MAGDALENA
zbliża się do stołu i, podnosząc swą rękawiczkę
Rękawiczka ta jest mnie rzucona…
Moja własna!…
– tumiej szczególniejszy!
z uśmiechem
Polecenia Marii gdyby wszyscy
Tak starannie pełnili…
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
STARY-SŁUGA
wchodzi i wygłasza
Nadzorca
Tych, co urządzają ognie-sztuczne,
Przysłanym jest od Pani Hrabiny
Po niejaki abrys…
MAGDALENA
Ona w głowie
Zapala mnie fajerwerk – – doprawdy!
Do Sługi
Niechże wnijdzie – bo ani wiem, co chce.
SZTUKMISTRZ
wchodzi – poprawia ustroju włosów i jednym tchem mówi z płynnością
Miałem zaszczyt przedstawić Hrabinie
Wzory kilku fajerwerków – które
Zapalane były z pewną sławą
(Że tak pochlebiam sobie)…
– zwłaszcza ów
Wyobrażający pawi-ogon,
Przedzierzgnięty Kupidyna lancą,
Gęsty po wielokroć zyskał aplauz!
Tak że mnie na rękach (z przeproszeniem
Wielmożnej pani) chciano unieść…
Po chwili
Lubo wówczas dodałem (przyznam się)
Dwie fontanny-serc, a każde serce
Pękało za sceną… i to była
Jak gdyby porażka w małej bitwie,
Gdy na przedzie gorzał jasny tryumf!
– Nie zrobiło to jednak Hrabinie
Przyjemności…
Więc proponowałem
Całą postać Kupida w płomieniu
Różowego koloru…
MAGDALENA
wstrzymując śmiech
Cóż na to
Pani Hrabina? –
SZTUKMISTRZ
Jakoś nieraźnie
Podjęła myśl… chciała coś lżejszego
(Kupid bowiem cały to machina,
Której się nie stawi w parę godzin!).
– Dalej zeszedłem więc do rzeczy prostszych:
Do słońc, gwiazd, komet…
MAGDALENA
ze znudzeniem
Na czym stanęło?
SZTUKMISTRZ
Tu przysłany zostałem po abrys.
MAGDALENA
z ukrytą ironią
Czy nie można by na przykład… ZERO?
SZTUKMISTRZ
My w sztuce nic „zerem” nie zowiemy,
Lecz: „pierścieniem”.
MAGDALENA
Ach! myśl doskonała – –
SZTUKMISTRZ
z zapałem wielkim
Zrozumiany zostałem! – nareszcie
W życiu raz! (za pozwoleniem pani).
MAGDALENA
na stronie
(Jeszcze i ten mnie hołdy swe niesie…)
SZTUKMISTRZ
Dwa pierścienie można przeszyć strzałą.
Z kompetencją
Bardzo można… owszem – to się rabią:
Dodając po bokach skrzydła-papug,
Przecierając tło ognistą-miotłą,
Tam i owdzie popierając grzmotem,
Błyskawicą z lekka budząc efekt,
To uchodzi…
– to miewa swój urok.
MAGDALENA
ze znudzeniem
Więc – najprostsza rzecz… nie ma co szukać.
Szczegóły – obmyśli sam artysta.
SZTUKMISTRZ
z zapałem gorącym
Nareszcie zostałem odgadnięty,
Raz na życiu!…
– uniżony sługa.
Wychodzi.
MAGDALENA
Zacnej Marii słyszę lekkie kroki,
Muszę jej maleńką scenę zrobić…
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Droga! dobra!… niekiedy zabawna,
Krytykuję ją i kocham równo,
Raz naiwność dziecka w niej – drugi raz
Coś posągu kamiennego widząc.
To jako piastunka, to jak sztukmistrz
Na tę śliczną patrzy się postać…
Skoro Hrabina wchodzi, Magdalena ku niej z wyrzutem
O mało że wszystko nie zniszczone!
O mało żeś nie zdradziła-siebie!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Przyjęłam ci Szeligę, jak chciałaś,
Osładzając jemu jak najgrzeczniej
Twoje ostateczne-odmówienie – –
– By zaprzątnąć czarne jego myśli,
O zwyczajach mówiłam pokoleń,
Co patryjarchalnie jeszcze żyją;
Gdzie ceremoniałów-samobójstwa
Nie spełniane są na ludzkich sercach!
– Pokazywaliśmy sobie wzajem,
Jakie są tam gesta w towarzystwie:
Ty nadbiegasz… i z przekąsem ziemskim,
Widząc nasze ręce połączone,
Usuwasz się…
– jakże? można było
Dać MU przeto nadzieję tryumfu!
Z wyrzutem
Doprawdy, że pełnić instrukcje twoje
Zadaniem jest płótna-Penelopy!
Silniej
Musiałam się potem upracować,
Tokiem waszych obracając rozmów,
Jak zębatym-kołem gdzieś w fabryce…
Tak niezręcznie zdradziłaś się, pani!
HRABINA
surowo
Zdradzić się nie mogłam.
Magdaleno!
– Wyszło mnie z ust może i dzieciństwo,
Lecz umiałam się cofnąć natychmiast.
MAGDALENA
żywo
Cofnięcie te było jeszcze gorsze!
HRABINA
smętnie
Bo – może – też i ja kiedyś!… miałam
Kruszyneczkę ziemskiego uczucia…
Dla osoby – którą dziś oddalam.
MAGDALENA
Otóż to!… co właśnie zaszkodziło…
HRABINA
Kruszyneczkę!… jakiś błahy atom…
MAGDALENA
Trzeba cofnąć i to, mój aniele!
Bo popsowasz znów, co naprawione –
*
Trzeba, abyś ziębiła go ciągle…
HRABINA
Gdzież ja zdołam tylko tym się zająć!
*
Lecz ty jesteś dobra, ty – cierpliwa:
Ty zbawiłaś mnie już raz, przed chwilą,
Zbawiaj, proszę, dalej – ciągle zbawiaj!…
Zbawicielką będziesz twojej Marii,
Magdaleno!… proszę cię, bądź dobra…
MAGDALENA
Trudne jest to – lecz początki niezłe
Umiałyśmy zaszczepić…
HRABINA
Nieprawdaż?
Zdało się mnie, iż odszedł, jak przyszedł.
MAGDALENA
dwumyślnie
Niezupełnie… lecz coś podobnego…
Po chwili
Przyjmę wreszcie trud ten zbawicielstwa,
Na cokolwiek mnie on może narazić,
Daj mi wszakże słowo, że co? – kiedy? –
Mówić będziesz lub czynić?… w tej mierze
Zastosujesz do baczności mojej.
HRABINA
solennie
Uroczyste słowo daję na to –
MAGDALENA
Więc – na przykład – – –
siądź tu, chwilkę jeszcze:
Siadają obok.
Czy nie miałabyś czego na oku,
Co by twoje puste miejsce wzięło
W sferze serca… dla pana Szeligi?…
Uważnie
Panienek tu będzie znaczny dobór,
Skoro szłoby o osoby młodsze…
HRABINA
Całej okolicy przyszłe matki,
Coś, doprawdy, jak wtóra społeczność.
Zapominasz tylko kwestii-wieku:
Żadnej nie ma… na przykład w twych latach,
Żadnej twego wzrostu…
MAGDALENA
stanowczo
Najzupełniej
Wyjaśniłaś mnie niepodobieństwo!
HRABINA
Wszystkie prawie są dziećmi – –
MAGDALENA
z udanym zadziwieniem
– – Ach! prawda! –
Po chwili
Mniemasz wszakże, że pomysł dobry jest,
Gdyby się go potrafiło użyć –
I że miewam oka rzut sokoli,
Gdy tobie pragnę być użyteczną?
HRABINA
Magdalenko! ty masz wielki rozum.
MAGDALENA
Z-ziębiać, chłodzić trzeba nieoszczędnie
Te ziemskie uczucie wielbiciela –
Na pół trywialnie
Sposobem tym… może by i przyszło
Do wygluzowania zupełnego,
A mógłby ON także znaleźć spokój!
HRABINA
obłędnie
Brodę nosi, był i w Jerozalem –
MAGDALENA
Tylko że różańce gubi w Morzu
Martwym…
HRABINA
Apolog niezrozumiały!
Który ledwo że mnie potrafiłaś
Na człowieczą mowę wytłumaczyć…
Całując czoło Magdaleny
Magdalenko! ty rozum masz wielki!
Kurtyna zapada.
Koniec wtórego aktu