Jeden z bocznych salonów Willi Harrys.
Hrabina i Magdalena
HRABINA
…Wiesz zatem nieledwie że wszystko:
Lubo, nadto, zostawiam i notę
Numerami uporządkowaną,
Tak jak mąż mój niegdyś to czynił,
Ze zapomnień mych się uśmiechając –
Gdy porządku uczył mię jak dziecię…
– Dwie go rzeczy szczególniej bawiły:
To jest moja pozorna niepamięć
I moja pozorna zabobonność.
– Tamtą i tę pozornymi zowie
(Lub tak nazywać je sobie życzę) –
Co do drugiej jednakże nadmienię,
Że – sprawdzającemu się przeczuciu
Nie dać wiary – jest niepodobieństwem!
Melancholijnie
Pierścień ten, rzecz zaprawdę zmysłowa
(Do której nie przywiązuję ceny),
Gdy zginął mnie, wraz miałam przeczucie,
A którego sprawdzenie nadeszło,
Właśnie gdy odnajdowałam zgubę.
– Że nie od pierścienia to zależy,
Lecz w przeczuciu istnieje – toć wiem ja,
Dosyć posiadając filozofii,
By przyczyną nie nazywać trafu.
Po chwili
Jakiż związek ma pierścień z akacją,
Którą wczora burza starła w piasek,
Jakby śniegiem zasypując ścieżkę
Kwiaty białymi ?…
A oto właśnie tejże chwili
Odebrałam telegram… lecz wróćmy
Do uporządkowania zatrudnień,
Tak jak uczył mię był mąż mój drogi!
MAGDALENA
spostrzegając
Nie notatkę dałaś mnie, lecz telegram –
Więc naprzód mówmy już o tym punkcie,
Zapisanym (jak widzę) w instrukcji…
– Cóż nauczyć chcesz mnie o Szelidze?
Którego raz – kiedyś, gdzieś – widziałam
I odtąd słyszałam tylko ciągle,
Że wielbi cię – żeś dlań nieczuła:
I że odtąd zwiedza Morze-Martwe
Tudzież gruzy spalenisk dokoła…
Więcej zaś nic sama o mm nie wiem!
HRABINA
surowo
Mieć sobie będę zawsze do wyrzucenia,
Że popełniłam coś podobnego do kłamstwa,
Ale ta Szeligi ziemska-miłość,
Niekiedy podobna do uporu,
Dała mnie myśl nasunąć mu wieści
O możliwym moim zamążpójściu.
– Odtąd telegram tylko raz, ze Smyrny,
Przysłał mnie ten, arcynieczytelny!
Wygłaszając napis telegramu
„Wracając do Ziemi, nawiedzę ją…”
MAGDALENA
Skrócenia konieczne są w telegramie,
„Do Ziemi” – znaczyć ma: do dóbr swoich,
„Ją” – znaczy ciebie, nie zaś ziemię…
Słowem, wraca – i zechce cię odwiedzić.
Należałoby ci tylko spiesznie
„Możliwe” twe spełnić zamążpójście,
Zamieniając zmyślenie na wieszczbę!
– Wówczas, jak ją zowiesz, „ziemska”-miłość
Upornego Szeligi – zapewne
Przemieniłaby się w coś innego –
Bo muszą też być i inne czucia
Dla rozmaitości we wszech-świecie,
I nie tylko sama, jak ją zowiesz,
„Ziemska”-miłość… tyle ci natrętna!…
HRABINA
zimno
Na boku zostawmy to… i wróćmy
Do dziennego prac naszych porządku.
MAGDALENA
Gdyby więc, pod twoją nieobecność,
Szeliga przybył –
HRABINA
Przyjmjak najgrzeczniej
Lecz nie uroń w rozmowie ani słówka
Zbliżonego najmniej do nadziei –
Całej to zręczności twej polecam:
Nie chcę, aby mnie co bądź wiązało,
Odkąd się oddałam obowiązkom
I znalazłam wielkie dobro: spokój!
STARY-SŁUGA
wygłaszając
Mak-Yks Panią Hrabinę chce widzieć…
HRABINA
Nikogo nie przyjmę przed wyjazdem –
Do Magdaleny
Mak-Yks! – jakbym też go zapomniała…
MAGDALENA
Cóż ty z tego kuzynka chcesz zrobić?
HRABINA
Ja nic – – on zaś sam co z siebie zrobi ?
Czasu nigdy nie miałam zapytać go.
Dobre to chłopczysko… i lubiący
Nieledwie że pustelnicze życie!
– Raz, widząc go z brodą nie strzyżoną:
„Cóż by to był za śliczny kapucyn
W Ermitażu, pod zielonym drzewem?!”
Pomyśliłam…
Lecz czyli to jemu
Przyjdzie na myśl kiedy przed zwierciadłem ?
– Choć zapewne że szczęśliwszym byłby
W cichej celi, hodując sobie kwiaty…
Gdzie znalazłby dobro wielkie: spokój!
MAGDALENA
To, co mówisz o człowieka losie,
Przypomina mnie coś kapucynów,
Które zastępują termometry…
Lub tych, co z kart dla dzieci się robi:
Tamte kaptur zdejmują w pogodę,
Lubo się nią wcale nie obchodzą;
Te się wszystkie społem wywracają,
Skoro jeden z nich i jak się potknie!…
HRABINA
Mogłabym go wreszcie i ożenić –
Przecież małżeństwo… to Sakrament.
– Lecz potrzeba wprzód posażnej panny
Tegoż wieku, wzrostu, i tak samo
Do cichego ułożonej życia…
MAGDALENA
Naturalną znalazłszy harmonię
Względów tylu: wieku! wzrostu! mienia!
I temperamentów! i skłonności!…
Jak w gałęziach dwóch jabłoni jednej –
Spytać chce się…
– czemu ? jeszcze w górze
Ponadprzyrodzonych szukać zręczyn?
Dobitniej
Jaskółki dwie, całkiem równe sobie,
Nie sąż przez to samo ożenione –
A jakaż byłaby ludzi wyższość?!
HRABINA
Zawsze umiesz jakieś… dać pytanie,
O którym pierw z Ojcem Prowincjałem
Radziłabym bardzo ci pomówić…
Patrząc na zegarek
Niewiele mnie czasu już zostawa!
Do Magdaleny
O czymże mówiliśmy dotąd?
MAGDALENA
O Szelidze naprzód – i że jemu…
HRABINA
– Nie uronisz słóweczka nadziei.
Moja luba! to jest arcyważne –
MAGDALENA
I że przyjąć go mam jak najgrzeczniej…
HRABINA
Jak to pięknie! że pamiętasz wszystko.
Po chwili
Jak najgrzeczniej dlatego, by jemu
Czymś osłodzić stanowczą odmowę.
– Miłość bowiem, jakkolwiek bądź ziemska,
Gdy ustaje… to nie jest rzecz miła!…
(Przynajmniej tak sądzę, moja luba!
Że to nie musi być najprzyjemniej…)
MAGDALENA
A teraz, cóż dalej?…
HRABINA
Czytaj w nocie…
MAGDALENA
krotochwilnie
Zrobiłam z niej, patrzaj: kapucyna!
Który się wywraca za powiewem…
Czyta dalej z kartki
„Numer drugi: parę taneczników”…
Cóż to może znaczyć? proszę ciebie…
HRABINA
Czytaj dalej…
MAGDALENA
czyta
„Zaprosiłam panny
Z całej pensji, kilku małych chłopców,
I panią Durejko, ochmistrzynię,
Z mężem swoim.”
HRABINA
Wszystko jak najgrzeczniej!…
Zapraszalne listy jedne wyszły,
Reszta leży owdzie – wyszlij i te –
MAGDALENA
z uśmiechem
Przejrzę tylko, czyli w nie przypadkiem
Nie wtrąciłaś czego innej treści…
HRABINA
Winisz mnie o błahe nieuwagi –
A jednak może i jest niewiele
Kobiet mojego położenia – które
Byłyby w stanie tak dużo rzeczy
Różnorodnych zgodzić i prowadzić.
To – że w mojej Biblii; na rycinie,
Znalazłaś raz, miasto przezroczego
Papieru, bankowy-bilet, z tego
Wyprowadzasz bezzasadne wnioski!…
Fraszki zapomnieć mogę – nie celu:
Są dnie, których godziny wszystkie
Mam rozrachowane jak zegarek
I spisane rzędem w wilię wieczór.
Teraz!… jadę na Zbór-Miłosierny…
Porywa się – zawadza, i rozdziera suknię.
MAGDALENA
Gdzie… w sukni rozdartej niepodobna
Brać głosu o biednych bez poddasza,
Bo to wyglądałoby na komedię…
HRABINA
To przypadek jest… i bez znaczenia –
Dzwoni – Służąca wbiega.
Naprędce proszę fioletowy stanik.
STARY-SŁUGA
Mak-Yks za Sługą wchodzi sam.
Mak-Yks się powtórnie anonsuje –
SŁUŻĄCA
podając stanik
Pani Hrabino, nieco powolniej…
HRABINA
do Sługi
Niechże wnijdzie, jeśli jest w potrzebie…
MAGDALENA
Ten młodzieniec wchodził – lecz gdy zobaczył,
Że dopełniasz ubrania, cofnął się.
HRABINA
Wina jego – a może jest w potrzebie?
MAGDALENA
Mogłażbyś ubierać się przy ludziach?…
HRABINA
To – nie są ludzie – daj, proszę, szpilkę.
MAK-YKS
który niezupełnie cofnął się był
„To nie są ludzie”!-ach! nie-o! pani…
(Daruj, iż podnoszę słowa twoje,
Które byłbym pominął, jak może
Wiele innych pominąłem mówień -)
To są „nie ludzie” – pani!… to tylko
Obowiązani tobie, lub arcy
Umiejący cię cenić – nie-ludzie!…
Przy nich można sobie zapiąć guzik
Bez zmylenia rzędu, akuratnie – –
Ochłaniając
Daruj, przebacz, pani i kuzynko!
Słowom, które się z ust wydzierają,
Będąc silniejszymi niźli mówca.
Daruj! ale więcej jeszcze powiem:
Bywa, iż ci, co dziś ludźmi nie są,
Pewnego dnia i godziny pewnej
Właśnie że tylko oni zostają…
Od tła to zależąc, nie przedmiotu.
Gdy się tło odmienia, wraz i rzecz z nim.
HRABINA
silnie
Mak-Yks! ile zraniłam, przepraszam:
Uczyniła wyrazów pośpieszność
Sens, którego ani pomyśliłam! –
MAK-YKS
Miałem ci, o! pani, nie to mówić –
W innej treści i mało odwłocznej…
*
Lecz ot!… pękło coś w toku myślenia,
I nie jestem już w stanie dodać nic.
MAGDALENA
Scenę zrobiliście, lub robicie,
Dla jednego błahego wyrazu,
Dla sposobu-mówienia, na świecie
Przyjętego – – a który nie jest Jej,
Wcale nie Jej… zaręczam to panu.
– To jest wyrażenie niewłaściwe,
Mimowolnym przejmowane tchnieniem
Od ogólnej świata atmosfery,
Która, bez nas, naszą rządzi mową…
MAK-YKS
Panie! ja szczerości nadużyłem,
Wyrzucając niewstrzymalne słowa,
I jeżeli to słabość, że muszę,
Nie skończywszy rozmowy, stąd odejść:
To słabość ta jest tylko ma własna,
Osobista – – i nie należąca
Do „ogólnej atmosfery świata,
Która, bez nas, naszą rządzi mową!”
HRABINA
silnie
Mak-Yks! ja chcę… przyjdź dzisiaj wieczór.
MAK-YKS
ceremonialnie
Pani – kuzynko moja – – zapewne.
[Wychodzi.]
HRABINA
Podaj mi kamforę i zegarek…
MAGDALENA
Zaskoczona zostałaś zdarzeniem,
Wychodzącym za porządek-dzienny
I nie zanotowanym w książeczce –
Świat albowiem nasz jest coś podobnym
Do tych miernych artystów… co, ledwo
Wyrobiwszy parę charakterów,
Całą przyszłość sztuki chcą nakłonić
Do zamknięcia się w ich korporacji!
-Utyskują!… że Cezar Shakespearea
Za wielki jest o głowę dla sceny…
Alić kto od drugich chce postępu,
Winien ciągle on sam postępować!…
HRABINA
niecierpliwie
Racz mnie nie zaprzątać… czasu nie mam…
Instrukcję ci zostawiłam całą –
Porywa się – wychodzi – zatrzymuje u drzwi i powraca, mówiąc
Jeszcze coś…
Zapomniałam mej książki
Do nabożeństwa – biorąc w zamian
Zeszłoroczny miejski kalendarzyk!
MAGDALENA
Oto książka twoja – – do widzenia.
Hrabina wychodzi.
Magdalena w monologu
O! ty… z zeszłorocznym kalendarzem
W ręku – i z rozdartą twoją suknia,
Lecz z oczyma niebem błękitnymi!
Jesteś święta!… umiem cię podziwiać-
Głęboko
Kto inny w ironię obróciłby
Usterki twe – – mnie są one cenne.
Wzieram przez nie, jak ów więzień, który
Przez szczeliny jasne patrzy w okno,
Czy wolniejsi są ludzie na ziemi?!