Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki – III – Rozdział 14

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Po szczęśliwie zakończonym sejmiku, odpocząwszy nieco w domu, pojechałem na sejm, pełen maksym patriotycznych i żarliwości o dobro publiczne. Napisałem dysertacją o sumach neapolitańskich i gdyby był czas wystarczył, jechałbym był umyślnie do Olkusza, żebym poznał oczywiściej pożytek otwarcia tamtejszych kruszców.

Ulokowany w Warszawie na przedmieściu, odebrałem wkrótce po moim przyjeździe wizytę jednego zacnego kawalera w Warszawie rezydującego. Ten, powinszowawszy mi urzędu, ojczyźnie zacnego posła, obejźrzał się na wszystkie strony i lubośmy byli sami w izbie, wziął mnie za rękę i zaprowadził do alkierza z misterną miną: pełen niespokojności, wyszedł stamtąd, podobno dla zlustrowania kątów, i drzwi do sieni na klucz zamknął. Rozumiałem, że będzie prosił o pożyczenie pieniędzy. Wtem powróciwszy do mnie, zacierając ręce przybliżył się a wspiąwszy się na nogach, poszepnął mi do ucha:

– Kochany przyjacielu! Przysięgam, że nie wydam, ale racz mi powiedzieć, jakiej jesteś partii.

Wyszedłem mimo jego usiłowania do izby; tam gdyśmy siedli, rzekłem, iż zadosyć uczynić pytaniu jego nie zdołam nie wiedząc, co się znaczy to słowo „partia” ani jaką ma do stanu i funkcji mojej koneksją…

– Dobry obywatel – rzekłem dalej – nie upodla umysłu swego poddaniem go pod cudze zdanie. Słowo „partia” znaczy podobno z jednej strony wodzów, z drugiej partyzantów, a po prostu mówiąc, tyranów rozkazujących i jurgieltowych posługaczów. W kraju, gdzie pod hasłem Rzeczypospolitej panuje wolność i równość, nie wiem, jak mogą znaleźć miejsce tak podłe i niegodziwe sytuacje. Nadto jest zuchwałym, kto śmie równemu rozkazywać; nadto podłym, kto dla zysku lub względów równego słucha. Niech najuboższy obywatel w obowiązkach mnie moich oświeci, pójdę ochotnie za jego zdaniem; ale jurgielt roczny albo wieś dana na dożywocie nie otaksują sumnienia mojego. Dziwuję się więc, iżeś mi waszmość pan tę kwestią zadał; sądzę ją być bardziej żartem niż prawdą…

– Znać, żeś waszmość pan z bardzo dalekiej wyspy przyjechał – odpowiedział mi ów jegomość i ukłoniwszy się wyszedł.

Zaproszony nazajutrz do jednego ministra a na obiad, byłem tanu razem z naszym wojewodą, który przywitawszy się ze mną rzekł po cichu:

– Nie wątpię o zdaniu waszmość pana, zaszczycam się przyjaźnią domu jego; z mojej strony gotów jestem do usług, proszę mi poufale rozkazać.

Zbyłem ukłonem oświadczenie. Wtem nadszedł minister rekomendując imieniem dworu do laski marszałkowskiej jednego z posłów.

Na wieczerzy byłem u jednego senatora; ten nie wziąwszy świeżo wakującego starostwa płakał nad ojczyzną, którą intrygi dworskie prowadziły do zguby, rekomendował nam więc do laski marszałkowskiej swojego synowca, który w piątym roku wieku swego będąc obersztlejtnantem, nie mógł się już teraz, w dziewiętnastym, regiment doczekać. Mimo usilne z obu stron solicytacje nie uwięziliśmy naszego słowa.

Przyszedł dzień zaczęcia sejmu, weszliśmy do izby. Marszałek starej laski z zwykłymi ceremoniami sejm w tumulcie i wrzasku nieznośnym zagaił.

Przez dwa dni nie mogliśmy się doczekać obrania marszałka: trzeciego przyniesiono manifest zrywający sejm. I tak sześciomiesięczne całego narodu intrygi i koszty skończyły się na bolesnej oracji marszałka starej laski, przy pożegnaniu uskarżającego się na nieszczęśliwe losy ojczyzny.

Chcąc się rozpatrzyć w sposobie dworskiego życia i usłać sobie drogę do promocji, zostałem z łaknącą rzeszą w Warszawie. Przez kilkumiesięczną rezydencją różnych sposobów tentowałem do dostąpienia jakowego urzędu, ale jak przyszło zastanowić się nad tym, przez który mógłbym był co zyskać, nie chciałem go użyć. Powtórzyli mi to wszyscy co ów jegomość: żem z bardzo dalekiej wyspy przyjechał.