledykuję szarżej, którą ad vitae tempora pod dobrym wodzem kontynuować proposueram. Bo nauczywszy się zwyciężać, ciężki by to był termin być zwyciężonym; nauczywszy się z młodości zawsze ganić, przykroć by to na starość było uciekać; a za straceniem dobrego wodza, za odmianą regimentarza zwykła się już i szczęśliwość mienić, jako już mamy próbę onego niezwyciężonego regimentu, który tak okrutne wytrzymując ognie, tak wielkie wygrawając okazyje, teraz na domowej wojnie jako bańka na wodzie zginął. Siła nas będzie takich i podobno rzadko kto się z jego palestry obierze, kto by nie wolał Bellonie abdykować , do Cerery się aplikować, etc. Miłaż to jest wojna pod dobrym wodzem, by najcięższe ponosić prace 1 przykrości; niestraszne rzeczy są ochotnemu sercu przez ognie i miecze, przez srogie Syrtes, Scylle i Charybdy za dobrym przywojcą piąć się ad metam dobrej sławy. Przez to ma Scewola wielką u świata reputacyją, że z swojej własnej czynił sprawiedliwość ręki o to, że ojczystego nieprzyjaciela niedoskonałym umiarkowała sztychem; umiał ten wódz tak swoję akomodować rękę, że nigdy na karanie nie zarobiła, bo rzadko temu nieprzyjacielowi na zdrowie, którego ona swoim dosięgła żelazem. Już przeminęły tot saecula, jako Cynegirus na owę zarobił sobie sławę, która i teraz w częstym jest u ludzi wspominaniu, że nieprzyjacielską zębami chwytał nawę; nierówno świeższe tego zacnego rycerza widzi świat merita, kiedy nieprzyjacielskie tela ore odbierając intrepido, wystrzelone podniebienie srebrną do śmierci szpontował blachą, bo inaczej, kiedy mu ją do przemywania wyjęto, słowa jednego przemówić nie mógł. O Boże! siłaż by na to papieru wyszło, kto by Czarnieckiego z młodych zaraz lat odwagi kawalerskie[j] chciał wyterminować dzieła należycie! Czegom się sam oczyma swymi napatrzył, a o młodszych zaś jego latach od starych nasłuchałem się żołnierzów, że to i kilka razy na dzień temu polskiemu Hektorowi zginąć było trzeba. Bo jako bitnego syn Gradywa zaraz z młodu nie jako Parys, delikatnym, złotym, ale Marsowym, twardym skronie zdobił szyszakiem; nie w syryjskim jedwabiu albo w sydońskiej purpurze, ale w hartownym pancerzu swoję miał upodobanie; nie śmierć jego, ale on ochotnie zawsze szukał śmierci, słuchając w tym perswazyjej Seneki: Quia incertum est, quo loco te mors exspectet, tu ea?n omni loco exspecta. Szukał jej z młodych zaraz lat w czeskich, w niemieckich prowincyjach, u rodzonego swego brata chorągiew nosząc; szukał jej w tatarskich, wołoskich, multańskich, węgierskich, kozackich, moskiewskich, szwedzkich, pruskich, duńskich, olszackich państwach i za Dnieprem, i za Wołgą, i za Odrą, i za Elbą, i za morzem, ochotnie wszędy za całość ojczyzny swoje ofiarując zdrowie. A przecie śmierć nie porwie się na tego, kogo Bóg w swojej konserwuje protekcyjej do dalszej Majestatu Boskiego swego i ojczyzny usługi. Sarnę tylko szwedzką wojnę wziąwszy przed oczy, jako ją propria virlute et consilio utrzymał. A kiedy w owych zdesperowanych okazyjach na imię króla, pana swego, w małej garzci wojska pokazał się nieprzyjacielowi na oko, ojczyźnie już konającej stał się pożądanym bezuardem i szczęśliwie ad oboedientiam panu przywrócił; tyrana szwedzkiego z ojczyzny wygnał i jeszcze go za morzem w jego domu szukał. Nuż moskiewskie ekspedycyje; nie piszę o nich, bo to nie kronika, ale tylko dukt życia mego. Mogę jednak temu zacnemu wodzowi owe aplikować słowa: Tuum tam spectatum exemplum, tenaci saeculorum memoriae traditum, in ipsa astra sublime pennata Fama fert. Z których swoich nigdy się on nie wynosił czynów, ale te łaski Bogu i rządcy swemu nim bardziej przypisował, tym bardziej od Boga pomyślnych odbierał szczęśliwości. Sławna jest Achillesowa siła, ale piszą, że go Tetys w takich kąpała wódkach, żeby mu żadne nie szkodziły horęże. Opisują Hektora historyje, że in necessitate ojczyzny swojej, rzaczypospolitej trojańskiej, tak potężnie stawał i zwyciężał. Nie może się Rzym wychwalić męstwa Scypionowego, że in rem Rzpltej zawojował Afrykę. Ale to wtenczas było, kiedy żołnierze kamykami do siebie ciskali; teraz zaś i tym samym sławnym naonczas wodzom, gdyby powstali z martwych, podobno by się przykrzejsza widziała hellandi maniera, kiedy to z kilkudziesiąt tysięcy samopałów zakurzą pod nos, kiedy to z kartanu jako cebrzyk kula zaprószy oko, że choć i dyjaboł sam — choć jest curiosus — nie ma czasu, jako zwykł, pokazać się człowiekowi przy śmierci, kiedy to owe petardy, one bomby, owe kąrtac[z] e i tak wiele innych na zgubę mizernego człowieka wymyślnych sztuk. Podobno by i tamci sławni rycerze z teraźniejszym’ nie zrównali. Kochany nasz wódz już z tymi wszystkimi rozumiał się inwencyjami, umiał zawsze vincere, umiał victoria uti, wojska nigdy nie stracił, umiał je konserwować, a choć też czasem i nadwerężył, umiał je restaurować i chlebem nakarmił. Już tedy złote lata twardym przedziergnęły się żelazem , kiedy dom radości i nadzieje naszej w gorzkie obrócił się nam łzy takiego pozbywszy hetmana i senatora. Powiedają: Optimum est memorabilem mori aliquo opere virtutis. Aleć imię wodza naszego żyje ozdobą światu, cnocie i wieczności, lubo zapłacił dług śmiertelności. Omnium animi sunt immortales, sed bonorum fortiumque divini. Zbyliśmy kawalera, jakiego podobno nie zaraz obaczy Polska. Płacze Polska senatora, Mars Hektora; wdzięczna tylko imienia jego w sercach naszych została rekordacyja i pochwała. Decet eos laudare defunctos, qui res arduas praedarasque fecerunt. Aleć zagonione za sławą Czarnieckiego pióro wracam nazad do łęgońskiego traktatu , który stanął taki. Po skończonym i podpisanym traktacie ruszyliśmy się spod Łęgonic ku Radomiu, bo też i Lubomirski był nad Wisłą. Przyszliśmy pod Jaroszyn , tam dopiero naznaczono miejsce panu Lubomirskiemu do deprekacyjej i poprzysiężenia postanowionego traktatu. Przyjechał tedy w kilkuset towarzystwa i starszyzny do obozu . Dwie tylko chorągwie pancerne królewskie stały w placowej straży , a insze było wojsko po swoich szałasach; do namiotów jednak królewskich naschodzilo się kompanijej siła widzieć tę ceremoniją. Skoro wszedł do namiotu przemowę skończywszy, gdy już przysięgać miał, wraz wszystkie płoty u namiotów opuszczono, żeby wszyscy mogli widzieć. Po skończonej tedy owej ceremonijej pojechał król do Warszawy, a pan Lubomirski do Janowca wybierać się na to exilium za granicę. Jednak tam nieszczęśliwie wyjechał, gdyż tam umarł we Wrocławiu , ale umarł dobrowolnie , na ból tylko głowy narzekając i tak mówiąc: „Kto głową robi, na głowę umierać musi.” Tylko że to był zamieszał Rzpltą, i dlatego jedni [go] żałowali, drudzy się cieszyli z jego upadku. Aleć potem i hetman wielki Potocki podziękował temu światu; znać, że to królowa Ludwika, jako primum caput tych wszystkich fakcyj kondeuszowskich, potrzebowała na wjazd swój do nieba asystencyjej, zaprosiła z sobą hetmanów, a potem niezadługo i ślepego konsyliarza a najwierniejszego swoich fakcyj koadiutora; a potem i inszych wielu powędrowali za królową sprawić się na tamtym strasznym trybunale. Skończył się tedy ten rok z wielką mizeryją i uciążeniem nobilitatis i ubogiego poddaństwa, a oni się pogodzili między sobą in perpetuum silentium przez amnestyją i już gęby nie śmiał nikt rozdziewić o krzywdy poczynione ani się do prawa udawać, bo zaraz oczy zarzucano amnestyją, że to już wszystko okrywać powinna. A czy nie lepszaż to rzecz była pogodzić się nie rozlewając tak wiele krwie ludzkiej, nie pustosząc ubogiej ojczyzny? I moglibyśmy byli co dobrego zrobić z nieprzyjacielem koronnym, i wiosek byśmy byli nie spustoszyli, i ci ludzie, których ta wojna strawiła, przygodziliby się byli na inszą Rzpltej potrzebę, a nade wszystko Boga byśmy byli nie rozgniewali.