Dwa grobowce

W dobrym mieście Awinionie
Kanonicki chór tak sarka:
«Wszystko dobrze, lecz po licha
Przed ołtarzem nam ta arka?»

A stał właśnie przed ołtarzem
Marmurowy klejnot biały,
Jak mistrzowskie stare wieki
W cudny gotyk go utkały.

Niby lilii pęk strzelisty
Kwieciem w pułap aż uderza
Biały klejnot marmurowy,
Jana biały grób papieża.

Jeszcze stoisz pod portykiem,
Już skróś nawy zmierzchów świeci
I rozjaśnia stare mury
Przemisterny skarb stuleci.

I rozjaśnia mroczny absyd,
Jak miesięczna srebrna strzała.
«Wszystko dobrze, lecz po licha
Ta nam buda tutaj cała!»

Między stalle się rozparła
— Kanonicki chór tak sarka —
I nie widzi Pater Rufus
Patra Celsa, Patra Marka.

Siedzą w stallach przeciw siebie,
Pater Rufus psalm zaczyna,
A nie widzi Pater Marek,
Gdzie kancjonał, gdzie łysina.

I nie widzi Pater Celsus,
Gdy ku niemu się otwiera
Zacna Patra Agricoli
Szylkretowa tabakiera!

Długo znoszą to ojcowie,
Aż cierpliwość licho wzięło:
Wyrzucili do zakrystii
Marmurowe arcydzieło.

Wnet się luźniej uczyniło
I ład jakiś nastał przecie.
«Tak to z wszystkim przy rozumie
Można rady dać na świecie!»

Lecz z zakrystią nowa bieda:
Ani zmieścić w niej wieżycy;
Więc z tej lilii nieco kwiecia
Zdjęli dobrzy kanonicy.

Bo czy stoi to na czubie,
Czy na ziemi — wszystko jedno!
I tak wreszcie z letką głową
Przeciw siebie w stallach siedną.

Ale w świecie, jak na roli,
Dobre ziarno nie przepada:
Już w kaplicy brackiej krawców
Konfraterska idzie rada.

Lat już kilka, ba, z dziesiątek,
Konfraternia zacna sarka:
«Wszystko dobrze, lecz po licha
Tu w kaplicy nam ta arka?»

A stał właśnie w tej kaplicy
Cudny gotyk marmurowy,
Kolumienki i wieżyczki
Nad krawieckie wznosząc głowy.

Świecą na nim szyb kolory
W ametysty, w blade róże,
A słoneczna strzała słońca
Złotem pała na marmurze.

Jak lotosu kwiat strzelisty,
Tak w sklepienia łuk uderza
Arcydzieło wieków starych,
Benedykta grób papieża.

W samym środku oto stoi —
— Tak krawieckie bractwo sarka
Że nie widzi messir Pascal
Z ławki swojej messir Marka!

I nie widzi messir Marek
Messir Pietra ni Didiera,
Nie wie nawet, kiedy sięga
Ich ku niemu tabakiera!

Klękną z światłem? To ich łamie
Na nierówne, krzywe sznury…
Ba, chorągiew trza namykać,
By nie trącić tej struktury!

Długo znoszą to krawcowie,
Lecz cierpliwość ma granice:
Rada w radę — trza wyrzucić
Tę kamienną szubienicę!

«Co ma tutaj wpośród bractwa
Sterczeć na kształt złego grzyba?
Dali radę kanonicy:
Ano, damy i my chyba!»

Jak wyrzucić, to wyrzucić.
Alić jedna jeszcze bieda:
Przez romańskie niskie odrzwia
Ani rusz się przepchnąć nie da…

Messir Pascal w czub się drapie,
Messir Pietro kręci głowę…
Aż otłukli z kolumienek
Arcydzieło marmurowe!

Niechaj przecież nikt nie mniema,
Że to poszło gdzie na stronę…
A broń Boże! Wszystko w kącie
Po porządku ułożone!

Konfraternia krawców znana
A ich honor — dukat złoty!
Ułożyli tak marmury
Jakby resztki od kapoty.

Zaraz luźniej się zrobiło,
I ład jakiś nastał przecie…
Tak to z wszystkim przy rozumie
Można rady dać na świecie!