Jak ciemno!…

Jak ciemno! — Panie! — Czy ta noc, co spływa,
Czarnogwiaździsta i nieprzenikliwa,
Z wiecznych przepaści podnosząc swą głowę —
To wróg Twój stary, przez pół pokonany,
Który w ciemnościach rozrywa kajdany
I świata dzierży połowę?

Czy Ty sam. Panie, spuściłeś z łańcucha
Tę noc posępną na myśl i na ducha,
Gdy człowiek powiódł oczyma po niebie,
I przez mgłę ranka, co wznosi się drżąca,
Sięgnął do jądra wszechbytu, do słońca,
A przez nie sięgnął do Ciebie?

O, króluj w ciszy!… Przez dni połowicę
Tytan zamyka zuchwałą źrenicę,
W bezsilne śnienie zapada…
I podłożywszy cień szczęścia swej głowie,
Nie dba, jak w chmurach władają bogowie,
Błękitnych tajni nie bada…

O, króluj w ciszy!… Niech tylko ten stary
Wróg sprzymierzony dotrzyma ci wiary
I marą usypia duchy…
Bo cóż, jeżeli bezsenne powieki
Podniosą ludy i ockną na wieki…
I zerwą swoje łańcuchy?