Do czyniącego zarzuty sprawozdaniu o dziele Buckle’a

Pozwól, łaskawy Panie, abym u wstępu odpowiedzi na zarzuty uczynione sprawozdaniu memu o dziele Buckle’a, umieszczonemu w nr 157 „Gazety Polskiej”, oświadczyła Mu, iż nie uważam za stanowczo rozstrzygniętą kwestię, kto z nas, Pan czy ja, „nie douczył się i nie doczytał” wyż pomienionego dzieła.

Nie mniemam bynajmniej, że sprawozdanie to jest dokładnym przedstawieniem wielkiej pracy angielskiego historyka i że wszechstronnie a rozlegle wykazuje wszystkie jej doskonałości. Aby ono było takim, potrzebowałoby rozwinąć się w nierównie obszerniejszym zakresie.

Wszakże zdawało mi się, żem nie pominęła żadnego z głównych zarysów stanowiących wartość dzieła i żem trafnie określiła główną przewodnią myśl autora. Gdy jednak raczyłeś mi, Panie, rzucić rękawicę, podnoszę ją z pokorą, z jaką biblijny pasterz podniósł kamyk do walki z Goliatem, a w tym tylko do owego pasterza nie jestem podobną, iż zaprawdę, żadna mię wieść nie doszła, azali z olbrzymem walczyć mi przychodzi.

Przeciwnie, z wypowiedzianym przeze mnie zdaniem twierdzisz, łaskawy Panie, że Buckle nie był materialistą. Chciej więc pan rozstrzygnąć następne pytanie: Gdy każdy, kto nie będąc nawet filozofem, ale tylko oświeconym człowiekiem, wie, że nowożytna filozofia dzieli się na cztery szkoły: idealistów, materialistów, skeptyków i mistyków (Cousin, His. de la philos. au XVIII siècle), do którejże ze szkół tych najsłuszniej zaliczyć można autora „Historii cywilizacji angielskiej”?

O idealizm i mistycyzm nikt go nie posądzi — zostaje więc wybór między skeptycyzmem a materializmem.

Pojmując filozofię nie tylko w stosunku jej do religii, ale najogólniej, skeptycyzm jest to szkoła, która w nic nie wierzy, o wszystkim wątpi, nic nie twierdzi. U skeptyków powstrzymywanie stanowczego sądu może pochodzić: 1) z powodu różnicy w wyobrażeniach i wrażeniach istot żyjących w ogóle, 2) z powodu cielesnych i duchowych różnic pomiędzy ludźmi, 3) z powodu rozmaitych orzeczeń samychże zmysłów o rzeczach i niepewności, czy narzędzia zmysłowe są nam wystarczające, 4) z powodu warunkowości naszych wyobrażeń o rzeczach dla różnicy cielesnych i duchowych usposobień itd. („Historia filozofii” Schweglera).

I takich powodów powstrzymywania sądu skeptyków jest dziesięć. «Kto się w skeptyczny rydwan zaprzągł, żyje w pokoju bez trosk i żądzy, w czystej apatii, nie znającej żadnego dobra ani żadnego zła» — mówi skeptyk. «Pomiędzy życiem a śmiercią – ciągnie on dalej – pomiędzy zdrowiem a chorobą nie ma żadnej różnicy» (Schwegler o Pyhrronie). Gdzież u Buckle’a dopatrzy kto owego wahania się i braku wiary we wszystko, owego apatycznego uśpienia wśród niepewności albo znowu gorączkowego poszukiwania, które znamionuje niektórych nowożytnych a użytecznych skeptyków? Buckle przeszedł był zapewne przez szkołę poszukującego skeptycyzmu; ale w chwili, gdy pisał swoje dzieło, wierzył gorąco i głęboko – ale nie w nadprzyrodzone siły i nadzieje, a w moc potężną umysłu ludzkiego, który zwyciężając zapory czasu i natury prowadzi ludzkość do ziemskiego szczęścia. Buckle. wierzył w wiekuisty porządek wszechrzeczy, który postępuje niewzruszonym torem, poruszany siłami natury, wiążąc nieprzerwany łańcuch przyczyn i skutków, którego jednym z ogniw jest człowiek. Zasady te nie przedstawiająż się jasno w pierwszych jego rozdziałach? W dalszym ciągu swego dzieła Buckle wierzy silnie w dobrodziejstwo nieograniczone umysłowego światła, w jego nieuniknioną potrzebę dla tego, aby ludzkość doszła pożądanych celów; gdy zaś rozum człowieczy, wsparty zbawienną nauką, dojdzie do najwyższego, jakiego dosięgnąć zdoła, szczebla – w wyniki tego udoskonalenia się ludzkości i we wpływ jej na cały ustrój społeczny Buckle także wierzy głęboko.

Ktokolwiek „douczył się i doczytał jego dzieła”, musiał dostrzec i pojąć wiarę w nim wyrażoną, a która bynajmniej nie znamionuje skeptyka. Z tego że Buckle jest gorliwym zwolennikiem skeptycyzmu, że go zaleca jako bodziec i ratunek społeczeństwa, nie wypływa bynajmniej wniosek, iżby sam był skeptykiem. On tylko sądzi, że nie apatyczny, a poszukujący skeptycyzm jest drogą do światła prawdy, lekarstwem od przesądów i zastoju; a drogę tę i lekarstwo, które on już sam przebył i zażył, nim do wiar swoich doszedł, wskazuje tym, którzy poza nim zostali.

O tym przebytym skeptycyzmie sam się także wymownie odzywa w końcu czternastego rozdziału. «Jeżeli opinie czytelnika mojego nie zgadzają się z moimi opiniami, niech pomyśli, że jego zasady są może takież, w jakie ja niegdyś wierzyłem, a z jakimi się rozstałem, gdy rozszerzywszy zakres moich wiadomości uznałem, że zasady te nie opierają się na żadnym gruntownym dowodzie, że są niekorzystne dla ludzi i szkodliwe postępom światła. Zgłębienie wyobrażeń, w których człowiek jest wychowany, i odrzucenie tych, które nie wytrzymują próby, jest pracą tak ciężką, że nie doznający podobnego cierpienia nie powinni rzucać nagany tym, którzy je przebyli». Słowa te nie sąż wyznaniem przebytego już skeptycyzmu, stanowczym odrzuceniem pewnych zasad, a ustalenia się innych?

Gdy więc nie ma wątpliwości, że Buckle pisząc swoje dzieło nie był skeptykiem, stąd wniosek, iż był on materialistą. Ogólny pogląd na główne jego myśli i najgorętsze sympatie ostatecznie tego dowodzi. Czy człowiek nie-materialista przywiązuje tyle co on wagi do życia ziemskiego? Czy prawdy i zasady moralne może on stawić niżej od prawd i zasad umysłowych? Czy może mieć najżywsze uwielbienie dla materialisty, jak Bacon, sympatię dla ateistów, jak Wolter, Condillac i Helwecjusz?

W trzecim rozdziale Buckle odmawia człowiekowi wolnej woli, przez którą mógłby się on wyłamać spod praw władnących w jakiejś społeczności, praw, pod jakimi się zrodził; nie wynikaż z tego, że w mniemaniu Buckle’a była co najmniej hipoteza życia przyszłego obiecująca według zasługi nagrodę lub karę?

Od ilości cnót i natchnień pobożnych, grających ważną rolę w umyśle wierzącym w życie przyszłe, nie zależy według Buckle’a postęp i doskonalenie się ludzkości — ale od wiary umysłowego światła i jego w społeczeństwie kierunku. Nigdzie, najmniejszym – ustępem nie wskazuje on ludzkości przyszłego życia za cel i nagrodę — ale cel ten i nagrodę zamyka zawsze w obrębie ziemskiego istnienia. Aby w metodzie tej dopatrzyć różnicę z metodą historyków spirytualistów, dość jest dzieła Buckle’a porównać z dziełami Guizota, w których opatrzność wzmiankowaną, a sprawy zaziemskie ludzkości wspomniane bywają.

Kilka słów przytoczonych przez Pana, a mających twierdzić o wierze Buckle’a w przyszłość życia, niewiele dowodzą. Przywodząc je pominąłeś Pan chwalebny, a ogólnie przyjęty zwyczaj wymienienia przynajmniej rozdziału dzieła, w którym się zawiera myśl cytowana. Wszakże ustęp ten, na jakiejkolwiek karcie on istnieje, i drugi jeszcze, zawarty w jednym z przypisków do rozdziału siódmego, a usprawiedliwiający skeptycyzm z zarzutu o ateizm, nie są tak wielkiej siły, aby mogły zaprzeczyć całej ogólnej treści dzieła. Wydają się one raczej jako ustępstwo i chęć usunięcia od historycznej pracy teologicznych zarzutów. W istocie bowiem „Historia cywilizacji angielskiej” jedną tylko stroną dotyka filozofii, mając na celu historię — a tym mniej ułożyć się mogła w teologiczną dysertację.

Ogólną wreszcie zasadą sądzenia o jakim bądź dziele jest zastanawianie się nad jego całością i z głównej jego treści wyprowadzanie wniosków, a nie pochwytywanie gdzieniegdzie rozsianych szczegółów i ustępów, które albo przez niedostateczne odrobienie, albo przez jakieś ustępstwo sprzeczne są z treścią ogólną. Powodując się poglądem na całość dzieła historyka angielskiego trzeba go uznać materialistą, skrzętnie zaś szperając po jego zakątkach i wydobywając z nich pojedyncze słowa da się skleić jaka taka iskierka bladej niby-wiary w życie przyszłe, którą każdy argument popierający niezmienną wagę ziemskiego istnienia, każde wzgardliwe słowo o wygłaszanych dotąd prawdach moralnych i każde uznanie Woltera i materialistów francuskich tłumi i gasi.

Nie mam najmniejszej pretensji do gruntownej znajomości filozofii; wiem o niej tyle tylko, ile dziś każdy pod zarzutem ciemnoty nie zostający wiedzieć powinien. Chociaż mi ten szczupły zakres posiadanych wiadomości wystarcza na pojęcie i dokładne „douczenie się” Buckle’a, bliższe jednak i uczeńsze rozstrzygnięcie kwestii, która nas zajmuje, zostawiam kompetentniejszym ode mnie. Tu zaś oświadczam, że chociaż w przekonaniu moim uważam Buckle’a za materialistę, to wzniosła nauka jego nic przez to w moich oczach nie traci. Żyjemy w wieku, w którym prawdziwie oświeceni ludzie zostawiają sobie wzajemną swobodę opinii – a cenią się tylko wedle ilości posiadanego światła i cnoty zeń wypływającej.

Nie trzeba być erudytą lub erudytką ani też „uczyć się około Głównej Szkoły”, aby żywo pojąć prawdę i aby przez to pojęcie natchnionym słowem przemówić do ludzi. Nie dziw więc, że wysoko ceniąc wypowiedziane przez Buckle’a sprawy o potrzebie światła i miłości wspólnej – pragnęłam zwrócić na nią uwagę jak największej ilości czytających. Że jestem nowicjuszką w literackim zawodzie, temu nie przeczę – bo co prawda, to nie grzech, mówi przysłowie, choć znajdują się tacy, którzy utrzymują, że i prawda bywa grzechem – skoro się im nie podoba. Ależ nie wstyd mi, że zaczynam, bo bez początku nic pono na ziemi istnieć nie może. Prawda, że początek tak do wielkich rzeczy, jak i do niczego doprowadzić może. Zaczynał kiedyś Mickiewicz – zaczynam ja – i sam, łaskawy Panie, musiałeś przed laty zaczynać uczyć się, a bodaj i z trudnością, abecadła, nim się nauczyłeś czytać Buckle’a i pisać o nim, że on nie był materialistą.

Ażeby Pana dowodnie przekonać, że nie jest wstydem to rozpoczynanie moje i że mi też wcale nie wstyd opinii wypowiadanych, choć niedoskonale, lecz z przekonaniem i w dobrej wierze – podpisuję się tu całym moim skromnym i nieznanym imieniem i nazwiskiem.

Eliza Orzeszko