Jesienią (Wieczorne pieśni)

Szare ptaszyny, szare ptaszyny

W łunie zachodu lecą!…

Ostatnie złote słońca kruszyny

Na ich skrzydełkach świecą…

Za sine morze, jak czarna chmurka,

W kraj świata mkną, daleko!…

A w locie gubią pstre swoje piórka

Nad oną modrą rzeką…

Oj, wy ptaszyny! pewno nie znacie,

Naszej bielonej chaty

Ani ogródka mego przy chacie,

Gdzie kwitną krasne kwiaty…

Pewno nie znacie mego dziadula,

Co z lipy łyżki struże…

I plastry miodu wybiera z ula,

Ot, takie słodkie, duże…

Pewno nie znacie tej dzikiej gruszy,

Szumiącej w drobne liście…

Ani Stasieńka, co gra od duszy,

Tęskliwie a ogniście…

Pewno nie znacie mgieł tych, co z rana

Po łąkach tak się wloką,

Że trzeba w srebrze brnąć po kolana,

Jak tylko zajrzy oko…

Ani tej tęczy, co ziemi sięga

Na pańskim, het, folwarku,

Jak najognistsza w kolory wstęga,

Kupiona na jarmarku…

Ani tej sosny, co rośnie krzywa

W nie zdartej swej opończy

I jeno wiatrem gałęźmi kiwa

I białą smółkę sączy…

Ani tej naszej grobli nad rzeką,

Huczącą gdyby żarna,

Gdy z niej po żwirach kropelki cieką,

Jak rozsypane ziarna…

Ani tej łąki, gdzie pachnie siano,

Grabione przed żniwy…

Ani ugoru, gdzie gna co rano

Owieczki owczarz siwy…

Ani tych dymów, co się tam ścielą,

Jesienną wróżąc słotę…

Ani taneczka z huczną kapelą

Ludziskom na ochotę…

Ani tej zorzy, co het, za górką,

Na wyścig ze mną wstaje…

A tak się śpieszy przyjść na podwórko,

Aż mnie matusia łaje…

Ani miesiączka tego jasnego,

Co się tak patrzy blady,

Aż się coś dzieje w sercu dziwnego,

Choć płakać!… ani rady!

Pewno nie znacie tego przełazka,

Kędy po wodzie chodzę,

A Stacho do mnie, jak do obrazka,

Modli się tam przy drodze…

Ani tych dzwonów z kościelnej wieży,

Co we mgłach kędyś toną…

Ani mogiłki, gdzie tatuś leży,

Pod darnią, pod zieloną…

Ani tej pieśni, co płynie rzewna

Przy krosnach, u ogniska,

Kiedy łuczywo z smolnego drewna

Iskrami wkoło pryska…

Ani tej nocki, co wstaje biała,

W złocistych gwiazd koronie,

Patrzeć, czy rosa już rozsypała

Sznur pereł po zagonie…

Ani tej ciszy, co w chaty progu

Z palcem na ustach siada

I słucha, kto się poleca Bogu,

Kto krzyż na czoło wkłada…

Ani świerszczyka, co przy kominie

Ćwierka, schowany w dachu…

Ani snów dziwnych o rozmarynie,

O drużkach…, to o Stachu…

Bo gdzieżby wam też, mocny mój Boże!

Na głody, chłody, troski,

Za siódmą górę, za siódme morze

Od takiej lecieć wioski!