Już się z pogodnych niebios…

Już się z pogodnych niebios oćma zdarła smutna.
Żeglarzu! ciągni rudel, wiatrom podaj płótna,
Zmocnioną wczasem dłonią słone krajaj piany;
Otworem ci przestrzenne leżą oceany.
Niech umysłów nie chwieje burzliwość powodzi,
Towarzystwo nieliczne, kruchej słabość łodzi.
Wszak nie miał barki z dębu ni serca ze stali
Frygijczyk, co się pierwszy chytrej zwierzał fali,
A w zawody na złomnym puściwszy się drewnie,
Choć nań Piekła i Nieba dąsały się gniewnie,
W własnych dzielnościach ufny, śmiałych żądań pełny,
Nieba i Piekła zwalczył, złotej dostał wełny.
Nas kiedy w niższym stopniu śmiała chęć nie kładzie,
Gdy nowe tworzym gmachy na nowej posadzie,
Gdy nasz trud równie wielki, cel równie ślachetny,
Weźmijmyż z bohatyrów greckich przykład świetny.
Im pierwszy raz ojczyste rzucającym gniazda,
Nie stała się okropną tak daleka jazda;
Nam po wejściu do szranków możnaż drżeć z obawy,
Gdy każdy trud zwalczony jest szczeblem do sławy? —
Oni na wspolne dobro różne znieśli dary:
Ten siłę, ten wzrok ostry, ów dźwięki cytary.
My tak czyńmy, a wszystko torem pójdzie snadnym,
Wszak w niewielu brak darów, gorliwości w żadnym.
Wszyscy chciejmy dokonać, dokona kto może,
Bo się nierówną miarą dzielą łaski Boże.
Lecz gdy ku wielkim sprawom pole się odkrywa,
Sama teraz nierówność mniej szkodzącą bywa.
Szczęśliwy, komu pierwsze wieńce się dostały:
Sam zyska chwałę, innych zanęci do chwały.
Lecz niech stąd marnej pychy blasków nie przywdziewa,
Wszakże owoc, nie liścia, świadczą lepszość drzewa.
Więc nie z wzięcia przyklasków, nie z zaszczytnej palmy:
Żeśmy pożyteczniejsi, z tego się pochwalmy.
Niech każdy, jak ów Greczyn, głosi dzielność swoję:
„Mocniejszy jestem: cięższą podajcie mi zbroję”.

Póki spiesząc do mety wytkniętej u brzegu,
Żaden gromad biegących nie wyprzedzi w biegu,
Póty na zawodników patrzając z daleka,
Kto by był wart nagrody, lud spokojnie czeka,
Lecz kiedy raz z biegących dobyłeś się tłoku,
Pod karą wiecznej hańby nie cofajże kroku,
Żeby siły w ostatniej wywarłszy potrzebie,
Tłumy, któreś przegonił, nie dognały ciebie.
Bo jeżeliś nad innych przymioty jaśniejszy,
Co innym zwiększa sławę, to tobie umniejszy.
Łamiąc męża szampierza na publicznym piasku,
Czyliż zwycięzca nierad z gminnego oklasku?
Przecież w oczach pół-boga, co łamał centaury,
Nie miałyby ponęty zapaśnicze laury.
Tak im kto wyżej stąpił, w większy trud się wprzęga
I tym się nawet zniża, że wyżej nie sięga.

Do was to mówię, których braćmi nazwać lubo,
Wy, przyszła Towarzystwa podporo i chlubo!
Wy, którym była matką łaskawszą natura,
Im wyżej, tym usilniej wytężajcie pióra,
Ażby sławy podniebne dosiągłszy opoki,
Innych tam braterskimi zachęcali wzroki;
Nam zaś, którzy w poziomszym umieszczeni rzędzie,
Że waszym śladem idziem, i to chlubą będzie.
Gdzie Achil pozwał w szranki bogów polubieńce,
Wielkie miały wartości i dziesiąte wieńce.
Te weźmijmy; niech zawiść serc nam nie podbija,
Ni się czarnej niechęci wkrada do nich zmija.
Wszakże własne żądanie do związku nas wiodło,
Wszak praca nasze bóstwo, przyjaźń nasze godło.
Oby kiedyś świat cały, zgodne wiążąc dłonie,
Nasze wziął godło, naszym bóstwom sypał wonie!

Ale z takich początków wniosłby chyba tępy,
Że trzeba wszystkim wolne zrobić dla nas wstępy.
Bo niedługo postoi gmach wolny od skazy,
Jeśli doń budowniczy kładł bez braku głazy.
I nam jeśli niemiło pracę podjąć marną,
Sprawmy,niechaj się tylko godni do nas garną.
Żeby tak pożyteczne dokonać zamysły,
Najpewniejszym sposobem będzie wybor ścisły.
Ów Samijczyk, w mądrościach natury ćwiczony,
Gdy prawdzie, długo nagiej, narzucał zasłony
I tajne berło cnoty rozciągał nad światem,
Nie każdemu swych uczniów dozwolił być bratem.
Tak uczynił i Orfej, narod głaszcząc dziki,
Tak się i eleuzyńskie odbyły tajniki.
Nam choć liczne pragnących stawią się orszaki,
Nie jedna wszystkich żądza, zamiar nie jednaki,
A gdy chytrej obłudy zdejmiemy z nich płaszcze,
Nie pod jednym się runem wilcze znajdą paszcze.
Ten się chciwością pędzi ślepą, dumą drugi,
Co w licznych towarzyszach chce mieć liczne sługi;
A niech się im wykrętne nadadzą manowce,
Srodzy wraz z przyjaciela będą prześladowce.
Inny, by krotką chętkę lub ciekawość sycić,
Za najtrudniejsze sprawy nie waha się chwycić;
Ale jak go dziecinna uwiodła łakotka,
Dziecinna zrazi trudność, którą pierwszą spotka.
Tacy gdy do nas wstępu nie znajdą przychodnie,
Gdy jakeśmy działali, będziem działać zgodnie,
Gdy osobne urazy topiąc w niepamięci,
Każdy na wspolne dobro winien zwrócić chęci,
Zgadnę przyszłość, przeszłości zmierzając rachubą,
Że będziem wzorem innym, sobie samym chlubą.