Z Tyrteja

Nie, ludu bohatyrów, plemię wielkiego Alcyda,
Spojrzeń swoich bogowie od nas nie odwrócili;
Jakikolwiek dziś wróg, liczba lub traf,
Już o losach twych sam wyrokuje miecz.
Przeto zbroją się odziej, precz odmieć kochanie życia,
Niechaj tobie i czarnej, ludziobójczej Parki szlak,
Wypromienieje przed okiem jak słońce dzienne.

Twardy jest Mars, ale jakąż w zamian dający chwałę,
O! bohatery – umiejmyż nad to zapewnić
Zwycięstwa owoc i, ścigani, bądźmy ścigającymi –
Czy nie wiecie, że podły ginie sam i że pobity jest, nim bił się,
Gdy szlachetni, zjednoczeni i ściśnięci,
Mniej padają – owszem, stałość ich męska
Ocala jeszcze i potomne zastępy.

Jak upokorzenie wywodzić – albo zgryzotę i nędzę,
Które nikczemnego wojownika są podziałem,
Skoro ucieka, blady trwogą, i poza się ranę odbiera.
Żyjąc, czuje się on przebitym od podstępnego żelaza,
Umierając, okazuje na grzbiecie swoim
Trupa brudzącego ziemię. Zaiste – bogom i ludziom jest ciężarem!

Lecz pójrz na ćwiczonego w bitwie: nogą wyrzuconą naprzód
W ziemię wrasta, a warga jego, zębem zwarta,
Świadczy, iż całą swoją ma się siłą.
Pod puklerzem szerokim jedne ramię
Okrywa zarazem kolana, pierś i osobę całą.
Straszny zupełnie – ręka jego wygraża silną włócznią,
A grzywa hełmu zżyma się nad czołem.

Tego się uczcie ćwiczenia. – Jak to? od stóp do głów kryci
Umiejętnymi skorych tarcz rzutami,
Mielibyśmy skądkolwiek być zagrożeni?…
– Taki raczej wybiega i obces godzi,
Nogą napierając na nogę, zupełny w odwadze swej.
Na kiras spada kiras jego – a na ostrze kask i tarcz,
Tarcz, kask i ostrze pędzi, i całe ciało na ciało,
I źrenica tli się z źrenicą, a grzywa hełmu z grzywą.

Dopiero – gdy dłoń wroga mięszać się pocznie,
Natychmiast włócznię za żerdź, miecz za rękojeść
Ima i zbroi całej wywłóczy ciężar.

– Ty, lżejszy zastępie, do boków bliżej nas przystań:
Z podniesionych do rzutu głazów jedni drugim sklepienie złóżcie
I niech w równi uderza ciężki kamień i lekka strzała!