Pierścień Wielkiej Damy – Akt I – Scena Trzecia

MAK-YKS
z szczerym westchnieniem za odchodzącą Salome

Gdyby ta kobieta to wiedziała,
Co odlatujący teraz ptaszek
Zna – i co innym ptaszkom zwiastuje…
*
Że – rzuciłem im ostatni chleba pył!

Obłędnie

I – gdyby wiedziała to… ach!… ONA,
Właśnie może pełniąca jałmużny,
Jako która ze świętych na szybach
Gotyckiego kościoła – – perłowa,
Z ametystowymi szat fałdami
I ze złotą limbą wkoło skroni…
– Zacna Pani!

Głęboko

Coś jest szczególnego
W tym powszednim-chlebie – w rozłamaniu
Złamka ostatniego… istnieje coś,
Jakby się jakiegoś tam: OGÓŁU
Dotykało zabłąkanym palcem…
– Coś (mówię), co albo milczeć każe,
Lub przynajmniej starannie zabrania
Głosić o wypełnieniu niedoli – –
– Jakby niedostatek jaki mniejszy
Wyznać było łacniej, bez zranienia
Bliskich, a fortunniej postawionych.

Tajemniczo

Stąd – prawdziwie, iż tam coś z-istniewa;
Dotycząc moralnie i tej swojej
Miłości-własnej, i wszech-Człowieczej!

Po chwili

Czemuż? głosić tego nierada jest
Uczoność…
– czemu i prostota
Mniej wstydzi się opowiadać boleść,
Niźli prawdę przez boleść zyskaną ?!

Oglądając naokoło mieszkanie swoje

Pociechy mam ja mnogie!… ot… ten kąt…

Ku oknu

Tam! Marii cień dostrzegalny z dala.

Ku wnętrzu

Ciszę umarłych serc w księgach moich,
Co nie samym obcują czytaniem.

Tajemniczo

Bywa, iż zewnętrzność tych tu pism,
Rozesłanych tam i sam, przypadkiem
Ożywiona rzutem światła naraz,
Jako grupy mumii w piramidzie,
Szerokimi wargi coś powiada,
A mury zejmują to w powietrze,
Które całe należy tu do mnie! –

Z politowaniem

Mało-czynnym! niech mnie kto nazywa –
(Jeszcze nie obliczyliśmy pracy!
Dzień zaświta jaśniejszy ku temu -)

Solennie

W Babilonie, za Ezechiela dni,
Najmniej czynnym, zaiste, ten bywał,
Kto z załamanymi nie stał dłońmi,
Patrząc smętnie, i kiwając głową,
Inie robiąc nic więcej–więcej nic!