SZELIGA
Rozrzewniła mnie doprawdy!… Człowiek,
Nieraz się ubrawszy od stóp do głów,
Odprawia pielgrzymki nie najbliższe,
By wreszcie usłyszał rozmowę MDŁĄ.
Gdy, oto tu, schylona staruszka,
W prochy ziemi nawykła poglądać,
Diamentowym słów światłem darzy! –
Głęboko
Zaiste! tylko podróżnik umie
Podróżować i we własnych stronach –
Monumenta odkrywać, lub czynić
Nie znane dla innych spostrzeżenia.
(Dlatego to może Anglik, który
Podróżuje najdalej, i często,
NAJORYGINALNIEJ ZOSTAŁ SOBĄ!!…)
– Rzeczy, obok których bliscy, co dnia,
Opierają swe rubaszne łokcie,
Uderzają wzrok mój – budzą mój słuch –
Podróżuję wciąż i wciąż… jak w Syrii!
Słychać kroki na schodach
Cyt! nadchodzi ktoś, szemrząc do siebie,
Jakby sprawę toczył z każdym schodem.
MAK-YKS
W głębokim monologu
Zaiste że – ja wracam DO SIEBIE. –
Z dwuznacznością
Lecz zostaje mnie jeszcze wiele piętr,
Wyżej coraz! – aż gdzie posiadłości
I samego Durejki!… kończą się…
Z krzywym uśmiechem
Wielkie szczęście, że glob jest w przestworzu,
Którego nie pomierzyła Ludzkość –
Wielkie – tak, jak otchłań!… i jedyne.
SZELIGA
półgłosem ns.
(Cokolwiek bądź ta staruszka mówi,
Lepiej jest ostrożnym być zosobą–)
MAK-YKS
wchodząc powoli
Miejsce, widzę, że już mnie odpycha!
Nie poglądając w stronę Szeligi
Obmierziono mnie nawet i okno – –
Tak że odwracam się odeń – nie chcąc
Ani dnia światłości, ani księżyca.
Do siebie
Po-tylekroć TAM byłem… i OWDZIE,..
Lecz na próżno!
*
– acz wiem o tym pewno,
Że ani mnie MYŚLANO zaniedbać…
*
Tak – pewność jest o słońcu, iż wstanie,
Ani wątpimy o nim – wszelako –
Bywa, iż mróz zniweczy wszystek kwiat,
Niźli wiosenne powrócą tchnienia – –
Zajdę jeszcze, zajść muszę – jeszcze raz!
O synu Salome mówić z NIĄ będę –
Nic – o sobie…
– zbieg różnych ironii
Ściera osobistość – chcieć się nie chce!
Przysiada u stosu ksiąg.
Nieszczęście psowa wolę-czynu,
Zamieniając ją w szał… lub atonię –
*
Szczęście – niemniej wpływa na uczucia,
Czyniąc ludzi tępych i leniwych…
*
Tamte i te, zarówno psuć mogąc,
Sąż niedolą? lub – dolą człowieka?…
Wstaje
Przyjdzie wreszcie i kierunku nie mieć.
*
Przyjdzie – powoli stąpać przed siebie,
Jakby za pogrzebem swego serca
Ktoś idący z własną piersią próżną…
*
Więc!… z pogodną twarzą!…
SZELIGA
uważnie
(To po prostu
Nieszczęśliwy wielbiciel!…
Któż ode mnie
Więcej winien mieć dlań względności!)
Dając się słyszeć przybyłemu – do Mak-Yksa
Po sąsiedzku, witam!
MAK-YKS
Nie wiedziałem,
Że już po sąsiedzku – lecz przepraszam.
Pozierając dokoła
Wszystko widzę tak przygotowanym,
Iż zrobi się tu próżnia… lada dzień…
Robi ruch ręką około siebie i mówi ns.
(Pono że uniosłem… przedmiot główny…)
SZELIGA
W AMERYCE nie izdebka taka,
Ale Salon w każdym bywa domu,
Dla zamieszkujących równie-spólny!
– Swoich gości każdy w nim przyjmuje,
I nie wadzi to nikomu – wcale –
Poufnie
To jest także postęp społeczności!
MAK-YKS
EUROPA się wystrzega próżni,
Jak chemiczny-proces…
SZELIGA
męsko
Stąd też wiele
Istot, które się nie-rozłożyły,
Lub nie odebrały sobie życia,
Przechodzi przez inną śmierć – cywilną,
Czyli: wy-ojczyźnia się na stałe…
– A z takowych to zmartwychpowstańców,
Co pomiędzy siebie i spomnienia
Szeroki Ocean rozesłali,
Utworzyła się nowa-społeczność.
*
Irlandczyków! iluż tam uchodzi
Od swego szmaragdowego kraju!…
Spostrzegając się
Lecz pana przepraszam – nazwisko twe
Pochodzi z Irlandii albo Szkocji?…
MAK-YKS
zimno
W kraju każdym są różne nazwiska,
Zwłaszcza dawne – z zatartych kart dziejów,
Zaś pochodzę ja, zaprawdę, z owych,
O których mówiliśmy pierwej,
Składowych ciał, nie wytrzymujących
Parcia chemicznego Europy…
– Zeznania posuwam do szczegółów
Z powodu, iż mnie pan o nie pyta.
SZELIGA
Przywykłem w podróżach przerzucać się
Z miejsca w miejsce i z tej treści w ową,
Skracając czas przez nabytą baczność.
Dlatego więcej coś panu powiem,
Dalej posuwając się:
Wyciągając rękę
Służby me
B Bez-zawodnie ofiaruję panu,
Gdyby jego stałą myślą było
W za-oceanowy odpłynąć świat.
Smętnie
Nie ku temu, zaiste, zbiegłem glob,
By sobie zgromadzić fotografy!
Wiedza wkłada obowiązki: ludziom
Jej udzielić i siebie winienem.
MAK-YKS
serdecznie
Mówiących tak jak pan słyszę rzadko…
Ale jest źle podawać się chwili –
Iż są… w których nie samą Europę,
Lecz ziemski glob opuściłby człowiek!
Podając rękę i przyjmując
Wszelako – przyjmuję najzupełniej
W danym-razie tę bratnią łaskawość.
SZELIGA
podobnież
Gdy wypadnie zażądać tej ręki,
BĘDZIE SŁUŻYĆ…
Poważnie
Zważałem, iż dotąd
Społeczeństwo jest tak postawione,
Że: zarazem zarabiać i kształcić się
Do niedalekiego można stopnia!
Przyczyna, dla której są uciski!
Prawie że moralność dotyczące!
MAK-YKS
ze szczególnym uśmiechem i różno-znacznie
Dotąd!… dziwiłem się, że pan za dnia
Spostrzeżenia robi…
SZELIGA
bystro
Pojmuję żart:
Świat należy i o dniowym świetle
Badać – i promieniom tym słonecznym
Niekoniecznie ufać…
Obojętnie
– ja, na teraz,
Badam raczej położenie okien
Lub podróżnych lunet przecieram szkła,
Ku czemu wszelakie światło służy.
MAK-YKS
obłędnie
Dla mnie także… o! panie… okna te
Swą osobną mają tajemniczość…
SZELIGA
żywo
Rzeczywiście??… i jaką?
MAK-YKS
Rzecz drobną –
Szczegół mały!…
SZELIGA
żywo
Niechże pan mnie powie – –
MAK-YKS
Arcydrobną rzecz.
SZELIGA
na stronie
(Miałżeby i on
Takimże samym być astronomem!)
Do Mak-Yksa stanowczo
Proszę z wszelką otwartością mówić,
Zwłaszcza że jego tu zastąpić mam;
Wszystko mówić proszę – –
MAK-YKS
wpatrując się w Szeligę
Niechże więc pan – – –
– Lecz, widzę go tyle!
Zaciekawionym!…
SZELIGA
zimno
To jest z przyczyny,
Że pojąć nie mogę… jakby… okna,
Nie-obejmujące nic szczególnie,
Prócz nieco przestrzeni…
Prócz – tych oto
Astronomicznych ledwo względów,
Mogły mieć dla osób dwóch interes!…
MAK-YKS
ku oknu
Przyjaciele moi… tam-mieszkają.
SZELIGA
przeraźliwie
A-a?!!…
MAK-YKS
– – gniazdka w tych drzewach sobie wiją.
SZELIGA
spokojnie
–A!…
MAK-YKS
opowiadając
– – różne są to ptaszki – wszystkie znam!
W okna te zlatują na dzień dobry…
Nawyknąłem chleb mój z nimi łamać;
Przeto – niźli sam wyciągnę rękę.
Myśląc o opuszczeniu Europy,
Niźli (mówię) sam będę jak oni –
Proszę za moimi przyjaciółmi!
Skromnie
Niewiele rzuca się im, tam i owdzie.
SZELIGA
wstając od okna
Rad bym jeszcze dziś zastąpić pana,
Lecz – zbliża się godzina…
MAK-YKS
Godzina
Odwiedzin i wizyt (nie z tej sfery
Gości, co zaiste że są mili,
Nie wymagający!… i pamiętni!…)
SZELIGA
Społeczny świat także ma swe obroty:
Przesilenia swoje i eklipsy…
Ku oknu
Oto!… jaki zaraz o tej porze
Ruch powozów przez ów rozstęp widać,
Zdałoby się, że właśnie zbudzone!
Albo że coś niezwykłego zaszło…
A to tylko godzina przyjmowań…
MAK-YKS
przyskakując ku oknu
Za łaskawego pana pozwoleniem,
Chwilkę spojrzę
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Wychyla się-Szeliga za nim pogląda w okno.
SZELIGA
(On! nie ptaszków czeka…
Na strome i gwałtownie
Powóz Marii!… jej kolory…)
MAK-YKS
odbiegając od okna i wychodząc, do Szeligi
Żegnam.
SZELIGA
sam
Wątpliwości nie ma… że to jest ktoś
Na ścieżce tej samej, co Astronom…
Obłędnie
Pokazuje się wciąż, iż odkrycia
Nie są nigdy absolutnie-nowe!
I – że ja, który właśnie myśliłem
Być najtrafniej tu naprowadzonym,
Nie najpierwszy obserwacje czynię…
Przechadza się i zatrzymuje.
Tak!…
– lecz któż sprawdzić za mnie podoła,
Czyli nie moja to podejrzliwość
Gra tu moją myślą?… i samym mną?
Po chwili
Nie JEDEN TEN przecie mignął powóz…
Po chwili
Nie ONA tylko ma TE KOLORY…
Po chwili
Nie tylko JEJ wyglądają z okien…
Po chwili
I-nie jedna ona na ziemi jest!
Przechadza się i nagle
Nareszcie, ten młodzieniec…
-ten człowiek? –
Byważ w Świecie? miałżeby on znać ją?
Zdaje się to być niepodobieństwem!
Po chwili
Nie!… to podejrzliwość serca mego…
Nagle
Lecz – ta melancholia… chęć podróży
Poza Europę?… zrozpaczenie?…
Formy towarzyskie?… i znajomość
Natury naszego społeczeństwa?
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Nie! człowiek ten zna ją… bywa u niej!
Ze zwątpieniem
Otóż są zaiste że zaćmienia
Świata moralnego…
Ach! Astronomie!!…
Głęboko
Umieć wzrok swój z-dłużyć poza oko,
Gdy się tegoż na wewnątrz nie umie –
Jest to: przez JEDNE, PŁASKIE patrzeć szkło!
Kurtyna zapada.
Koniec pierwszego aktu