Wesołą wam powiem nowinę,
Weselszej dziś nikt wam nie powie:
Wczorajszej nocy, z północka,
Przybyli do mnie grajkowie.
Wyrwali mnie ze snu — i owszem!
Krzyw im nie jestem za to:
Księżyc przecudnie się łasi,
Ciepłe, głaszczące lato.
Drzwi im otwieram na oścież…
Jakoś są dziwnie pobledli — —
Od światła snadź miesięcznego…
Proszę, ażeby usiedli.
Usłuchać nie chcą mej prośby,
Na miejscu jak wryci stoją —
Jak przyszli grający, tak grają
Pieśń ulubioną moją.
Dzięki wam, dzięki!… Lecz może
Trochę wypocząć raczycie?
Życie nie samym jest trudem,
I wypoczynkiem jest życie…
Rad jestem waszemu przyjściu
I wy też bądźcie mi radzi:
Strudziła was długa wędrówka,
A skądże to Pan Bóg prowadzi?
Z daleka, widać, idziecie — — —
Człek się na wieści łakomi…
Przyglądam się waszym obliczom:
Znajomi czy nieznajomi?
Hej! raty! przeraty! Dyć nie ma
Żadnego wątpienia! wy nasi!
Witajcie, kochani bacowie,
Witajcie mi, drodzy juhasi!
Żegnali my się niedawno —
Ktoś szepnął, że może na wieki!
Żartował, boć znów się witamy,
Nie dzielą nas góry ni rzeki.
A ponoć w cudze wy kraje,
W cudze poszliście miasta?
Cud wam się jawił niejeden —
Gadać! Ciekawość ma wzrasta…
Cóż to? milczycie? Dlaczego?
Czym niewart jest odpowiedzi?
Żyję, tak! żyję, to prawda!
Lecz zbrodzień we mnie nie siedzi.
Słyszałem i inni słyszeli,
Że gdzieś tam na świecie jest wojna,
Może zły duch was tam zagnał?
Obmierzła wam dola spokojna?
Rozumiem: niehyrnie jest gnuśnieć
Przy brzęku zberkadeł jedynie!
Surma i bęben to życie!
Krew w was rycerska płynie.
Huk dział, świst kul to mi granie,
To wieków potężna muzyka!
Do śmiechu z waszymi skrzypkami,
Nie trzeba waszego smyka!
Czekać! Poczekać! Chwileczkę!
Znam ci ja swojską tę nutę —
Słyszałem ją w lepszych czasach,
Dziś czasy lute, przelute!
„Trupami zasłane pola — — —”
Wiem o tym! Wszak stare to dzieje!
Pieśń już ograna! Lecz grajcie!
Niechże me serce się śmieje!
„Pola zasłane trupami,
Bóg zadrwił z śmiertelnych ludzi,
Piekło niebiosom niechętne,
Niebiosa do mordu judzi.
I niebo, straciwszy zmysły,
Same ze sobą w zwadzie,
Przepuścić nie chce nikomu,
Jednego po drugim kładzie.
Mnie poraziło ołowiem,
A tego, widzicie, żelazem,
Juhasowali my razem
I teraz gramy wam razem.
Ten w kole tym naszym trzeci
Dychał ci jeszcze przez chwilę —:
‚O was się oprę, druhowie,
Podźwignę się i wysilę.’
Podźwignął się i wysilił,
O martwe się oparł ramię,
Przymrużył powieki i czeka,
Zali nadzieja nie kłamie.
Nie zdążył przekonać się o tym — —
Bóg zbytek nadziei karze:
Po zbiórkę w żniwnej spiekocie
Przyszli żniwiarze-grabarze.
Sprzątnęli, co trzeba sprzątnąć,
I razem z naszym, aż miło,
Stowarzyszyli mu serce,
Choć serce to jeszcze biło.
Ten czwarty — — Grajkowie my twoi,
Z miesięcznej przychodzim dali,
Wszak naszą lubiłeś nutę,
Przez życie ci będziem grali…”
Będą mi grali przez życie
Ci moi drodzy grajkowie!
Słuchajcie tej wieści wesołej,
Weselszej dziś nikt wam nie powie.