Cisza…

Cisza… — A przecież coś szepce, coś wzdycha,
Coś mnie tajemny m szelestem oblata…
Jakowaś skarga zmieszana i cicha
Płaczem ros leci z róż polnych kielicha,
A serce ziemi kołata.

Cisza…

— Kto woła? — Kto pieśń tę echową
Śpiewa?… Pieśń dziwną rozchwianą, na drżenia…
Kto tchem mi włosy podnosi nad głową?
Kto mi w słuch wciska bezdźwięczne to słowo,
W którem brzmi rozpacz istnienia?

Cisza…

— Szum słyszę! Szum morza daleki…
Nic. To gdzieś wichrem zatrzęsły się lasy,
To dzwony huczą, to idą tez rzeki,
To zapadają w mogilny proch wieki,
To nowe rodzą się czasy.

Cisza…

— Skąd szmer ten? Czy czerw lichy kroczy
Serca wygryzać puszczom?… Czy to zgrzyty
Trąb, z których jutro hymn buchnie proroczy?
Czy Jagarnauta wóz kędyś sie toczy
Przez prochy i przez błękity?

Cisza…

— Tak ciężko jest słuchać tej ciąży
Temu, co głos jej rozumie złowrogi!
O, jak jest ciężko temu, który słyszy
Jak chaos jęczy, pracuje i dyszy,
I rodzi — karły i bogi…
1 znowu palcem bezkształtnym zaciera
Wysiłki swoje, i boleści swoje…

Cisza…

— Brzóz białych szept kędyś zamiera.
Gwiazda źrenica bezsenne otwiera,
Chwieją się lekkie powoje…