Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki – II – Rozdział 9

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Mając iść w dość daleką podróż wziął mnie Xaoo z sobą. Pierwszy raz natenczas zdarzyło mi się widzieć kraj ten, dość rozległy; i gdym się pytał, jaka jego obszerność, odpowiedział, iż idąc prosto aż do drugiego brzegu od morza, jedenaście dni drogi; szerokość zaś kraju równa była prawie długości. Gdziemykolwiek szli, widać było wszędzie dobrze uprawną ziemię; osady były dość gęste, każda zaś miała tyle lasu, ile jej potrzeba było; i jakem mógł miarkować po równych wydziałach, znać, iż gdzie ich było nadto, tam zbywające części na pola były obrócone, gdzie zaś ich brakło, umyślnie zasiane były.

Ósmego dnia podróży po lewej stronie pokazał mi mój gospodarz pole dość obszerne, pięknymi drzewy naokoło obsadzone; w środku był dom niewielki, nieco jednak ozdobniejszy od innych. Gdyśmy się ku niemu zbliżali, wyszedł z pobliższego domu poważny starzec i pozdrowiwszy nas mile, zaprowadził ku drzwiom. Tam gdy stanął Xaoo, rzekł:

– Pozdrawiam cię, słodka pamięci ojca naszego! Wszedłszy do izby znaleźliśmy zupełną czystość i ochędóstwo, a w pośrodku była szafa dość kunsztownie zrobiona. Otworzył ją ów starzec i gdym się spodziewał obaezyć co osobliwego, z podziwieniem wielkim nic więcej me postrzegłem, tylko starością już prawie zbutwiałe matrumenta rolnicze. Brali je w ręce z uszanowaniem obydwa starcy, Xaoo zaś chcąc uspokoić ciekawość moją rzekł:

– Pole, które tm dom otacza, rękami naszego powszechnego ojca uprawwione i wydobyte było; tych instrumentów, które wdzięczność nasza z uszanowaniem od wieków strzeże, używał Kootes. Ten, podobnym może jako i ty sposobem, z cudzej ziemi z żoną i z dwojgiem dzieci tu, do pustej naówczas wyspy przybywszy, własnymi rękami tego gruntu wydobył. Poszczęściła Najwyższa Istność pracy lego, przyszedł do ostatniej starości i przed śmiercią widział czwarte pokolenie swoje. Tkwią nam w świeżej pamięci jego przykazy. Żeby zaś było cokolwiek takiego, co by nam ustawicznie przypominało jego obcowanie – instrumentu, których do rolnictwa używał, chowamy z pilnością i każdy je raz przynajmniej w życiu oglądać pomnim.

Pole, które wydobył, należy do wszystkich w powszechnośei; kolejno je uprawiają obywatele; a zboże na tyle części, ile osad w wyspie, rozdzielone jest. Gdy cząstka do osady przyniesiona bywa, robi się z niej chleb i ten, na tyle kawałków, ile jest obywatelów w osadzie, podzielony, przy końcu żniwa każdy z wdzięcznością i, uszanowaniem pożywa na pamiątkę, iż jesteśmy wszyscy zarówno jednego ojca dzieci. Przy tej najuroczystszej uczcie opowieda najstarszy każdej osady przyjście pierwszego ojca, jego prace, jego nauki, dzieje ojców naszych, ich przymioty chwalebne, ich rady i napomnienia, wynalazki zbawienne i pożyteczne. Kończyć się zwykły te uczty pieśniami młodzieży obojej płci, w których pamięć dobrodziejstw naszych przodków zawarta jest.

Dzień cały bawiliśmy się na tym miejscu w domu owego starca, od którego wziąwszy Xaoo cząstkę zboża osadzie swojej należącego udał się ku domom. W drodze wziął pochop roztrząsać sposoby rozmaite rządów naszych.

– My nie znamy – mówił – tego, co wy nazywacie monarchią, arystokracją, demokracją, oligarchią etc. W zgromadzeniu naszym nie masz żadnej innej zwierzchności politycznej prócz naturalnej rodziców nad dziećmi. Okoliczności wychodzące nad zamiar szczególnych familii ugodnymi sposoby – radą, nie przemocą – przez starszych uspokojone i rozrządzone bywają. Człowiek jednakowo z drugim człowiekiem rodzący się nie może, a przynajmniej nie powinien by sobie przywłaszczać zwierzchności nad nim.; wszyscy są równi. Skoro zaś są złączeni w towarzystwo, natenczas toż samo towarzystwo, pozwala dla dobra swojego w niektórych okolicznościach niejakiej nad szczególnymi – albo zgromadzeniu, albo niektórym z zgromadzenia – zwierzchności.

Podatków żadnych nie dajemy. Cel towarzystwa jest ubezpieczenie własności. Gdyby tego było potrzeba, jej bronić i ocalać każdemu w szczególności wspołeczność cała poślubiła. Za cóż tedy ta utrata części własności naszej? Za co ten haracz samym sobie?… Nasza ludność powinna by nas trwożyć z tej miary, że nam w czasie braknie ziemi do wyżywienia należytego mieszkańców, ile trzymając tę wyspę zamkniętą do emigracji prawem, uwagą, na koniec niesposobnością; ale my tę troskliwość zostawujemy następcom naszym wraz z przykładami rządu i gospodarstwa, które im podajemy. Opatrzność najwyższa wymierzyła ziemię do liczby stworzenia, które z niej żyje.