Patriotyzm i kosmopolityzm

Nie podobna zaprzeczyć, jest to zresztą prawdą rzucającą się w oczy — że pierwszy zawiązek patriotyzmu spoczywa w uczuciowych władzach człowieka. Wprzód, zanim w umyśle dziecięcia powstanie jakakolwiek myśl świadoma siebie lub jakiekolwiek pojęcie wcieli się w odpowiednią sobie formę i dosięgnąć zdoła wysokiej fazy uogólnienia, zaczyna ono uczuwać dobroczynność tego, co je otacza, używać rozkoszy światła, ciepła, barw, woni, dźwięków i wszystkich tych ochron od zagłady i cierpień, którymi je otaczają najmniej choćby troskliwe, opiekuńcze dłonie. Uczuwanie dobrodziejstw tych i używanie tych rozkoszy jest niewątpliwie bezwiednym; stanowi ono najmniej zasiew wrażeń, który z upływem czasu rozwija się i dojrzewa w coraz potężniejsze i bardziej świadome siebie uczucia. Wiele przyczyn, spoczywających w samej naturze ludzkiej, składa się na to, że uczucia te zapuszczają w psychiczne jestestwo człowieka niezmiernie głębokie korzenie. Istnieje tu naprzód kategoria przyczyn fizycznych, takich jak: ścisłe zbratanie się organizmu z otaczającymi go żywiołami natury; siła pociągu, którą względem siebie uczuwają pierwiastki mocą przystosowania się wzajemnego i przyzwyczajenia z sobą upodobnione; wielkie na koniec spotęgowanie zbratania się tego i pociągu przez tajemniczo, lecz pewnie działającą na szeregi pokoleń ludzkich moc odziedziczania. Żadne najdłuższe rozumowania i wywody nie zdołałyby pierwszej z przyczynkiej pracy, prostuje strudzoną, lecz potężną swą postać, głębokim odetchnieniem wciąga w szeroką pierś swą czyste powietrze, a zmęczonym okiem toczy dokoła siebie po błękitnym sklepieniu, zielonym rozłogu, złocistej fali kłosów lub krętym szlaku ścieżki wbiegającej w tajemniczy cień lasu, w przybytek jakby cichego snu i spokoju — w fizycznym organizmie jego rozlewa się wtedy uczucie dobrobytu i odpocznienia, lecz w głębi, kędyś, w dalekiej i dla niego samego tajemnej głębi jego istoty drga i śpiewa inna jeszcze struna, wyższa nad fizyczne użycie i rozkosze — struna nieokreślonej czułości dla wszystkiego, co go otacza. Nie zdając sobie sprawy z uczuć swych, czuje on jednak, że to powietrze, którym odetchnął, szeroko i swobodnie skrzepiło siły jego pracą znużone; że błękity wiszące nad głową jego i zieleń rozciągająca się pod stopami dały spoczynek jego oczom; że biała ścieżka, zapadająca w cieniste głębie leśne, przesunęła mu przed wyobraźnią ponętny obraz ciszy i ukojenia. Dla wszystkich dobroczynnych tych sił przyrody uczuwa on mimowiedną i mimowolną wdzięczność — z niej wytryska zdrój czułości i nie wiedząc jak i dlaczego człowiek ten prosty, nie rozumujący, nie sięgający myślą ni żądzą za najbliższy skłon widnokręgu, kocha powietrze, barwy, widoki, którymi odżywia się fizyczne i moralne jego jestestwo, kocha zatem ojczystą swą ziemię. […]

Wszystkie te jednak łącznie wiążące człowieka z ziemią i niebem, z powietrzem i widokami ojczystego kraju stanowią konieczną wprawdzie i z samej natury płynącą, niemniej przecież spodnią zaledwie warstwę uczuć tych, których połączenie składa się na uczuciową stronę patriotyzmu.

Powyżej istnieją związki ludzi z ludźmi, które obok miłości dla kraju, wytworzonej przez wszystkie powyższe przyczyny, wytwarzają o wiele żywotniejszą i potężniejszą miłość narodu. Tu należy mieć na uwadze nie same tylko pociągi i spójnie, które łączą człowieka z jego spółczesnymi, lecz i te także, które istnieją pomiędzy nim a oddaloną, nie własną już jego indywidualną, ale narodową przeszłością i przyszłością. Zdawałoby się, że natura usiłowała wynagrodzić człowiekowi względną krótkość indywidualnego jego istnienia, udzielając mu możności zapuszczania wzroku i myśli w wiekową przeszłość i przyszłość, co więcej — odczuwania wszystkich tych wrażeń i przebywania za pośrednictwem fantazji wszystkich tych kolei, które były udziałem przeszłości i stać się mają dziedzictwem czasów przyszłych. Istotnie, ciało tylko człowieka przeżywa pewien krótki i ściśle ograniczony szereg lat, lecz duch jego, gdy jest odpowiednio wykształconym, cofa się wstecz i zdąża naprzód o tak wielką czasu przestrzeń, że wedle dosadnego określenia niemieckiego poety: „nie potrzebuje już obietnic drugiego życia, gdy w mocy jego jest: oddychać życiem pokoleń przyszłych i stwarzać sobie wiekuistość w krainie przeszłości” (Heine).

We wszystkich miejscach i czasach człowiek uczuwał i uczuwa dla przodków swych miłość złączoną z tym uroczystym i rozrzewnionym poszanowaniem, które wzbija się do wysokości czci. […]

Jakimikolwiek bowiem byłyby winy, zaniedbania i omyłki szeregu pokoleń tych, które żyły przed nami, większymi od nich musiały być prace ich i cnoty, czego dowodzi sam już fakt przedłużającego się w czasie naszego istnienia, i postęp, nie zaś cofanie się składowych części naszej cywilizacji: dobrobytu, wiedzy, uobyczajenia. Oni to ze srogimi trudy i niebezpieczeństwy wydzierali panowanie nad ziemią, którą zamieszkujemy, puszczom niedostępnym, wodom mszczącym, moczarom siejącym mór i choroby, gadom jadowitym, dzikim zwierzętom; oni to następnie rozszerzali i doskonalili uprawę ziemi tej, aby dla pokoleń następnych coraz obfitsze przynosiła plony; oni zwyciężając przeciwności i ponosząc trudy, dziś już nam niepojęte, krok po kroku zdobywali dla siebie i następców swych prawo i możność wstępu do świątyni wiedzy — do tej świątyni tak czczonej dziś, tyle ludziom dzisiejszym dającej i obiecującej, a która bez ich usiłowań, poszukiwań, ofiar i męczeństw nieraz byłaby wiecznie przed nami zamkniętą; oni to na koniec, różnymi sposoby i ku coraz wyższemu poziomowi wznosząc uczucia, myśli i obyczaje swe, rozniecali święty ogień czci i ukochania dla dobra, prawdy i piękna, ogniem tym oczyszczali stosunki swe domowe, towarzyskie i społeczne od grubości i bezwiedności pierwotnej, stopniowo zatem, powoli, a niełatwo zaiste wytwarzali spółczesną nam moralność. Nie uczynili zapewne wszystkiego, co uczynionym być może, nie doprowadzali do ostatecznego kresu zadania, które ludzkość spełnić ma we wszechświecie, a naród w ludzkości, lecz im tylko zawdzięczamy to, że wiemy o istnieniu zadania jakiegoś, które spełnić mamy, i to, że pełnić je lepiej od nich uczymy się i pragniemy. Słowem, jak drzewo z korzenia swego, tak teraźniejszość narodowa z narodowej przeszłości początek swój bierze; jak z łona gwiazdy w przestrzeń promień mknący, tak z łona dziejów ojczystych mknie w czas doba nasza obecna. Dla tego to wszystkiego ludy wszelkie bez wyjątku ze szczególnym upodobaniem odtwarzają sobie obraz i koleje życia swych przodków, a w dziecinnej i młodzieńczej porze rozwoju swego lubią nawet osnuwać je brylantowymi nićmi fantazji twórczej a naiwnej, pełnej wiary i zapału. W dziecięcej i młodzieńczej fantazji ludów kraj ich rodzinny roi się zjawiskami cudnej piękności i mocy, przodkowie wyrastają na olbrzymów i półbogów. Głazy tu przemawiają językiem ludzkim, drzewa wyśpiewują czarodziejskie pieśni, mogiły otwierają się i opowiadają o zgasłych świetnościach i przebytych bolach. Z twardą ścianą każdej opoki, z zębiastym szczytem każdego wzgórza, z tajemniczymi głębiami puszcz i gajów, z połyskliwą a ruchomą powierzchnią wód wiążą się wtedy dziwne opowieści. Potem przybywają twórcze geniusze, wraz z oddechem wchłaniają w siebie wszystkie rozpierzchłe śród milionów wspominania, uwielbienia, nadzieje i żale i oto — od krańca do krańca kraju możnymi odgłosy rozbrzmiewają epopeje rycerskie, lecą powietrzem żałośne elegie, hymny jak płomienie wzbijają się pod niebo, legendy, baśnie, pieśni i piosenki złotym deszczem spadają na niwy i lasy, na sioła i grody — narodowa poezja zrodzoną jest, rozkwitłą i serc miliony ujmuje w czar niewymówny dlatego, że tłem jej — piękności i siły rodzimej natury, a bohaterami — ojcowie ludu, zmieceni śmiercią z powierzchni ziemi, lecz wiecznie żywi w pamięci i ukochaniu potomków. Potem jednak przeszłość przyoblekać się zaczyna w coraz poważniejsze, surowsze szaty; obok nie gasnących nigdy tworów narodowej poezji rozpowija się z pieluch pierwotnego kronikarstwa i powoli, stopniowo wzrostu nauki dosięga — narodowa historia. Poezja i historia różnymi drogami i na sposób różny wytwarzają tradycję, czy lepiej podanie, skarb jakiś niby, który pokolenia niezliczone, w kolej nieskończoną, z serc do serc, z umysłów do umysłów sobie podają.

Nie mniej silny składnik uczuciowej strony patriotyzmu jest to upodobanie, które ludy wszystkie, na wyższym stopniu cywilizacji zostające, uczuwają dla tego źwierciadła swego, którym są: narodowe piśmiennictwo i narodowa sztuka. W piśmiennictwie swym i w swej sztuce naród przegląda się jak w źwierciadle i kocha je bardziej niż wszystkie inne, bo najłatwiej je rozumie, najsilniejsze od nich otrzymuje wrażenia, dla tego też zapewne, dla czego słowik rozkochał się w róży, gdy w kropli rosy zwilżającej jej listek zobaczył obraz samego siebie.

Tym samym też podobieństwem motywuje się przede wszystkim miłość dla pokoleń spółcześnie żyjących; jakiekolwiek bowiem rozdzielałyby ich waśnie i niezgody, ludzie z jednych przodków i na jednej ziemi zrodzeni, jedną mową wyrażający swe myśli, wykształceni na łonie jednej tradycji, jednego piśmiennictwa i obyczaju, związani być muszą ze sobą wielostronnymi podobieństwy — podobieństwy niezmiernie głębszymi niż te, które wiązać ich mogą z synami ziem innych. Z tego to podobieństwa, jak też z głuchego nieraz, lecz zawsze istniejącego poczucia wspólności pochodzenia i przeznaczeń pozostaje też w jednostkach ludzkich niezmiernie silne uczucie solidarności łączącej ich z ogółem, którego część stanowią. Wszystko tu zdaje się być wspólnym: szczęście i niedola, dostojeństwo i hańba. Jednostka każda, byle trochę oświecona i czuć umiejąca, cieszy się szczęściem i dumną się czuje dostojeństwem zdobytym przez naród jej; czy dlatego może, iż świadomie lub bezświadomie uznaje przed sobą, że cząstka szczęścia tego i tych zaszczytów spłynie też na nią i na jej najbliższych, że cząstka zasługi w ich zdobyciu należy też jej i jej najbliższym? W niedoli znowu i upokorzeniu ozewają się w piersiach cząstek wielkiego ogółu wszystkie struny współczucia i płacze litości. Wtedy się zdaje, jakoby westchnienia milionów w każdą pierś wpływały i rozdymały ją bezbrzeżnym współżalem; jakoby ramiona milionów spajały się w jedno ramię, które wszelkie cele inne na dalszy plan usuwając popychać pragnie ku pomyślniejszym prądom łódź losów ogólnych.

Tak więc bratnie zespolenie się z przyrodą ojczystej ziemi, przystosowanie do niej fizjologicznego ustroju i ukochanie ją mocą wdzięczności i wspomnienia; zamiłowanie w narodowej poezji i historii, przedstawiających przeszłość kraju i życie przodków; szczególne upodobanie w piśmiennictwie i sztuce krajowej jako w wytworze własnego życia i źwierciadle, najwierniej życie to odbijającym, na koniec współduma lub współwstyd, współradość lub współżal przenikające pokolenia, które współcześnie żyją i wspólnym poddane są losom — oto najważniejsze psychiczne czynniki, składające się na uczuciową stronę patriotyzmu.

Przysługi otrzymane od społeczeństwa rodzimego jednostka wynagrodzić może tylko osobistą, własną pracą, a części zasobu, zgromadzonego przez wieki, i miliony na korzyść swą użyte zwrócić zasobowi temu w postaci wytworów tej pracy. Obowiązek ten wzmaga się tu wysoce dwoma względami. Naprzód: człowiek każdy z natury swojej, przez pewną część życia swego, mianowicie: do chwili dosięgnięcia pełni sił i wzrostu, nie tylko żyje wszechstronnie kosztem ogólnego zasobu, ale jeszcze z zasobu tego czerpie coś dla przyszłości własnej, pod postacią wychowania i wykształcenia. W porze tej życia wypłata wszelka jest niemożliwą, a jednostka zużywa mniej albo więcej i mniej albo więcej bierze na zużycie przyszłe, ale nie produkuje nic wcale. Cały więc ciężar długów, zaciągniętych w początkach życia, spada na dalszy ciąg jego i jeżeli istnieje w ludzkości prawda jaka, jasna jak słońce, jest nią ta, że jednostka ludzka winna ogółowi wytworami pracy swojej zwrócić to, czym tenże ogół darzył ją wtedy, gdy była ona jeszcze częścią jego bezczynną, drobną płonką pielęgnowaną dla przyszłości. Następnie: niczyje najbystrzejsze oko wyśledzić nie zdoła zakrętów i początków tych nici, po których przybywają do człowieka wszystkie ozdoby i uszlachetnienia jego życia. Nici te wysnuwają się częstokroć z punktów tak odległych w czasie i przestrzeni, że nie tylko ręka, trzymająca pieniądz, dosięgnąć ich nie może, ale nawet usiłując odkryć je i powiązać — myśl plątać się, a imaginacja omdlewać musi. Nic to, że jednostkę, od której otrzymałeś ten przedmiot użycia, wynagrodziłeś stosownie do cen istniejących na obecnym rynku, lecz myślą i wyobraźnią cofnij się ku początkom powstawania w kraju przedmiotów podobnych i sprobuj dosięgnąć wszystkich tych, którzy przez ciąg historii najprostszego choćby przedmiotu tego ponosili trudy wynalazku lub przyswajania, trwogi i straty prób, zawody, zniechęcenia i znowu boleśne i ciężkie wytężanie sił! Nic to, że serce uderzyło ci żywo i rozkosznie na widok lub dźwięk jakiś, który całkiem darmo na pozór ujrzeć lub dosłyszeć można w naturze czy pośród ludzi. Lecz zdołaszże policzyć wszystkich tych, którzy sprawili, żeś uszczęśliwiające serca uderzenie uczuć był w stanie? Nic to, że myśl jakaś, która jak promień słoneczny do głowy twej wnikając oświeciła przed tobą punkt jakiś ciemny i trwożący cię dotąd, przyszła ci bezpośrednia od tej właśnie osoby, która myśl tę dała ci darmo albo za zapłatę w postaci pieniędzy. Nigdy nie dojdziesz, skąd najpierw myśl ta wytrysnęła, kto stworzycielem jej był pierwotnym, ile umysłów i w jakich wewnętrznych trudach ją piastowało, jakie boleśne a pracowite prądy społeczne niosły ją po kraju twym póty, aż przyniosły ustom tym, z których je wziąłeś; i nigdy jeszcze nie dojdziesz ani tych prac i dążeń, przez które usta te zdolnymi były do wypowiedzenia ci tej myśli, ani tych, za sprawą których tyś ją zrozumieć i przyswoić sobie potrafił. W jakiż więc sposób bezpośrednio wynagrodzić zdołasz owych wszystkich nieznanych, oddalonych, pomarłych? Nie nasycisz ich głodu, nie pocieszysz boleści, nie otrzesz z czół ich znoju ani łez z ich oczu, bo albo nie wiesz, kim i gdzie są, albo już nie ma ich wcale na ziemi. Byłby to dług do spłacenia niepodobny, gdyby nie istniała indywidualność narodowa, pojęta w przeszłości i teraźniejszości, i we wszystkich składowych swych częściach i warstwach, gdyby też nie istniało pojęcie patriotycznego obowiązku. Owi nieznani, oddaleni, pomarli dobroczyńcy nasi należą lub należeli do narodu; narodowi zwrócić winieneś w postaci wytworów pracy własnej to, co wziąłeś od cząstek narodu w nim też powstałych, przezeń wyżywionych i możnością tworzenia i darzenia zaopatrzonych.

Idźmy dalej. Każdemu zapewne łatwo jest zrozumiałym, że obowiązek ten stosuje się nie tylko do przysług i prac materialnych, lecz także moralnych i umysłowych. Lecz z prostej i jasnej tej prawdy wynika cały szereg patriotycznych obowiązków, nakazujących pracę nie już tylko nad wytwarzaniem bogactwa materialnego, ale też nad umoralnianiem i oświecaniem siebie i innych w celu wlania do moralnego i umysłowego zasobu ogółu jak największej sumy, możliwie najdoskonalszych uczuć, myśli, czynów. Nie podobna przecież kształcić siebie samego ku pożytkowi ogółu i na ogół ten w kierunku doskonalenia go, skutecznie oddziaływać, bez najlepszego możliwie zapoznania się z nim i bez żywego, a o ile tylko podobna, czynnego współudziału we wszechstronnym jego życiu. Stąd obowiązek podkładania pod wykształcenie ogólnoludzkie tła narodowego, czyli: znajomości dziejów, mowy, piśmiennictwa, stosunków i potrzeb narodowych i poświęcania części sił swych i czasu pełnieniu funkcyj publicznych, których zadaniem jest bądź sterowanie publicznym sumieniem i obyczajem, bądź strażnictwo nad politycznymi, towarzyskimi i ekonomicznymi stosunkami ogółu. Z dwu tych obowiązków, należycie pojętych i spełnianych, wytwarza się cały rząd tak zwanych cnót publicznych. Nie dość jest bowiem zgromadzić pewien największy choćby zasób wiadomości o społeczeństwie rodzinnym, trzeba jeszcze pragnąc w dobrej wierze oddania mu przysług rzetelnych w zasób ten wlać światło wszechstronnych i bezstronnych poglądów, z których jedne i drugie niezmiernie trudnymi są do wypracowania i osiągnąć się dają tylko przez silną wolę, trzymającą na wodzy osobiste, a częstokroć stopnia namiętności sięgające pociągi i wstręty. […]

Jest to poświęcenie części siebie samego na rzecz ogółu, drugi po pracy obowiązek patriotyczny.

Lecz w narodzie każdym obok różnych kierunków myślenia, czucia i dążeń istnieją też różne cechy zbiorowej tej indywidualności właściwe — cechy dodatnie i ujemne, przymioty i przywary, zdolności i niedołęstwa. Tu jest punkt, ha którym obowiązek względem ogółu nakazuje szukać i widzieć — prawdę. […]

Poddanie się osobników ogół składających upojeniu dumy lub bólu sprowadza dla ogółu następstwa groźne: samoubóstwienie, swobodny rozrost przywar, pyszną wzgardę dla wszystkiego, co zmniejszyć by je mogło, zasklepienie się w przeżytych formach myślenia i czucia, utratę sił do wyrabiania w sobie z postępem i wymaganiami czasu cech coraz nowych. Każdy poczuwający się do obowiązku spłacania długów swych względem ogółu wszelkimi możliwymi sposoby walczyć winien z tym oślepiającym upojeniem i z tą niezdrowe ekstazy sprowadzającą gorączką. W walkach z miłością własną, z krwawszym jeszcze stokroć zwyciężaniem własnego serca prawda szukaną tu być powinna na drogach wszelkich, w obłędnych labiryntach dziejowych kolei zarówno, jak w zwikłanych stosunkach i objawach spółczesnych. […]

Prawdę jednak nie tylko widzieć, ale i ukazywać należy, jeżeli stąd wyniknąć ma dla ogółu spłata należnego mu długu. Naturalną zaś jest rzeczą, że skoro wszystkie części, ogół składające, od razu i jednocześnie prawdy dojrzeć nie mogą, ci, którzy pierwsi dostrzegą ją i ukażą, zwrócą przeciw sobie upojone lub zgorączkowane umysły i serca. […]

Praca zatem, zwracająca zasobowi publicznemu zaciągnięte u niego długi, poświęcenie części samego siebie na rzecz ogólnego pożytku, prawda poszukiwana na wszelkich drogach i ze wszelkimi trudami umysłu i serca; odwaga, na koniec, głosząca i ukazująca tę prawdę wbrew cierpieniom i niebezpieczeństwom osobistym — oto obowiązki nierozłączne z pojęciem patriotyzmu.

Od spełnienia obowiązków tych nikt słusznie wymawiać się nie może małością swą, niskością, ubóstwem ducha albo ciasnotą granic działania swego. W tym to właśnie, jak zobaczymy później, spoczywa główna ich wartość etyczna, że są one dostępne każdemu, że każdego najmniejszego i najniższego, gdy tylko zrozumiane są i pełnione, zwiększyć i wyżej wynieść mogą. Gdyby na zasadzie nieskończonej małości swojej atomy składające atmosferę ziemską zatrzymały się w nieustannym swym ruchu, czy glob nasz, pozbawiony światła i ciepła, barw, woni i dźwięków, nie stałby się — trupem? Prace drobne i niskie, ofiary bezimienne i niewiadome nikomu, wynajdywane ku prawdzie ścieżki, choćby najwęższe, i — podnoszące się w imię tej prawdy głosy, choćby najcichsze, to atomy, które we wspólnym ruchu i połączeniu utrzymują w narodzie światło i ciepło — grę uczuć, myśli, czynności i dążeń znamionującą i zapewniającą życie. […]

Dlaczego rozwinięcie działalności jednostki skuteczniejszym i pełniejszym być musi na gruncie swojskim niż obcym? Jest to przede wszystkim grunt, do umiłowania którego i do wszech stronnego zbratania się z którym jednostka ludzka przybywając na świat przynosi w sobie odziedziczone po przodkach skłonności i zdolności. Skłonności te i zdolności pomnażają się i wzmagają przez cały zasiew wrażeń otrzymywanych od pierwszych dni życia, a pełni siły swej dosięgają mocą umysłowego i obyczajowego wykształcenia, które w każdej indywidualności narodowej stanowi pewien z innymi różniący się odcień jednorodnej choćby cywilizacji.

Tu człowiek najlepiej, najgłębiej, najwszechstronniej rozumie wszystko, co go otacza; bo z otoczeniem swym związany jest mnóstwem fizjologicznych i psychicznych pokrewieństw, bo rozumieć je nauczyło go doświadczenie własne zarówno, jak udzielana mu wiedza o przeszłości i naturze kraju jego i narodu. Tu też, nawzajem, chęci jego, pomysły i usiłowania najłatwiej zrozumianymi i najsprawiedliwiej ocenionymi być mogą, bo zrozumieniu temu i ocenieniu na przeszkodzie nie stoją różnice mowy, obyczaju, smaku i samych nawet procesów myśli i objawów uczuć. Tu, wskutek nabywanych od pierwszych dni życia doświadczeń i wiadomości, każda czynność, bądź prywatna, bądź publiczna, spełnioną być może skuteczniej i dokładniej. Tu rolnik lepiej niż gdzie indziej uprawi i użyźni ziemię, której składowych materii nie mógłby nazwać po imieniu, lecz której wymaganie, niedostatki i zalety zna on z doświadczeń przodków swych i swoich, nad którą zresztą praca milszą mu jest, niż byłaby nad każdą inną, bo przyozdabia ją wspomnienie, wdzięczność i nadzieja; tu ojciec rodziny doskonalej wychowa i wykształci swe dzieci, bo wie lepiej, niż wiedziałby gdziekolwiek indziej, gdzie i jakie istnieją dla nich źródła nauki, jak czynić, co cierpieć i czego używać przyjdzie im w przyszłości, bo troski wychowania i kształcenia osładza mu myśl o spłaceniu długu zaciągniętego u rodzinnego społeczeństwa w postaci wychowania i wykształcenia własnego; tu sędzia najsprawiedliwiej osądzi przedstawianą sobie sprawę, bo najgłębiej zdoła zajrzeć w psychiczną istotę winowajcy i najdokładniej rozejrzeć się w motywach i następstwach jego winy; lekarz najskuteczniejszą radę poda choremu, bo najdokładniej zna wpływy klimatu, higieny lub obyczaju, które sprowadziły chorobę; urzędnik państwa w sposób najtrafniejszy administrować będzie powierzoną sobie prowincję; uczony najskuteczniej zastosuje i najłatwiej rozpowszechni dokonane przez się odkrycie lub wynalezioną kombinację; tu artysta odtworzy obraz piękna, który uszlachetni smak i wzbogaci wyobraźnię największej ilości ludzi; a pisarz najszersze i najsilniejsze wywrze wpływy, bo obaj najgłąbiej i najwszechstronniej zbadają prądy uczuć, myśli i fantazji przenikające rodzinny ich ogół, a ogół ten w ich dziełach ujrzy najpełniejszy i najwierniejszy obraz samego siebie. Jeżeli, słowem, możność jak najpełniejszego uzewnętrzniania siebie samego, w czynie i dążeniu, stanowi ważną, podstawową może część ludzkiego szczęścia — szczęście to stać się może udziałem takiego tylko człowieka, który żyje i działa w rodzinnym otoczeniu przyrody i ludzi.

We względzie tym wyjątek jedyny, a i to niezupełny, stanowią geniusze, myśl i imaginacja których przenika i odgaduje to nawet, czego nie widział wzrok ich, nie nauczył się umysł, nie doświadczyło życie, których też działalność na wsze czasy i miejsca i dla wszech miejsc i czasów zrozumiałą być może. Niemniej przecież geniusze sami nie tylko wolni nie są od wpływów narodowej indywidualności, ale przeciwnie, przedstawiają sobą najwyższy i najpełniejszy jej wykwit, posługują się dla swych tworów od niej wziętymi materiałami, ludzkości całej przynosząc pożytek, przez nią jednak najlepiej ocenionymi i najmocniej ukochanymi bywają. Geniusze to właśnie najwymowniej dowodzą, że nić z tego, co jest ludzkie, żaden najwyższy choćby dar przyrody, żadna najwyższa twórczość ni cnota zerwać nie mogą węzłów solidarności wiążącej jednostkę z ogółem jej rodzinnym; bo w dziełach geniuszów właśnie, pomimo tej niepojętej mocy myśli i intuicji, która czyni ich zdolnymi do rozumienia i zgłębiania ludzkości całej, w formach, w które wciela się ta myśl, w punktach, które oświetla ta intuicja najwydatniej, najpotężniej wyróżniają się cechy i właściwości narodu ich i kraju. Któż z obrazów Rafaela, podziwianych przez świat cały, nie dojrzy włoskiego nieba i włoskich świątyń, włoskiej wiary i włoskiej natury, namiętnej, ruchliwej a naiwnej? I wzajem, zza płócien Rubensa nie wyglądaż ku nam Holandia, ze swoim niebem bladym, lecz łaskawym, z bogatą karnacją ciał swych mieszkańców, z tłustą żyznością swej gleby? Czyliż podobna nie poznać w Dickensie genialnego syna narodu przedstawiającego najbogatszą kopalnię indywidualnych charakterów, do gruntu nurtowanego wszystkimi nędzami i niebezpieczeństwami licznego proletariatu, a w Wiktorze Hugo — Francuza, którego francuski entuzjazm porywa na najwyższe myśli ludzkiej dostępne szczyty, francuska przeszłość uczy miłości szczególnej dla idei pewnych, francuska skłonność do deklamacji skłania do nadmiernego wydymania słów i obrazów. […]

A teraz spytajmy samych siebie: czy wszystkie te geniusze lub wielkie talenty, z tymi wszystkimi właściwościami i skłonnościami, którymi obdarzyła ich narodowa przeszłość i cywilizacja, mogłyby rozwijać się, uzewnętrzniać i działać tak skutecznie i w takiej pełni, gdyby życie ich płynęło na gruncie obcym? Odpowiedź udzieli nam jeden z najpotężniejszych myślicieli czasów naszych: […] «…genezy wielkiego człowieka szukać należy w długim szeregu składowych wpływów, które wytworzyły plemię, śród którego on powstał, i stan społeczny, którego plemię to dosięgło. Jeżeli prawdą jest, że wielki człowiek może do stopnia pewnego zmodyfikować budowę i działalność swego narodu, niemniej też zaprzeczeniu nie podlega, że zjawienie się jego poprzedzonym być musiało szeregiem działań stanowiących postęp narodowy. Wprzód, nim wielki człowiek przetworzy naród swój, naród ten tworzy jego. Zmiany wszelkie, których on staje się przyczyną bezpośrednią, pierwotnymi przyczyny swymi sięgają pokoleń minionych. Jedynego istotnego źródła zmian tych należy szukać w zbiorniku warunków, spośród których powstały i zmiany, i człowiek» (Herbert Spencer, „Introduction a la science sociale”).

A jednak mowa tu o geniuszach lub talentach wielkich, indywiduach potężnych, posiadających w sobie ogromną siłę oporu, walki i zdobywania. Cóż więc ludzie miary średniej, stanowiący ogromną większość ludzkości? Dla nich, dla tych, którym wszystko nie łatwo, którzy sił swych szczędzić, a zdobycze do ciasnego kręgu ograniczać muszą, życie i działanie na swojskim gruncie, wśród swojskich warunków jedyną przedstawia możliwość najlepszego, najpełniejszego uzewnętrznienia się i zużytkowania w czynie i działalności, jedynej zatem udziela możliwości zdobycia podstawowej części uczciwego i trwałego szczęścia. […]

Tu przecież nasuwa się zapytanie konieczne: czy pojęcie interesu istnieje i istnieć może w patriotyzmie społeczeństw nieszczęśliwych, śród których współczucie przynosi tylko składającym je jednostkom współżal i współupokorzenie, uzewnętrznienie myśli i uczuć w czynie i działalności napotyka przeszkód mnóstwo, a losy potomnych osłonięte są grubą chmurą wątpliwości, do rozstrzygnięcia niepodobnych, a pozwalających odgadywać więcej niedoli i gróźb jak bezpieczeństwa i szczęścia? W społeczeństwach takich nie byłożby właśnie interesem jednostek i grup społecznych odrywanie się od indywidualności zbiorowej, z łona której wzięły one swe życie, a wpływanie w indywidualność inną, szczęśliwszą; zmienianie przyrodzonych właściwości swych na inne, ażeby je móc łatwiej i korzystniej zużytkować w pracy i działaniu; przenaturzanie też pokoleń nowoprzybywających na świat w celu ubezpieczenia przyszłości ich od tego, co jej grozić się zdaje? Powierzchowny pogląd na rzeczy i sprawy ludzkie, krótkowidztwo dostrzegające interes tylko w korzyściach najpowszedniejszych i najbardziej materialnej natury, zapytaniom tym udziela odpowiedzi twierdzącej. W gruncie przecież, położenia podobne nie tylko nie usuwają interesu, który każda jednostka i grupa społeczna posiada w pracy około wzmacniania, wzbogacania i utrwalania indywidualności zbiorowej, do której należy, lecz przeciwnie, wzmagają interes ten do stopnia wysokiego i wynoszą go na najwyższy poziom, na jaki tylko pojęcie interesu wznieść się może. Wszak położenia podobne nie unicestwiają bynajmniej wyżej wykazanych uczuć i obowiązków, owszem — wzmagają pierwsze przez ustawiczne zadrażnianie w człowieku strun współczucia, a potęgują drugie przez niezmierne rozszerzenie koła potrzeb i niebezpieczeństw publicznych. Oderwanie się od danej indywidualności zbiorowej, a wpłynięcie w inną nie może obejść się bez zadania gwałtu uczuciom tym, które pod wpływem namiętności, lekkomyślności lub trwogi umilkłe na chwilę, nigdy już ozwać się nie mogą, tylko w naturach ostatecznie spodlonych lub idiotycznie bezmyślnych — w naturach więc, które na szczęście rzadkie tylko w ludzkości stanowią wyjątki. W innych, w najpospolitszych nawet, a więc takich, które dosięgają zaledwie średniej miary ludzkiego wzrostu, odzewają się one niezbędnie niesmakiem i nieładem życia pochodzącym nie z czego innego, tylko z nienormalnych warunków, w jakich życie to upływa, z pociągów, którym co chwilę opierać się, i wstrętów, które co chwilę przełamywać wypada, z wewnętrznego, jakkolwiek głuchego często żalu za porwanymi związkami i utraconą własną czcią… Uczucie czci utraconej, najcięższe może ze wszystkich uczuć ludzkich, prostym być musi następstwem niedopełnienia obowiązków i zaparcia się długów zaciągniętych względem wiekowej przeszłości i milionów spółczesnych, dla chwilowego użycia i osobistych korzyści. Lecz to uczucie utraty czci własnej, jakkolwiek nieświadomie dla niego samego, przegryzałoby wnętrze człowieka, jakkolwiek zapierałby go się on przed innymi i sobą samym, nieuniknienie, nieodzownie wytworzyć musi we wnętrzu tym długi proces zepsucia, głuchą złość i głęboką we wszelką godność ludzką niewiarę, z których rodzą się: okrucieństwo, bezwstyd i wściekła, pijana, bezwzględna żądza używania rozkoszy i korzyści życia. Rozkosze te i korzyści jednostronne, egoistyczne, z grubych, najczęściej zmysłowych źródeł tryskające, zbyt tu drogo są okupionymi, ażeby człowiek mógł i chciał obronić się od zanurzenia się w ich mętnej toni z ciałem i duchem, z rozumem i cnotą.

W patriotyzmie więc społeczeństw zostających w okolicznościach wyjątkowo nieprzyjaznych, pojęcie interesu istnieć nie przestaje, tylko nie należy ograniczać się na dostrzeganiu go w bezpośredniej jakiejś korzyści lub doraźnym użyciu, w kawałku chleba zarówno, jak w czarze kipiącej drogocennym napojem. Interes ten spoczywa tu głębiej we właściwościach natury ludzkiej, dalej i wyżej w łańcuchu ludzkich zdobyczy, spoczywa on tu w normalnym rozwoju i harmonii niepogwałconych uczuć przyrodzonych, w zadośćczynieniu sprawiedliwości i obowiązkom, a przez to w przechowaniu u jednostek i ogółu czci i godności człowieczej; spoczywa on jeszcze w usunięciu pokoleń przyszłych spod klątwy owej, nie będącej niczym innym jak niezłomnym działaniem przyczynowości, która ze złamania praw i zapoznania prawd moralnych wysnuwając nędze nie tylko moralne, ale i fizyczne, na odległe długie czasy zarzuca krwawy płaszcz dziejowej pomsty. […]

Zobaczymy, jakie usługi wszechstronnie pojętej cywilizacji oddają uczucia i pojęcia zawarte w patriotyzmie, jak i o ile dopomagają one jednostkom i społeczeństwom do wdzierania się ku szczytom zamieszkiwanym przez szczęście i doskonałość. Wpływy i przysługi patriotyzmu zapisane są na kartach dziejowych imionami całego szeregu bohaterów i wieszczów. Lecz na szlak ten gwiaździsty przelotne tylko rzucimy wejrzenie. U najbliższego nam już krańca jego pokłonem, czci pełnym, powitamy tak czarowną, że aż przez wieki za cud uznawaną postać Orleańskiej Dziewicy; z podziwem nad wielkością natury ludzkiej, gdy dosięga ona pełni wzrostu swego, spojrzymy na oblicze Wilhelma Orańskiego, tego nieustraszonego szermierza sprawiedliwości, którego spółcześni nazwali Ponurym, bo ,cały żywot jego okryty był jako chmurą — niedolą milionów; przesuniemy wzrok nasz po galerii wielkich mężów, którzy jak: Waszyngton, Jefferson, Franklin u końca zeszłego wieku rozświecili drugą półkulę ziemi światłem niezmiernych zasług, połączonych z idealną bezinteresownością; przychylimy ucha ku rozpaczliwym, a jednak podniebieskim dźwiękom, wychodzącym z lutni Roberta Moora; na mgnienie oka choćby wciągniemy w pierś naszą oddech geniuszu wraz z pieśnią Adama. I jeszcze pełne szacunku i wdzięczności wspomnienie poślemy tym wszystkim, którzy poczynając od Herodota i Tacyta aż do Macauleya, Thiersa, Riegera, Palackiego, Lelewela itd., istnienia całe spędzili w pyłach księgozbiorów, w nocach bezsennych, w trudach umysłu, a umartwieniach ciała, dlatego żeby wyświetlić i z fałszów oczyścić jakąś kartę dziejów ojczystych, mającą być dla społeczeństw ich naukąlub pociechą, przestrogą lub zachętą, a dla ludzkości całej — ziarnkiem do zbiornika wiedzy wrzuconym i tym także, którzy wielkie mienia swe i ogromne trudy święcili wznoszeniu zakładów i tworzeniu instytucji, mających pchnąć naprzód oświatę, moralność lub dobrobyt rodzinnego ich kraju; i tym, którzy o interesach ogólnych myśląc wtedy jeszcze, gdy nad głowami ich wybijała godzina śmierci, obumierającą dłonią darzyli społeczeństwa swe plonami, zebranymi przez pracę całego życia; i tym na koniec, a może najbardziej, którzy na rzecz poprawy, bezpieczeństwa i szczęśliwej przyszłości krajów swych zrzekali się dobrowolnie przywilejów odziedziczonych po przodkach, a w stosunki społeczne wprowadzali reformy przeciwne osobistym ich korzyściom i chlubom. Spojrzenie to przecież krótkie i wzmianka pobieżna; jakikolwiek bowiem wobec tych olbrzymów ludzkości dziwnie maleją bezimienne gromadki protestujące przeciw temu, co było żywotów ich rdzeniem, mocą i ognistym skrzydłem, to jednak w zapatrywaniach się socjologicznych z powodu wyjątkowości swej za typy, a więc i za dostateczne dowody uchodzić oni nie mogą. Były to bez wątpienia organizacje wyjątkowe, charaktery wielkie i wielkie talenty, wspomagane przy tym w większości wypadków szczęśliwymi warunkami wielkich położeń i bogactw. Były to najwspanialsze zapewne, lecz też i najmniej liczne wcielenia tych uczuć i pojęć, które gdyby ich tylko istnienie sprawiały, już by przez to samo zasługiwały na cześći strażobronną, lecz których waga cała przechyla się owszem, w inną stronę, w tę mianowicie stronę, kędy na rozległych przestrzeniach społecznych zapanował człowiek przeciętny. […] Otóż, zdaniem naszym, w sferach tych, tłumnie napełnionych ludźmi miernego wzrostu, patriotyczne uczucia i pojęcia spełniają czynności niezmiernej wagi i w których pełnieniu nic ich zastąpić nie może. Pierwszą i najważniejszą może z czynności tych jest: rozszerzanie widnokręgów umysłowych i moralnych przed oczami, które inaczej skłon niebios za kraniec świata poczytywać by musiały. Pod przewodnictwem uczuć tych i pojęć ogromna większość ludzi zaprawia się do spoglądania w rozległą dal, do zataczania myślą, pragnieniem, dążnością szerszych nierównie kręgów w przestrzeni i czasie niż ciasny kąt ich rodzinny i krótki moment osobistego ich istnienia. Są one, dla niezmiernej większości ludzi, owym bajecznym kobiercem, który porywa ich z niziutkiego szczytu rodzinnej dzwonnicy lub z powszedniego zamętu najosobistszych spraw i wzmocnionych, rozgrzanych niesie w strony dalekie i w czasy dalekie, tam kędy bogacą oni umysły swe poznaniem mnóstwa zjawisk i stosunków, kędy na sercach ich przeszłość wiekowa gra czcią i wdzięcznością, a przyszłość odległa — najwznioślejszymi z trwóg i żądań ludzkich. Przez to rozszerzanie widnokręgów umysłowych i moralnych, czyli przez wzbogacanie umysłów i potęgowanie pierwiastku współczucia, nie tylko rozszerzają się i ulepszają psychiczne wnętrza istot ludzkich, ale także zwiększa się suma i polepsza się gatunek ludzkiej pracy. Suma pracy powiększa się przez udzielenie jej podpory i bodźca obowiązku, a gatunek jej ulepszonym jest przez wrzucenie w nią iskry miłości i zapału. Wiedząc o celach i przyczynach, dla których pracować powinien, człowiek miernej woli mężniej boryka się z pociągającą go ku bezczynności sennością ducha i ciała i łatwiej je przezwycięża; płonąc zaś miłością ku celom tym i żądzą, aby osiągniętymi one zostały, wlewa on w pracę całą możliwą gorliwość swą, składa w jej dokonaniu najwyższe swoje ambicje. Obywatelskie tylko, więc patriotyczne uczucia i pojęcia zdolne są najniższemu nawet pracownikowi udzielić tej siły ożywiającej i tej uszlachetniającej dumy, którą daje myśl o uczestnictwie w jakimś zbiorowym dziele, o rzetelnym spłacaniu zaciągniętych długów, o wiernym a usilnym służeniu czemuś ukochanemu. Siła ta, rozszerzająca umysł i serce, a wzmagająca gorliwość ku pracy i ułatwiająca rzetelne jej wykonanie, jest zarazem siłą porządkującą wewnętrzne popędy, żądze i namiętności ludzi, kierownictwu jej poddanych.

Przywiązanie tylko do zbiorowej całości i znajomości natury jej i położenia udzielić może członkom jej takiego stopnia panowania nad sobą samymi, ażeby na widok gróźb lub pożytków ogółu powściągać i trzymać na wodzy umieli osobiste pociągi swe i wstręty. Jest to źródło i szkoła tej karności moralnej, która wśród najgwałtowniejszych uniesień nakazuje ostrożność i baczność, z uśpienia budzi, z omdlenia trzeźwi, bojaźni i żałości milczeć rozkazuje. Wszystkie zaś razem wpływy te i oddziaływania uczuć i pojęć obywatelskich nadają im moc szczególną budzenia i wyzyskiwania w istotach ludzkich wszystkich istniejących wnich zaczątków męstwa, wspaniałomyślności, wierności, wytrwania. Przez budzenie to i wyzyskiwanie, czyli przez nieustanne ich ćwiczenie, słabe zrazu i o niepewnym istnieniu zaczątki nabywają częstokroć wielkiej potęgi, a ludzie, którzy inaczej nie przerośliby miary średniej, poskramiają się i wyrzekają tak niezłomnie, a tak wytrwale stoją przytym, co z jednej strony umiłowali, a z drugiej jako obowiązek swój pojęli, że w ciszy i cieniu rozwija się długi szereg owych Wielkich Nieznanych, o których spółcześni nie wiedzą i potomni wiedzieć nie będą, lecz z których w łono społeczne leją się przecież życiodawcze i lecznicze zdroje.