Duma Lukierdy, czyli Ludgardy

Powiejcie, wiatry, od wschodu!
Z wami do mojego rodu
Poślę skargę, obciążaną
Miłością moją skrzywdzoną.

Smutna matka w dłoń uderzy,
Nieszczęściu zaraz uwierzy,
Przyśle mi braty obrońcę
I łuków syrbskich tysiące.

Powiejcie, wiatry, od wschodu!
Z wami do mojego rodu
Poślę skargę, obciążoną
Miłością moją skrzywdzoną.

Ale stójcie, Syrby mężne!
Hamujcie razy potężne,
Choć mię Przemysław chce zgubić,
Ja go jeszcze wolę lubić.

Ja się tylko żalę na to,
Że moje upływa lato,
Że mię mej młodości zbawił.
On by się może poprawił.

Powiejcie, wiatry, od wschodu!
Z wami do mojego rodu
Poślę skargę, obciążoną
Miłością moją skrzywdzoną.

Szczęśliwsza wiejska dziewico!
Której miłość tajemnicą,
Nie zna jeszcze serca pana:
I ty, co kochasz, kochana!

Ja, króla mężnego żona,
Kochając go, pogardzona.
Gdy mię dojmie rozpacz sroga,
Bluźniąc klnę siebie i Boga.

Powiejcie wiatry, od wschodu!
Z wami do mojego rodu
Poślę skargę, obciążoną
Miłością moją skrzywdzoną.

Czego błyszczysz, złoto marne?
Wszystko w oczach moich czarne:
Ten lud przede mną schylony,
I te Przemysława trony.

Obejrzyj się, mężu twardy!
Jeden uśmiech, a mniej wzgardy
Wróci szczęściu postać własną,
Da wszystkiemu barwę jasną.

Powiejcie, wiatry, od wschodu!
Z wami do mojego rodu
Poślę skargę, obciążoną
Miłością moją skrzywdzoną.

Ale on nieubłagany!…
Pójdę do matki kochanej,
Pójdę choć w jednej koszuli:
Ona mię w smutku utuli.

Przechodząc lasów tajniki,
Może litościwszy dziki
Zwierz mi życia nie uszkodzi,
Na które srogi mąż godzi.
Powiejcie, wiatry, od wschodu!

Z wami do mojego rodu
Poślę skargę, obciążoną
Miłością moją skrzywdzoną.
Gdzież mię ślepa miłość niesie?

Ona mię zbłąka po lesie.
Fałszywe ścieżki poradzi
I tu mię nazad sprowadzi?
Żebym zgon mój nieszczęśliwy,

Widziała, jak popędliwy
Uderzy hartowną strzałą
W serce, które go kochało.

Powiejcie, wiatry, od wschodu!
Z wami do mojego rodu
Poślę skargę, obciążoną
Miłością moją skrzywdzoną.