Progresyści

Rzecz dzieje się w knajpie)

PAN I.
Szanowni panowie! Wnoszę toast na cześć postępu…

BIESIADNICY.
Brawo!… Niech żyje!…

PAN I.
Na cześć postępu, opierającego się na naukach ścisłych, które my tu obecni tak energicznie popieramy!

PAN II (półgłosem).
Nie sądzę, ażeby znajomość deklinacyj łacińskich dawała prawo do protegowania nauk ścisłych…

PAN I.
Przy tej sposobności ośmielę się przedstawić panom mały plan, tyczący się oświaty.

BIESIADNICY.
Słuchamy! Słuchamy!…

PAN I.
Mam zamiar wydać rozprawkę o potrzebie wprowadzenia nowego znaku pisarskiego, któryby malował najwyższy stopień ironji.

BIESIADNICY.
O… o… och!…

PAN III.
Sądzę, że nierównie korzystniejszą dla oświaty byłaby moja rozprawa o sposobach strzyżenia włosów u starożytnych.

PAN IV.
Ciekawy jestem, co na to powie moja praca, na którą od dawna szukam nakładcy, a która nosi tytuł: „O chorobach przewodu pokarmowego u wymoczków.”

PAN V.
Na miłość boską, panowie! to są temata nie obchodzące ogółu, nie dotykające kwestyj społecznych… Byłbym zdania, ażeby zamiast drukować te wszystkie aczkolwiek piękne, lecz nieużyteczne rozprawy, wydać jakiś popularny podręcznik ekonomiczny.

BIESIADNICY.
Racja! Racja!…

PAN V.
Ogół nasz choruje na brak oszczędności i umiejętności używania kapitałów.

PAN I.
Masz słuszność!… Przede wszystkiem dobro ogólne!… Czas już wykazać, do czego prowadzą konie, powozy, lokaje!…

PAN III.
Wyjazdy zagranicę…

PAN IV.
Gry hazardowe…

PAN II.
Polowania i baliki połączone z pijatyką…

CHÓR BIESIADNIKÓW.
Niech żyje ekonomja polityczna!

PAN V.
Ciekawy jestem, dlaczego nie mielibyśmy wypić zdrowia ekonomistów? Hola… a dajcie tam wina!

SŁUŻĄCY.
Proszę pana, kiedy zabrakło…

PAN I.
Uu hu!…

PAN II.
Poślijcież u djabła po wino!…

PAN. V.
Kiedy… bo… nie mam drobnych!

PAN II.
Głupstwo… to weźcie na kredyt. Czyżby już literaci kredytu w mieście nie mieli?

PAN III.
Ej!… Pamiętajcie o oszczędności.

PAN I.
Bagatela!… Trafi się tam raz w rok, jak ślepej kurze ziarno!… No chłopak! ruszaj po wino!

PAN IV.
Hej! Hej! Cudze widzisz pod lasem a swojego pod nosem!…

PAN I.
Racja… my zupełnie tak robimy, jak „Przegląd Pacanowski” co to innych beszta za głupstwa, a sam głupstwa pisze.

PAN II.
Ale, ale!… Na honor, czas by skończyć te nieustanne kłótnie, które szarpią i ośmieszają naszą prasę perjodyczną!

PAN III.
Słuszna uwaga! Co weźmiesz pismo do ręki, same skandale! Idealiści suchej nitki nie zostawiają na pozytywistach, pozytywiści na idealistach, dzienniki na tygodnikach, tygodniki na dziennikach…

PAN I.
Okropność!

PAN II.
Czepiają się osobistości!

PAN III.
Korzystają z błędów drukarskich!

PAN IV.
Zarzucają sobie nawzajem blagę i głupotę!

CHÓR.
Trzeba już raz skończyć!

PAN II.
Najwięcej zaś odznacza się ten recenzent z „Gazety Smorgońskiej”… Uu! To zawzięta sztuka!

PAN III.
Ja też utrę mu nosa!… Właśnie napisałem dziś recenzją jego ostatniego artykułu, i jeżeli panowie pozwolicie…

CHÓR.
Słuchamy!… Czytaj! Czytaj!

PAN III (czyta).
W numerze 780 „Gazety Smorgońskiej” znajdujemy następujący frazes: w tych dniach na wystawę wiedeńską zjechało się bardzo wiele kości… frazes napisany przez znanego ze złośliwości recenzenta, który uwziął się chwytać wszystkich za słówka i wykazywać im nieznajomość przedmiotu. Gardzimy metodą używaną przez pana X., z tem wszystkiem jednak nie możemy nie zapytać, co znaczą owe kości!… czy to mają być goście? Szanowny recenzent widocznie stracił zmysły, a co gorsza zamiast mózgu musi mieć sieczkę w głowie, człowiek bowiem przytomny nie napisałby nic podobnego… Jakkolwiek więc nie mamy zwyczaju krytykować błędów cudzych i szanujemy nietykalność osoby, mimo to jednak musimy przypomnieć recenzentowi, że go wypędzono z trzeciej klasy i że tylko ludzie bezczelni tak jak on postępują…” A co, panowie, czy nie energicznie odpisałem?

CHÓR.
Wybornie!… Bez uniesień!… Z poczuciem własnej godności!

PAN I.
Zdrowie tej krytyki, która surowość umie pogodzić z wyrozumiałością! Inaczej bowiem prasa nasza stanie się podobną do zgrai psów, gryzących się o ochłapy, rzucone im przez prenumeratorów!

CHÓR.
Ohe… hura!… Niech żyje tutejszokrajowy Demostenes!… Hura!…

RZĄDCA DOMU (wchodząc).
Panowie!… Na miłość boską, uspokójcie się!…

PAN I.
Oszalałeś pan, czy co?… Więc nam nie wolno bawić się we własnem mieszkaniu?

RZĄDCA DOMU.
Djable ładna zabawa… tupiecie panowie tak, że aż na dole żerandol zerwał się z sufitu!

CHÓR.
Wynoś się pan!… Co to!… Nie wolno się zabawić?

RZĄDCA (uciekając).
Słowo honoru, że pójdę po policją!… Dam ja wam, hołysze!…

PAN I.
Panowie!… Proponuję zamknięcie sesji!

PAN II.
O biedna ludzkości!… Twoich kierowników rządcy rozpędzają!

CHÓR.
Okropność!… Uchodźmy stąd… (uciekają).

Na schodach.

PAN IV.
Wiesz co, że myślę założyć towarzystwo, którego członkowie będą się zajmować nie tyle poprawą innych, ile siebie… Może zechcesz należyć?

PAN V.
A dajże mi pokój! ja tam mam czas myśleć o poprawieniu samego siebie… A któżby za mnie pisywał artykuły wstępne, oceny dzieł, recenzje teatralne itd. Masę mam roboty dla dobra ogółu i o sobie wcale nie mogę myśleć!