Do motyla

O jakież skrzydełka jego!
Barwa błękitna z różowym,
Na głowie coś zielonego
A sam w pancerzu stalowym.

Motylu, piękny motylu,
Ja ciebie dziś złapać muszę!
Tylko stanę przy tym dylu,
Złapię, gałązki nie ruszę.

Do mojej miłej Justyny
Poniosę cię z skwapliwością.
Mój ty, motylu jedyny,
Z jakąż cię przyjmie radością!

Ona ci porobi klatki,
Majem cię w koło osłoni,
Każe zbierać różne kwiatki,
Jeść będziesz z jej białej dłoni.

Żeby ci tęskno nie było,
Ja szukać drugiego będę,
Jeśli wam tak w parze miło,
Jak ja z Justyną gdy siędę.

Nie bój się śmierci z jej ręki,
Żyj, póki zechcesz na świecie!
Ona nie patrzy bez męki,
Choć brzydką muchę kto gniecie.

Oh! on poleciał w gęstwiny!
Nie złapię… próżno się kłócę.
Z czymże do mojej Justyny,
Z czymże ja z pola powrócę?