Doradcy

Obraz I

WUJASZEK.
Bój się Boga, Klimciu, masz już 30 lat skończonych, trzeba nagwałt coś o sobie pomyśleć!

CIOCIA.
Tak, tak, moje dziecko, czas leci, a ty, nieboraku, jakoś nic i nic!…

WUJASZEK.
Bo niezdecydowany!… Trzeba się raz przecie zdecydować!

CIOCIA.
Zdecydować, koniecznie zdecydować.

KLIMCIO.
Już jestem zdecydowany na wszystko… raz kozie śmierć!…

BABCIA.
Moje robaczki, mówcie głośniej, bo nie dosłyszę…

WUJASZEK.
Namawiamy Klimcia, żeby coś ze sobą zrobił!

BABCIA.
Aha!…

WUJASZEK.
Żeby coś przedsięwziął!

BABCIA.
Aha!… No tak!…

CIOCIA.
Ja zawsze to samo mówiłam!

KLIMCIO.
Oj! Moja babciu, wziąć ja bym się wziął i nie do jednego, ale mi idzie jak z kamienia!

BABCIA.
Kamienica… kamienica!… To tylko za bogatą panną dostać można kamienicę!

CIOCIA.
Ach!… Doskonale… Że też to ja na tę myśl nie wpadłam… Bodaj babcię!… A żeńże się, Klimciu, to będziesz miał i kamienicę i zajęcie, no!… I możesz się także decydować.

WUJASZEK.
Dobra myśl, żeń się chłopak!

CIOCIA.
Jakto z kim? przecieżeś ty kiedyś chodził do biura, to żeń się z jaką prezesówną, naprzykład z Petronelą.

WUJASZEK.
To nie dla niego!… On miał być u kupca, więc lepiej z jaką kupcówną, naprzykład z Gertrudą.

CIOCIA.
Co?… Z kupcówną?… Przecie on miał być w wojsku i mógłby się ożenić nawet z majorówną Urszulą.

WUJASZEK.
Och! arystokracja wam w głowie!… Ja, będąc na jego miejscu, wolałbym się żenić z szewcówną Agnieszką.

KLIMCIO.
Panna Urszula jędrna panienka… uff!…

CIOCIA.
No, widzisz, że masz do niej pociąg.

WUJASZEK. Jeżeli chcesz gwałtem Urszuli, to się żeń z Urszulą, ja jednakże inaczejbym zrobił!

Obraz II

KLIMCIO.
Mój Moszku, jak myślisz, czy warto ożenić się z panną Urszulą?

MOSZEK.
Za co nie warto? Ona ma pyniędzy!…

KLIMCIO.
To prawda, ale… ale… jakby się do tego interesu zabrać?

MOSZEK.
Jak zwykle! Pan te pannę co da, naprzód jedno, potem drugie… nu! A potem się z nią ożeni!

KLIMCIO.
Djabła ja jej co dam, kiedym goły!

MOSZEK.
Co to z tego?… Ja panu kredyt wyrobię… Mam tu jednego kupca znajomego, to wun panu da kawę, cukru i co pan zechce. Teraz właśnie jedna pani szlachcianka sprzedaję salopę, to ja wezmę, a pan mnie potem odda… Nu! I pierścionki, zygary to tyż mam!…

KLIMCIO.
O poczciwy Moszku!

MOSZEK.
Nu! Nu!… Ja pana co więcej zrobię, ja znam majora i powim jemu, żeby wun pana wziął.

KLIMCIO.
Aaach!…

Obraz III

KLIMCIO.
Panie mecenasie dobrodzieju, ratuj!…

DORADCA.
Cóż się to stało?

KLIMCIO.
Wyobraź pan sobie, że mi ten łotr Moszek przejść nie daje na ulicy, robi mi niesłychane impertynencje!

DORADCA.
A to chwała Bogu!… Ponieważ wytoczymy mu proces o obelgi… Za cóż on pana tak prześladuje?

KLIMCIO.
A wyrobił mi, uważa pan, kredyta na jakieś tam drobiazgi, bo to widzi pan, miałem się żenić z panną Urszulą, no – i teraz łotr chce, żebym mu lichwę zapłacił.

DORADCA.
Wybornie… będziemy mu mogli wytoczyć proces o lichwę. No, a jakże z panną Urszulą?

KLIMCIO.
Niech ją djabli porwą!… Zrujnowałem się dla niej. Dałem jej dwie głowy cukru, salopę, kolczyki, a ona prezenta brała i wkońcu puściła mnie w trąbę.

DORADCA.
Doskonale!… Wytoczymy jej proces o zwrot cudzej własności. Cóż jednakże było powodem zerwania między państwem?

KLIMCIO.
Trochę ciotka, a trochę wuj. Ciotka miała mi zapisać swój wiatrak, co to go ma na Rudzie, ale wkońcu rozmyśliła się… No – a wuj ciągle sprzeciwiał się mojej żeniaczce.

DORADCA.
Wytoczymy ciotce proces o złamanie obietnic, a wujowi o intrygi! Dziś zacznę kroki, zostaw mi pan tylko pieniądze na koszta przedwstępne.

KLIMCIO.
Kiedy bo… nic nie mam!

DORADCA.
Eh! to głupstwo! Przecież możesz pan wziąć trochę od ciotki, nie mówiąc na co, – w najgorszym zaś razie pożyczyć od Moszka. On da, byle pewny zastaw!