Krainy ciche, krainy spokojne
Przeszłam, gdzie rany milczeniem się goją,
A teraz wracam w ten bój i w tę wojnę,
Jaką duch wiedzie, jawiący treść swoją.
Spocznienie było, a teraz są znojne
Dnie. Więc się struny pod ręką mi boją
I drżą, że na nich to wygram, co jeszcze
Budzi w mej piersi jęk, a w lutni dreszcze.
Spokojna bądź mi, liro! Ja nie zdradzę
Bólu, co przeszedł w duszę twą z mej ręki;
Ja cię utulę, ja ciebie ugładzę,
Będziemy nucić pogodne piosenki!
Jako Ofelię, tak ciebie wprowadzę
W dom, gdzie są zgrzyty słyszane i jęki,
A ty w te nieszczęść i śmierci komnaty,
Śpiewając, rzucać będziesz jezior kwiaty.
Więc ludzie, patrząc w twe ciche oblicze
I w białość szat twych, co wyszły z płomienia
Jak azbest, cało przez prochy i znicze,
Rzekną: Nie widać w tej piersi pęknienia.
— O, tak! Nie widać, jaśni królewicze!
Pierś ta jest z lodu, z kryształu, z kamienia…
Nie pękła! A gdzie na niej ściągam szaty,
Tam nie ma rany… Są pieśni i kwiaty.