Księga ubogich – XXV

Wierzbo, ty wierzbo stara,
Od tylu znam cię lat!
Cóż z ciebie zostało? Nic! mara
— Sen mara, tak mówią, Bóg wiara —
Co mi przesłania świat.

Zeszłego jeszcze roku —
Gdzież mi z tem bolem iść?! —
Starczyło, widocznie, ci soku,
Że mogłaś w promieni potoku
Kąpać swój siwy liść.

Starania są niemałe —
Chciał ci dopomóc człek:
Na życia nowego pochwałę
Gałęzie ci obciął spróchniałe,
Zwiódł niezawodny lek…

Siekiery gdzie, topory?!…
Tak musi los się pleść!
Zła gawiedź wyłazi z swej nory,
Z ostatniej obłupia cię kory,
Hańbi twą dawną cześć…

Szczęśliwsze twe sąsiadki…
Mimo stoczonych pni,
Choć zda się, że już ich ostatki,
W wiosennych swych pędów przegładkiej
Koronie każda lśni.

Gdzie latorośle twoje?
Gdzie świeżych pędów wian?
Gdzie liści srebrzystych są roje?
Aż sam ja się pytań tych boję,
Na łaskę losu zdan.

O wierzbo, wierzbo miła,
Sąsiadko moich snów!
Sny wszystkie pochłania mogiła,
Nie będziesz o wiośnie już śniła —
Upadniesz w grób swój, rów!…

Przywołać tu rębaczy!
Nie! kopnąć nogą dość!…
Nie może snadź ginąć inaczej,
Co świat już-li próchnem swym raczy,
Co już nie zdoła rość.

A jednak żal mi ciebie —
Każdy by żal ten czuł:
W słonecznej wyrosłaś kolebie,
Dziś los twój tak marnie cię grzebie:
W przydrożny padasz muł…