Żona modna – opracowanie

Czas powstania utworu:

rŻona modna\” Ignacego Krasickiego została opublikowana w zbiorze kilku satyr w 1784 r., kilka lat po wydaniu przez poetę pierwszego tomu, na który także składały się satyry.
Gatunek literacki: satyra * (dokładniej r12; satyra portretowa).
– W czasach współczesnych autorowi satyra r12; jako dłuższa wierszowana wypowiedź epicka o charakterze dydaktyczno-moralizatorskim r12; była samodzielnym gatunkiem literackim. Później elementy postawy saty­rycznej wprowadzono do innych gatunków r12; powieść, powiastka, bajka, a nawet oda r12; co spowodowało zatarcie się jednoznacznych cech gatunkowych satyry. Obecnie r12; jako gatunek synkretyczny (mieszany) r12; satyra ma charakter ponadgatunkowy.

Czas i miejsce akcji:
Rzecz dzieje się w dworku szlacheckim na wsi i w rmieście stołecznym\” Warszawie w drugiej poł. XVIII w. na przestrzeni kilku miesięcy r12; pomiędzy okresem narzeczeńskim pana Piotra i jego powrotem z żoną do miasta.

Temat utworu:

Dzieje wycinka historii małżeństwa pana Piotra, szlachcica ziemskiego, z modną szlach­cianką wielkomiejską, poprzedzone okresem narzeczeńskim pary.
Sąd Krasickiego nad rzeczywistością:
Satyra rŻona modna\” kreśli portrety dwóch charakterystycznych dla II połowy XVII wieku postaci: młodej damy, przedstawicielki kosmopolitycznego odłamu rpostępowej\” (tutaj: w pejoratywnym, ujemnym znaczeniu r12; cudzysłów w funkcji ironii) szlachty, oraz jej mał­żonka, reprezentującego tradycyjną, konserwatywną szlachtę sarmacką. Żadna z tych grup nie jest pozbawiona wad: pierwszą charakteryzuje rozrzutność połączona z lekkomyślno­ścią, druga zaś odznacza się ciasnotą umysłową i oszczędnością graniczącą ze skąpstwem. Utwór jest świetnym obrazkiem obyczajowym, a jednocześnie kpiną zarówno z wychowania szlachcianek zapatrzonych w obce wzory, jak i ze sposobu myślenia chciwego i zachowawcze­go Sarmaty.

Cechy rżony modnej\” ujawniające się w trakcie:
O zalotów pana Piotra:
– pogardliwa wobec narzeczonego, zarozumiała: rgardziła sercem domatora\”;
– podpisywania intercyzy (umowy przedmałżeńskiej):
– zapatrzona na cudzoziemskie wzory, ulegająca bezkrytycznie modzie: rprzy dosko­nałej francuskiej niewieście (…)Będzie mieszkać\”,
– lubiąca zabawy, towarzyska: rCo zima (…) miasto stołeczne odwiedzi\”, rapartamenta paradne dla gości\”;
– wyjazdu z miasta:
– kapryśna, żądna wygód i luksusu: rJejmość w złych humorach: /(…) pojedziem (…) nie na resorach?\”,
– ekscentryczka (przesadnie oryginalna): rSiada jejmość, a przy niej suczka fawory­ta. /(…) W jednej klatce kanarek (…)/w drugiej sroka (…)/ Dalej kotka z kocięty i mysz na łańcuszku\”,
– ulegająca francuskiej modzie: rjeżeli mamy się sposobić / Do uczciwego życia, weźże ludzi zgodnych /Kucharzy cudzoziemców, pasztetników\”,
– złośliwa, ironiczna: rJam niegodna tych parad, takiej wspaniałości\”;

Perypetie pana Piotra:

Pewnego razu spotykają się dwaj przyjaciele, z których jeden, Piotr, niedawno się ożenił. Znajomy po złożeniu kurtuazyjnych gratulacji zauważa, że świeżo upieczony małżonek dziękuje mu za nie nieco ozięble. Po chwili sprawa się wyjaśnia. Otóż Piotr wcale nie jest zachwycony swoim małżeństwem. Wziął wprawdzie w posagu rcztery wsie dziedziczne\”, żo­na jest piękna, grzeczna i mądra, ale… rcóż po tym, kiedy była wychowana w mieście\”. I tu rozpoczyna opowieść o tym, co go spotkało od momentu, kiedy postanowił się ożenić. Na początku dowiadujemy się o zalotach (rwzdychałem do mojej Filidy\” r12; nawiązanie do sentymentalnego romansu pasterskiego o Tyrsysie i jego ukochanej Filis) pana Piotra do jego przyszłej małżonki. Okazuje się, że już wtedy nachodziły go pierwsze wątpliwości {rdziwne były jej gęsta\”). Pan Piotr, zdając sobie sprawę, że obiekt jego adoracji jest kobietą światową, uderzył w konkury rdrogą romansów\”. Starał się jak mógł, ale czy się uśmiechał, czy skarżył, czy milczał, czy mówił, czy wzdychał r12; wszystko wydawało się jego narzeczonej niewłaściwe (rniedobrze udawał aktora\”). Modna pani gardziła sercem wiejskiego domato­ra i miała go za prostaka. Niewiele już brakowało, aby pan Piotr zrezygnował ze starań o rękę nieczułej, ekscentrycznej i wyniosłej damy. Powstrzymywał go jednak od tego rpunkt hono­ru\”, czyli… rowe wioski\” graniczące z jego rodowym majątkiem.

Wreszcie wybranka uległa i zgodnie z prawem i tradycją spisana została intercyza mał­żeńska, z której wynikało, że przyszła żona wniesie w posagu kilka wiosek, zastrzegając sobie jednak, że:
– w razie choroby pozostanie w mieście pod czujnym okiem francuskiej opiekunki,
– co roku zimę spędzać będzie w Warszawie,
– otrzyma do swojej dyspozycji karetę,
– małżonek wynajmie wygodny, duży dom z efektownymi apartamentami dla go­ści (z przodu dla niej, a z tyłu dla siebie),
– w razie jakichkolwiek nieporozumień małżeństwo zostanie rozwiązane za obopólną zgodą.
I tym sposobem, rpłacąc wolnością niewczesne zaloty\”, niedawny kawaler został rwpisany w bractwo braci żałujących\” (odbyły się uroczystości weselne).
Po ślubie państwo młodzi planowali wyjazd na wieś. I tu zaczęły się pierwsze fochy panny młodej. Tuż przed podróżą mianowicie okazało się, że małżonka nie zamierza tłuc się na wyboistej drodze pojazdem bez resorów, dlatego pan Piotr musiał odkupić od zgranego w karty kasztelanica sprowadzoną z zagranicy angielską karetę na specjalnych sprężynach łagodzących wstrząsy w czasie jazdy (na tamte czasy była to absolutna nowość w naszym kraju). Niestety, przed odjazdem okazało się, że żonę rnaszła słabość\” (kto wie, czy nie udawa­na) i wyprawę trzeba było odłożyć na później. Kiedy wreszcie żona poczuła się lepiej, zarządzi­ła pakowanie niezbędnych rdrobiazgów\”. Do karety służba załadowała całe mnóstwo przeróż­nych zwierzątek i przedmiotów, bez których pani nie wyobrażała sobie życia:

– suczkę r12; faworytę,
– skrzynki, skrzyneczki, woreczki i paczki (rTe od wódek pachnących, tamte od ta­baczki\”),
– pudło kornetów wysokie, ozdobne czepce kobiece],
– kosz na drobne, ale cenne przedmioty,
– kanarka i srokę,
– jedzenie dla ptaszków,
kotkę z kociętami i mysz na łańcuszku.
Dla pana Piotra nie bardzo już starczyło miejsca, ale w końcu, biorąc klatkę pod pachę, a suczkę na kolana, udało mu się wcisnąć do środka. Podczas podróży jejmość siedziała smut­na i zamyślona. W końcu odezwała się, pytając o domowego kucharza w majątku. Pan Piotr w odpowiedzi czułego zwrotu: rmoje serce\”, za co został natychmiast zrugany, gdyż posłużył się jakoby prostackim cytatem z kalendarzy dla prowincjuszy i hreczkosiejów. Wraca­jąc do sprawy, żona zażądała wymiany rodzimego kucharza na cudzoziemca, gdyż r12; jej zda­niem r12; ten, który obecnie służy w dworku męża, sporządza potrawy mogące smakować tylko jakiejś wiejskiej pannie podstolance czy też pani wojskiej żona Wojskiego, urzędnika niższej klasy r12; Najlepiej zaś odstąpić go jakiemuś sąsiadowi lub księdzu plebanowi, który wykorzysta jego umiejętności do sporządzania wypieków na parafialny kier­masz odpustowy. Jejmość kazała również mężowi przyjąć nowego, reprezentacyjnego stangre­ta (gdyż obecny to zwykły furman) oraz pasztetnika i cukiernika. Domagała się zakupu serwisu rzwierściadlanego\” i porcelanowych figurek. Po tych wszystkich życzeniach małżonka wykpiła tradycyjne wiejskie desery sporządzane r12; jak sobie wyobrażała r12; z nie­umiejętnie dobranych składników w rodzaju: ziela tataraku w cukrze, imbiru w miodzie, kminu kandyzowanego . Dostało się również słynnym pozłacanym piernikom toruńskim, najwidoczniej już niemodnym. Na koniec złośliwa pani uszczypliwie dodała, że chyba jest niegodna tych wszystkich wspaniałości, jakie ofiarowuje jej życie wiejskie.
Wjeżdżając do posiadłości, nowa gospodyni zauważyła konieczność wymiany parkanu na rsztakiety\” . Odepchnęła dozorującego gospodar­stwo starego szafarza Franciszka (łzy stanęły mu w oczach), w kierunku plebana rzuciła tylko lekceważące: rKianiam\” (aż się ksiądz dobrodziej rzmarszczy\”) i rozpoczęła lustrację ma­jątku. Salę jadalną uznała za zbyt małą (rczterdziestu nie może tu siadać\”), a już połączenie jej z rbawialnią\” r12; za zupełny brak znajomości zasad nowoczesnego urządzania dworów. Jak z rękawa posypały się następne zarzuty: brak osobnych pokoi od spania, od strojów, od ksią­żek, od muzyki, od prywatnych zabaw, dla pokojówek i płatnych służebnic. W ogrodzie kazała zlikwidować klomby z bukszpanu i ligustru, gdyż były r12; jej zdaniem r12; pozostałością prze­brzmiałej już mody na rniemczyznę\”. W zamian kazała zasadzić cyprysowe gaiki, poprzecina­ne utworzonymi sztucznie rmruczącymi po kamyczkach\” strumykami, postawić altanę, rmeczecik\” , zbudować baseny wokół fon­tann, domek pustelnika, pawilon ogrodowy stylizowany na świątynię Diany, rbelwederek maleńki\” , klatki dla ptaków r12; a wszystko po to, aby mogła w cieniu cyprysów oddawać się rozmyślaniom nad nieszczę­ściami rPameh albo Heloisy\”. Pan Piotr, nie mogąc już dłużej rtych bajek wytrzymać\”, odsunął się w cień, pozwalając żonie rozpocząć rządy w gospodarstwie.
W domu zawrzało jak w ulu. Cała służba przystąpiła do wcielania w życie zachcianek nowej pani. W ciągu tygodnia do Warszawy wysłano trzech konnych posłańców po zakupy. Po dwóch tygodniach domu właściwie nie można było poznać. Ze stołowej izby wyrzucono stare belki, robiąc równy sufit, na którym wymalowano rWenery ofiarę\”. Alkowę pozłocono, garderobę (rgabinet od stroju\”) rwymarmurzono\” gipsem, a z apteczki powyrzucano słoiki z konfiturami. Nowomodna gospodyni zakupiła mahoniowe szafki na książki w stylu francu­skim i globus. zaświecił się złotem, ściany wyłożono lustrami, wstawiono marmurowe stoliki, na których stały porcelanowe naczynia. Według pana Piotra, jego dom wyglądał teraz lepiej niż niejeden warszawski pałac. Nic dziwnego, że gospo­darz, widząc, co zostało z jego rodowego gniazda, mógł tylko siąść i płakać.
Urządziwszy wreszcie dworek zgodnie z cudzoziemską modą, pani zorganizowała bal maskowy, na który zjechali się wykwintni kawalerowie i strojne panny. Wypito mnóstwo starego wina, a pan Piotr uwijał się między gośćmi niczym jakiś sługa. Po wieczerzy rozpoczęły się fajerwerki. W czasie pokazów jeden ze sztucznych ogni rszmermel\” wpadł między gumna i zapalił stodołę. Gospodarz natychmiast rzucił się do gaszenia pożaru. W tym czasie rozległo się trąbienie na wiwat Kiedy po jakimś czasie wrócił zmordowany od pogorzeliska, zabawa szła pełną parą Nikt z zaproszonych nie zwróci! nawet uwagi na rdrobny incydent\”, jakim był pożar zabudowań gospodarskich. Pojawili się za to kolejni goście i rozpoczęły się rnowe żarty, przymówki, nowe pośmiewiska\”. Wreszcie pan Piotr zdobył się na odwagę wobec żony, upominając ją, że przyjęcie staje się zbyt kosztowne Ta jednak szybko przywołała go do porządku, przypominając o czterech wsiach, które wziął za nią w posagu. Riposta pana Piotra, iż na pokrycie wydatków za bal ri osiem nie wystarczy\”, spowodowała, że modna żona zdecydowała się na powrót do miasta.
I tym sposobem pan Piotr i jego małżonka już od kilku niedziel siedzą w mieście i rzbytkują\”. Gospodarz jest zatroskany dalszym losem mocno nadszarpniętego majątku. Swoją opowieść zamyka morałem: rPróżny żal, jak mówią, po szkodzie\”.