Kochany Michale!
Pewnie się zdziwisz, że wuj, – którego dotąd uważałeś co najmniej za oryginała, jeżeli nie za egoistę i skąpca, posyła ci pieniądze i list, zakrawający na kazanie albo artykuł wstępny. Co prawda, do chwili obecnej byliśmy ze sobą z daleka; przyznasz jednak, że nie z mojej winy. Pisywałeś do mnie rzadko, odwiedzałeś jeszcze rzadziej; – ja też, nie widząc gwałtownej potrzeby, nie narzucałem się. Dziś, sądząc, że nadszedł czas wprowadzenia cię między ludzi i uzupełnienia twej edukacji, śpieszę z pomocą i radą. Do ciebie należy i jedno i drugie zużytkować w sposób najwłaściwszy.
Po tym wstępie łatwo odgadniesz, że mam twój ostatni, list, jaki napisałeś do matki. Cieszę się, że tak otwarcie mówisz jej o swem położeniu, zrobię ci jednak uwagę, że mogłeś powiedzieć to samo w sposób mniej jaskrawy. Sam pomyśl, czy przyjemnie jest dla matki, gdy w liście jej syna, który przed rokiem skończył uniwersytet, znajdzie się na przykład ustęp:
„Nie trwoniłem pieniędzy, unikałem towarzystw, pracowałem po całych dniach i wieczorach i pomimo to, dziś jestem bez sposobu do życia, w długach po uszy, mieszkam pod strychem i nie mam się w co ubrać…”
Albo taki:
„Czuję, że brak mi zdolności, charakteru, energji, – że kilka lat zmarnowałem, że nie potrafię dać sobie rady między ludźmi…” Gdybym ciebie i twoich stosunków nie znał lepiej niż się domyślasz, posądziłbym cię o zamiar wyzyskiwania matki. Dzięku Bogu nie jest tak źle, choć z drugiej strony nie! jest i dobrze. W liście twym nie znać cienia obłudy, znać jednak chorobę ciała i duszy. Chorobą ciała jest brak pieniędzy i złe odżywianie, – chorobą duszy jest zniechęcenie, które zawsze następuje po uniesieniach, jak zawrót głowy po opilstwie. Mam jednak nadzieję, że się wyleczysz. Zacznijmy od ciała.
Ponieważ szkaradnie jest chodzić bez ubrania i nie płacić długów, pożyczam ci więc złotych 2,000, które mi zwrócisz w ciągu lat trzech z procentem po 5%. Będziesz mnie spłacał ratami miesięcznemi, których wysokość, jako matematyk łatwo obliczysz. Że zaś potrzeba czasu na wynalezienie posady i uregulowanie interesów, pierwszą więc ratę nadeślesz mi dopiero za kwartał, za który procentu możesz nie liczyć.
Przy pieniądzach załączam dwa listy: jeden do inżyniera F., drugi do kolegi mego M. Obu tych panów proszę, aby cię przyjmowali w swych domach i pomogli do wyszukania posady. Jeżeli chcesz być u nich dobrze widzianym, mów jak najmniej o ludzkości, postępie, emancypacji kobiet, posłannictwie młodych i zacofaniu starych; również nie narzucaj się z usługami i nie obiecuj wdzięczności. Zresztą sam poznasz, co ci robić wypadnie. Teraz powiem kilka słów o rękopiśmie, który posyłam ci jako lekarstwo przeciw chorobie twej duszy.
Przed kilkoma laty, będąc w mym domu i widząc mnie zajętego pisaniem, spytałeś, co robię? Odpowiedziałem ci, że piszę filozofją życia codziennego. Uśmiechnąłeś się. Myślę jednak, że postrzeżenia, jakie zebrałem i uwagi, jakie nad niemi porobiłem, mogą ci się przydać, — rzucą one bowiem choć słabe światło na ciężką niemoc, której ulegasz ty i twoi rówieśnicy, a która nazywa się nieznajomością życia.
Jeżeli niektóre z moich zdań wydadzą ci się oklepanemi, pomyśl wówczas, że o rzeczach najbardziej oklepanych najmniej wiemy. Jeżeli cię coś oburzy, nie zniechęcaj się, pamiętając, że autorem jest człowiek, który wiele widział i wiele cierpiał. Jeżeli ci się wyda coś fałszywem, sprawdź, – lecz nie za pomocą rozumowań ogólnych, ale w życiu. Jeżeli chcesz praktyczną korzyść z mych uwag odnieść, czytaj je powoli, wśród ciszy, najlepiej wieczorem, a jeszcze lepiej wówczas, gdy, czy to skutkiem własnych błędów, czy skutkiem zbiegu okoliczności, doznasz niepowodzenia i poczniesz się zastanawiać nad życiem.
Dziś dla społeczeństwa wybiła godzina refleksji i reform – dowody tego znajdziesz w życiu i literaturze, choć dotychczas rozsądek publiczny nie trafił jeszcze na właściwą drogę. Każdy zastanawia się nad grzechami innych i całe społeczeństwo chce zreformować do gruntu, zamiast zastanowić się nad sobą samym i siebie zreformować przynajmniej do pewnego stopnia. Najruchliwsi i najkrzykliwsi przyczynę złego widzą tylko w nieprzyjęciu wielkich nowych prawd, odkrytych w laboratorjach i zoologicznych ogrodach, choć złe w części tylko leży tam, a cała jego siła tkwi w zapomnieniu prawd małych, starych jak świat, a ukrytych w duszy ludzkiej i stosunkach życia codziennego.
Ty więc, jeżeli nie chcesz ulegać złudzeniom, zastanawiaj się naprzód nad sobą samym i zacznij od zreformowania siebie; – lecz abyś nie potrzebował błądzić po omacku, weź za przewodnika starsze od twego doświadczenie. Tym sposobem posuniesz robotę naprzód, postęp bowiem polega na zaczynaniu przez młodych pracy tam, gdzie starzy ją ukończyli. Każda zaś inna metoda jest albo cofnięciem się, albo nużącemi i bezpożytecznemi harcami na cudzem polu.
O bódajbyście tego nigdy nie spuszczali z uwagi!
Kochający cię wuj.