Jezda do Moskwy

Jako więc orzeł młody, na gniażdzie Wysokiem
Siedząc, za ojcem patrzą niespuszczonym okiem,
Kiedy albo wysoko buja pod obłoki,
Albo prędki zwierz goni l drapieżne smoki,
Aż się i sam za czasem wylecieć ostraszy,
A oto na cień jego wsz^tek rodzaj ptaszy
I polne uciekają stada, ten, swej broni
Jeszcze nieprawie świadom, bez obrazy goni,
Skrzydłami pogładzając po grzbiecie pirzchliwym,
A potym zajuszony i sam żywię żywym:
Tak ty przypatrując się ojcowskiej dzielności,
O zacny Radziwille, z napirwszej młodości
Myśliłeś zawżdy sławy domowej poprawić
I o miłą ojczyznę śmiele się zastawić.

Aniś ty wieku czekał słusznego do zbroje,
Pierwej dzielność dordzała niżli lata twoje.
Uła tego świadoma, gdzie moskiewskie roty
Za sprawą ojca twego, męża wielkiej cnoty
I dzielności, poległy. Tameś ty swej siły
Próbę napierwej podał, a już znaczne były
Twego męstwa początki. Kto się przypatrował,
Każdy ć w te słowa albo tym równe winszował:
„Bóg ci – powiada – pomóż, młody Radziwille;
Nie schodzi tu na sercu już ani na sile;
Nie wydasz, widzę, ojca, zacnego hetmana;
Także szczodrze ł tobie Pańska łaska dana.”
Patrzaj, gdzie się obróci, a broń swoje skłoni,
Jako na obie stronie Moskwa leci z koni.
Tak tam jeden drugiemu w wojszcze ukazował,
A ociec w sercu swoim wielce się radował.

I już było moskiewskie wojsko rozgromione,
I pola pobitymi trupy napełnione,
I Szujski już był zabit; już był hetmanowe
Wszystkę władzą położył, ale i swą głowę.
Więc przed hetmański namiot więźnie przywodzono
I korzyść z nieprzyjaciół pobitych kładziono.
Tam kiedyś i ty stanął wpośrzód wielkiej kupy
Rycerskiej, przyodziany moskiewskimi łupy,
Ociec twój tak cię witał: „Rad cię tak, mój drogi
Synu, widzę i tak się w te wojenne trwogi
Ojcu swemu popisuj; tak twoi przodkowie
Sławy wielkiej dostali, cni Radziwiłłowie:
Nie na biesiadach ani miedzy taneczniki,
Ani uszom przyjemnej słuchając muzyki,
Ale w polu pod niebem, goniąc Moskwicina
Albo niespokojnego strzelca, Tatarzyna.
Tych torem, jakoś począł, chodź, mój synu miły,
Ani chciej być poślednim miedzy Radziwiłły.
Mnie jakokolwiek widzisz w tym szedziwym lecie,
Przedsię dokąd mię będzie chował Bóg na świecie,
Ojczyźnie swej chcę służyć, a ty więc w me sprawy
Masz nastąpić na potym, jako dziedzic prawy.”
To rzekszy obłapił cię, a zatym każdemu
Jako się kto popisał, dary dawał: temu
Szatę złotogłowową, temu łańcuch złoty,
Czaszę drugiemu, mistrzów dawniejszych roboty,
Kosztowną, odlewaną; tobie białonogi
Koń turecki, a na nim siodło i rząd drogi,
Kutas u szyje biały, na czele zapona ‚
Drogim smalcem i drogim kamieniem sadzona.
Do tego przyłożono Szujskiego buławę,
A to już wróżka była na hetmańską sprawę.
Takieś natenczas dary, zacny Radziwille,
I pochwałę w dzielności i w swej odniósł sile.

To, co dalej prowadzić myślą moje strony,
Wieku stalszego będzie, kiedyś przełożony
Wojsku króla wielkiego, w przek i wzdłuż bogaty
Kraj moskiewski wojował i wielkie powiaty.

Czyli temu dawny czas, kiedy szczęściu swemu
Car moskiewski ufając chciał światu wszystkiemu
Groźnym być, wszystkie lekce króle krześcijańskie
Uważając przy sobie, także i pohańskie.
Ta dobra myśl go naszła, gdy Połocka dostał,
A w Iflantciech zaś panem wilczym prawem został:
Czwartynasty potomek rzymskiego cesarza
Augusta; któż wie, gdzie wziął tego kronikarza!
Bogu łacno hardego skrócić, który nnsi
Szczęście w swych i nieszczęście ręku: Ten wynosi,
Ale Tenże i składa; prędko delfin płynie,
Prędko i orzeł lata; Bóg obudwu minie.
Ten, Moskiewskiego pychę chcąc kiedy uskromić
I róg, którym tak bardzie potrząsał, przyłomić,
Podał nam króla z Węgier, dzielnego Stefana:
Patrzajże, jako wielka w krótki czas odmiana!
Moskiewski, komu grożąc, sam się teraz boi,
A pragnąwszy cudzego, w swym się nie zostoi.
Patrzaj, jak prędko, patrzaj, Radziwille mężny,
Mocnie go Bóg ukrócił, żeś mu był potężny,
Gdyś z siebie dosyć czynił w każdym swym urzędzie,
Nie rzkąc czaszą, ale też i szablą swą wszędzie
Kredencując królowi, upatrzając drogę,
Miasta i zamki waląc, czyniąc wielką trwogę.
Boś zwietrzywszy, że król miał Połocka dobywać,
Tyś się począł (jak mówią) przed insze wyrywać,
Chcąc nie tylko stołową czaszą panu swemu,
Lecz też i ostrą szablą kredencować jemu,
Swym dobre serce czyniąc; takim cię Inflanty
W tym czasie oglądały i moskiewskie kąty,
Gdzieś Derptowi w nos kurzył, Kierepeć wywrócił,
Liczbę nieprzeliczoną wsi w popiół obrócił,
Więźniów zacnych nawiązał, niesłychaną plonu
Moc wypędził, sam cało wrócił się do domu.
Taki więc przez dachówkę wpadszy piorun ślepy
Wszystkie gmachy pobiega i pokryte sklepy,
Potym nowym wypada szlakiem, niewidomy,
A ogień już ogarnął i sąsiedzkie domy.

Ale ty, o tyranie srogi, niezmiękczony,
Po tym pirwszym piorunie patrzaj z tejże strony
Burze wielkiej i gradu, gradu żelaznego,
I straszliwych łyskawic, i gromu ciężkiego,
Któremu twe cyklopskie mury nie wytrwają,
Wieże i wielkie baszty u nóg upadają.
Widzę orła białego, konia tejże sierci,
Ten mieczem, ów piorunem groźny, prędkich śmierci
Oba hojni szafarze. Las gęsty za nimi
Drzew wysokich, a wszystko z wierzchy kolącymi.
Wynidź i ty z swej knieje, leśny żubrze srogi,
Owa trafisz na łowcę, którym twoje rogi
Namniej straszne nie będą, ale cię w twym skoku
Uprzedzą albo strzałą, albo kulą w boku.
A zapłacisz wzdam kiedy one krew niewinną,
Którąś, tyranie, przelał bronią swą złoczynną.
Dziw na świecie kruk biały, nie mniejszy dziw i to,
Zęby tyrana przedsię na wet nie zabito;
A by nieprzyjacielskiej dobrze uszedł broni,
Domowej się sposobem żadnym nie uchroni.
Więc po wtóre i z dobrym sercem przeciw temu
Tyranowi, jako już na śmierć skazanemu,
Mężnieś z króla polskiego hufy postępował,
A gwiazdyś sprzyjaźliwe sobie obiecował,
Tobie w ręce sam prawie Bóg tam był broń podał,
Ciebie śrzodkiem i swoim naczyniem być przyznał,
Którym harde chciał krócić, butnym rogów przytrzeć,
Morderza dusz niewinnych z liczby żywych wytrzeć.
Gdzieś ty, więc, Radziwille, w tej spólnej potrzebie
I przodków swoich sławnych, nawet i sam siebie
Nie wydałeś, ale już za początki tymi
Prowadziłeś do końca rzeczy tryby swymi
I dzielnością, że już masz tak sławę uczciwą,
Przez którą ludzie godni i po śmierci żywą.

Niech przypomnię, gdy twego ojca, tak sławnego,
I Bekiesza, w rycerskich sprawach ćwiczonego,
Król przed sobą był posłał, tyś trzeci przydany,
Przed nimiś mężnie przyszedł pod połockie ściany,
Broniąc, by ludzi w zamek nic nie przybywało,
A z zamku aby ich też nic nie ubywało.
Nie śmiał się tam wychylić z bystrego Sokoła
Mężny hetmań Szeremet, krył się prawie zgoła.
Szczęście się to Gryfowi, jak baczę, chowało,
Nie zajrzał Orzeł, gdyż mu z gardło się dostało.
Tam kniaź Połocko stracił; Sokół z perzynami
Aż pod niebo wyleciał wespół z obrońcami;
Susza wyschła. Sytna Zbył, Krasne padły ściany,
Turowla już nie jego, Nieszczerda, Kosiany.
Szczęśliwy Radziwille, miałeś chętne bogi,
Od których upominek odniosłeś z tej drogi;
Ale, nie pochlebując, byłeś godzien dobrze,
Którego by fortuna nadała tak szczodrze.
Bo bych cię miał z przodków twych i z zacności domu
Zalecić, nie ustąpisz stopą w tym nikomu.
Nikomu nie ustąpisz, tak to imię dawne
Radziwiłłów pod siedmią Tryjonów jest sławne,
Nie tylko z męskiej, ale i z białej płci strony,
Które na głowiech swoich książęce korony
I królewskie nosiły; ale Radziwiłła
Nie tylko jego przodków zacność ozdobiła –
Ozdobiła go cnota i sprawy uczciwe,
I przy męskiej urodzie serce nielękliwe.
Jako tedy dzielnością, tak i przedniejszymi
Służbami poczciwymi zostałeś Wielkiego
K’hetmanstwu podkanclerzym Księstwa Litewskiego,
Państwo trockieć też dano, bo za swą godnością
Godzieneś jeszcze więcej; swoją zaś ludzkością
Kogoś sobie nie ujął, kogoś nie zhołdował?
Kto hardy, próżno by się tego dokupował.

Roku zasię drugiego Janu&z twarz obrócił,
A Mars wszystkie furyje na Moskwę wywrócił.
Już, bo z Łuków nie strzela, sajdak mu i strzały
Ogniem króla polskiego wszystkie wygorzały.
Z Wieliża i z Uświata, z Newla wyrzucony,
Jezierzyszczu, Zawłociu nie mógł dać obrony;
Z Uświata, pod któryś ty z żołnierzmi przodkowa!,
Swój, jako należało, urząd odprawowal.
Skądeś zaś przed wszystkimi, jak w tańcu rej wiodąc,
Pod Wielkieś Łuki przyszedł namniej się nie bojąc,
Na każdy dzień zwierzyną króla obsyłając,
Świeżego Moskala mu w łykach posyłając.
Teraz się o Psków bo jął: Psków mu w głowie cwałał,
Widząc, że wszystko stracił, gdyby Pskowa stradał.
Ty też, o Radziwille, strachu mu z swej strony
Dodałeś rozpuszczając potężne zagony,
Zagony, które zboża oraczom nie noszą,
Rychlej szablę i ogień, co miasta pustoszą.

Tyś odnowił zarosło Witułtowe szlaki,
A ja, na świeże patrząc twego wojska znaki,
Pióro puszczę za tobą, a w którąś szedł stronę,
Rzeki, jeziora, dwory, miasta przypomionę.
Już się był król ku Pskowu ruszył z ludźmi swemi,
A po nieprzyjacielskiej strach się szerzył ziemi.
Nie chciałeś i ty długo w Witebsku się bawić,
Aleś wolał co prędzej z wojskiem się wyprawić.
I szedłeś ku Wieliżu pewnymi noclegi,
A stamtądeś przeważne wyprawował szpiegi
W ziemię nieprzyjacielska; drudzy drogi słali,
A w miejscach nieprzebytych przeszcia gotowali.
Ty za nimi z ludem swym: już twoje namioty
Za Dźwiną widać i twe niezwalczone roty.
Tam, mijając głębokie jezioro Łukoje,
Przez które ma pośrzodkiem Dźwiną ścieżki swoje,
Puściłeś lud w zagony, a wnet dymy wstały
Gęste ku niebu, a wsi budowne gorzały.
Idąc dalej, Turosno twoje konie piły,
Ale zaś na Starynie drogi złej użyły,
Topiąc się na niedźwiedzim, niebezpiecznym błocie;
Rzadko tam w której było bez chromego w rocie.
W Drogaczowieś odpoczął i koniom, ł sobie.
Nazajutrz Filon Kmita na posiłek tobie
I Haraburda przyszedł: tam Mioza w swym biegu
Niehamowana płynie, a cerkiew na brzegu
Świętej Pokrowy stoi. Gdyś w tym miejscu leżał,
Poseł prędki, z nowiną do ciebie przybieżał,
Pewny nieprzyjacielski lud opowiadając
I pewne uroczysko; a ty nie mieszkając
Kazałeś pod nie ciągnąć; a już na odprawie
Uczyniłeś rzecz do swych tymi słowy prawie:
„W boży czas, towarzysze moi, wyjeżdżajcie,
A szczęściu pana swego prawdziwie dufajcie!
Za murem ci Moskwicin jakokolwiek mężny,
Ale kiedy przyjdzie wręcz, już tam niedołężny.
Acz ci i murów słabo w Połocku bronili,
A potym jako wiele zamków potracili?
Stracilić już i serce; i tak go nie mieli,
Pomnicie, jako byli pod Sokołem śmieli.
Szesnaście miał tysięcy ludu ku bojowi
Przebranego Szeremet, strzelców Misukowi
Ośmnaście set służyli; jam się ważył z tymi
We dwunaście set koni potykać wszystkimi.
I tak mi Bóg tam zdarzył, że, Moskwy nabiwszy
Wielką wielkość, w przekopy drugich napędziwszy,
Więźniów znacznych nabrawszy, lud mnie powierzony
Stawiłem panu swemu nic nie uszkodzony.
Z tymi się potkać macie albo ani z temi,
Bo ci, mieczem pobici, dawno leżą w ziemi.
Kiedy i Sokół opadł, na brak już traficie,
Którzy was łupu tylko nabawią obficie.
Z dobrą tedy otucha puśćcie koniom wodze;
Zwycięstwo w ręku waszych, mam nadzieję w Bodze.”

Tu, skoroś mówić przestał, roty się ruszały,
A konie żartkonogie ochotnie pryskały.
Nazajutrz bitwa była: Moskwa tył podała,
A przedsię trzy tysiące swoich ostradała.
Synów bojarskich wielką liczbę nawiązano
I strzelców duńskich poczet niemały przygnano.
Potym, kiedy się wszystki już ściągnęły roty,
Rozbiłeś nad Uznorą swe białe namioty,
Któreś nazajutrz w polu soroczyńskim stawił,
Za czym się też i Filon z ludem swym przeprawił.
Juźechmy z gęstych lasów i z błot srogich wyszli,
Juźechmy na Tud stary nad Lucesną przyszli.
Rżowski to tu już powiat, wsiami usadzony
Gęstymi; tuś ty znowu rozpuścił zagony,
Które się w ósmi zewsząd milach opierali
I wielkie szkody mieczem i ogniem działali.
Tyś nad Lucesną ciągnął, której bród głęboki
Tuż tam od ślaku twego wpada w Tud szeroki.
Borysów cię na noc miał: tam Kozacy trwali
Pewną liczbę moskiewskich strzelców ci podali,
Ale ani nohajscy darmo Tatarowie
K’tobie przyszli, bo z wojska, co było we Rźowie,
Synów poczet bojarskich przed tobą stawili,
Kiedyś szedł przez Urdome; Rżów przedsię spalili
Mężni żołnierze twoi; tegoż dnia z swym ludem
Byłeś, o Radziwille, za głębokim Tudem.
Tam Monastyr (Preczystoj Rusin zowie) leży,
A Wołha, rzek północnych można księżna, bieży.
Tę przepłynąwszy ludzie twoi szli w zagony
Pod Starycę, gdzie sam kniaź natenczas, strwożony,
Z wojskiem swoim ulegał i z miłymi syńy;
A widząc gęste ognie i bliskie perzyny,
Tejże nocy żonę swą i kniazia Fiedora
Z żoną jego i z bracią z staryckiego dwora
Do Moskwy wysłał ł sam barzo sobą trwożył,
I już był tylko w nogach nadzieję położył,
Zwłaszcza gdy Danił Murza od niego z Starycę
Do ciebie był ujechał, jego stróż łożnice.

Wtenczas Jelców budowny do czysta spalono,
Dworów i wsi kilkaset w popiół obrócono
Od Starycę w kilku mil; po Włodimirowę
Drugie zagony zasię zabiegały Rżowę.
Stamtąd szedłeś ku Chełmu, a około ciebie
Ledwo słońce znać było przed dymy na niebie.
Tam Preczystej Okowcy zgorzały parkany,
Tenże Sielizarowu gość był obiecany.
Nie pomogła nic Wołha płynąc miasta śrzodkiem;
I miasto, i ozdobnych cerkwi w czasie krotkiem
Trzydzieści wygorzalo; po tenże czas prawie
Trzy sta koni moskiewskich szło z Toropea w sprawie
Do cara preświetnego: ci kilku w zagoniech
Tatarów poimali, a widząc na koniech
Tuż za sobą pogonią, na błota uciekli;
Tak żywot zachowali i śmierci odwlekli.
Tobie u cerkwie świętej Preczystej swą głową
Przyszło leżeć wjechawszy na Górę Pawiową.
Tam na cztery sta strzelców moskiewskich trafili
Twoi Kozacy, z której liczby nie żywili
I jednego; pospólstwa moc pomordowali,
Tobie znacznego tylko więźnia zachowali.
Stamtądeś na Zukopę przyszedł, a stronami
I ogniem kraj moskiewski niszczał, i szablami.
Dalej idąc, na rżowskim rubieźu namioty
I twoje spracowane odpoczęły roty;
Drugiego dnia w Rożnowie, kędy Mikulina
Cerkiew stoi, a pod nie bystra płynie Dźwina.
Od tego miejsca we trzech milach tylko zdroje,
Z których dwie wielkie rzece biorą tryby swoje:
Dźwina i można Wołha; owa ku Gdańskiemu,
A ta zasię ku Morzu płynąc Chwaleńskiemu.

W tymeś miejscu kilka dni leżał rozsyłając
Szpiegi, a ze wszystkich stron języka dostając.
Potymeś wojsko ruszył i uszedł dwie mili
Do Dubna, tamże przed cię dwu więźniu stawili.
Litewscy Tatarowie i Kozacy śmieli
Z toropieckimi strzelcy na tenże dzień mieli
Potrzebę nie beze krwie: ciż plac otrzymali
I z tej liczby niemało więźniów nawiązali;
Szmaiła też przypomnię, który Tatarzyna
Sześniaka i drugiego bojarskiego syna
Tamże przywiódł do ciebie. Przy tym stanowisku
Na brzegu prędkiej Dżwiny cerkiew była blisku,
Witułtowych rąk pamięć; w gaju zaś sosnowym
Zdrój możny bije, który także Witułtowym
Kluczem po dziś dzień zową. Z tego tam noclegu
Wyprawiłeś, hetmanię, dwu świadomych szpiegu:
Jednego do Toropca, drugiego, gdzie czaty
Moskiewskie przełożony rządził Nozdrowaty.
A sameś ku Toropcu poszedł z ludem swoim:
Wieczór w Zaborzu konie, w Szczybutem, napoim,
Drugiego dnia w Libraciech; stąd jedno dwie mili
Do Toropca, gdzie twoi ludzie popalili
Zboża wkoło wszelakie; i tak, czyniąc szkody
Wielkie, niezmierne, przyszły do Siejeźej wody.
Potym do Kunaszówki, więc gdzie miedzy dwoma
Świętej Preczystej cerkiew świeci się rzekoma,
Kumeją a Siejeżą; stądeś pod Chełm ciągnął
I tameś swe wojenne namioty rozciągnął,
Także miedzy rzekami: Kumeją z tej strony,
Z drugiej Łowoci płynął strumień niewściągniony.
Nad taż Łowocią wojsko kilka dni ciągnęło
I dopiero w Kołomnej z tobą odpoczęło.
W drodze z Rusy di jaka na imię Putiła
Czułych Kozaków prędka ręka załapiła.
Potym cztery sta koni pod Starą ciągnęło
Rusę, aby wiadomość o ludziech tam wzięło.
Ci piętnaście set koni Moskwy porazili
I wojewodę tegoż wojska zaczapili,
Kniazia Obolińskiego. Ruszywszy się z Koło-
mnej, położyłeś wojsko, Sotow zową sioło.
Cerkiew świętej Piątnice tamże; ale drogę
Pisząc twoje, ani ja Czerniszowa mogę,
Ani cerkwie świętego przepomnieć Mikuły
W Ramiszowie: w obu był miejscu twój lud czuły.
Pod Rusą słudzy twoi Moskwę pogromili
I więźniów do namiotu twego nawodzili.
Stamtąd idąc stawiłeś wojsko w Orzechowie,
Wice w Uskije] nad Dzisą, a potym w Dukowie,
Gdzie twoja straż poboczna tobie swoje dary
Oddawała, przegnane w czymborze Talary.
Nazajutrz Ilemiena rzeka cię witała,
A ta i wsi tamesznej imię swoje dała.
Tu się żołnierze twoi do kos? a wrócili,
Którzy pod wojsko Tatar moskiewskich chodzili.
Leżałeś w Micha jłowie potym, kędy była
Archanioła świętego cerkiew Michaiła.
Nie minąłeś Zaklinia ani Karaszewic:
Proczysta tam jest we czci, kwiat chwalebnych dziewic.
Porębowa nie zamilczę, gdzieś też nie próżnował,
Aleś na dzielnych koniech pod zamkiem harcował
Wabiąc, kto by kolwiek śmiał, a ufał swej sile,
Aby z wami rycerskiej użył krotochwile.
Stamtąd szedłeś na Krzeszów, a potym z Krzeszowa
Na świętego Mikułę; ostatniś od Pskowa
W mili tylko nocleg miał, gdzie Czerecha blisko
Podchadzając lizała twoje stanowisko.

Nazajutrz, kiedy słońce z morza wychadzało,
Twoje wojsko z okopu swego się ruszało.
Przeciwko tobie wszyscy, o zacny hetmanię,
Wyjechali żołnierze i wszyscy dworzanie,
Wszyscy senatorowie i on twój łaskawy
„Ociec z nimi, z postępku każdego pań prawy.
Ci wszyscy z tobą w obóz pospołu wjechali
I królowi wielkiemu czołem uderzali.

Szczęśliwy, który słuchał twojej wdzięcznej mowy,
Gdyś tam swoje posługi ozdobnymi słowy
I wszystkiego rycerstwa przypominał cnoty,
I dzielność osobliwą, i chęć każdej roty.
„Jeślibyś więc, o królu, mnie wiary nie dawał,
Tychże – powiada – pytaj!” Zatymeś oddawał
Więźnie twarzy surowych, urodziwe chłopy,
– Piersiste, jakobyś też patrzał na cyklopy.

Nuż też i ty, potomku cnego Radziwiłła
(Gdyż cię, wiem, niepodlejsza matka urodziła,
Od Janusza z Ostrogskich książąt, dawno zacnych,
Skąd bywali hetmani onych bojów znacznych),
Bierz z ojca swego przykład, który też te wzory
Z ojca swego wybierał idąc jego tory:
Abyś więc tak nie tylko w bogactwiech, we złocie
Albo w szerokich włościach, ale też i w cnocie,
I w sprawach sławnych swoich przodków też dziedziczył,
A ród nieprzerwanymi stopniami byś liczył.