Z pian na piany…

Z pian na piany, z tęcz na tęcze.
Przez rozbitych wód obręcze,
Przez odmęty fal
Łódź się ślizga, chwieje, sunie
Po śnieżystym, srebrnym runie
W szumy, w echa, w dal.

Ren odrzuca ją i chwyta;
To w błękity leci wzbita
Jak na skrzydłach ptak…
To ją złoto-modre pyły.
Jak delfina łuską, skryły
I cisnęły wznak.

Więc zaprzęga fal łabędzie,
Sznury pereł przez krawędzie,
Wkoło biały puch…
Nagle skała kłami błyska,
W otchłań pędzi, w mrok ją ciska,
W beznadziejny ruch.

Opłyniona snów powodzią
Nie dbam, co się dzieje z łodzią,
Nie wiem, gdzie jej ster…
Z szumem, z pluskiem przez głębinę
Lotem lecę, pławem płynę
Wskroś błękitnych sfer!