Główne pytania dotyczące powstania warszawskiego

 

 

Oceny powstania warszawskiego zmieniały się przez ostatnich 50 lat i bywały skrajnie różne. Przeciwnicy zarzucali dowództwu AK lekkomyślność, a nawet głupotę, zacietrzewienie polityczne oraz brak oraz brak woli współpracy z Armią Czerwoną. Zdaniem krytyków spowodowało to tylko niepotrzebne ogromne straty wśród ludności i zniszczenie miasta. Zwolennicy powstania wskazywali na jego patriotyczny sens, pragnienie obrony przed komunizmem i sowietyzacją Polski. Według nich zniszczenie Warszawy było i tak nieuniknione w toku ewentualnych walk frontowych.

Obiektywna ocena tego trwającego 63 dni dramatu jest możliwa dopiero od 1989 r., gdy w Polsce, wraz ze zmianami politycznym, nastała demokracja i wolność słowa. Dziś nikt nie kwestionuje bohaterstwa żołnierzy i poświęcenia ludności cywilnej, wyjaśnione zostały także motywy, którymi się kierowno, podejmując decyzję o rozpoczęciu powstania. Pozostaje jednak ciągle otwarte najważniejsze pytanie: czy cena, jaką przyszło zapłacić za ten heroiczny zryw, nie była za wysoka.

Rafał Korbal „Powstanie Warszawskie”

Teraz, już na spokojnie, spróbujmy przeanalizować fakty i odpowiedzmy na pytania”

– na jakiej podstawie zadecydowano się na rozpoczęcie walk

– czy powstanie miało szansę powodzenia

– czy poniesiona cena nie była zbyt wygórowana

Już w niedzielę, 23 lipca i w poniedziałek, 24 lipca stało się jasne dla wszystkich w Warszawie, że linia obrony niemieckiej na Bugu przestała istnieć pod potężnym uderzeniem wojsk radzieckich. Niemcy wycofywali się pośpiesznie ze wschodu. W Warszawie szlaku odwrotu wypełniał tłum zmęczonych i brudnych żołnierzy wroga. Panicznie wyglądała masowa ucieczka niemieckiej ludności cywilnej, głównie w kierunku na Łódź. Co wieczór nadlatywały nad miasto radzieckie samoloty wywiadowcze i bombardujące, potocznie zwane lampionami lub żyrandolami.

We wtorek 25 lipca płk Antoni Chruściel, komendant Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej otrzymał od gen. Tadeusza Komorowskiego rozkaz gotowości do podjęcia walk o Warszawę. Jednak w środę, 26 lipca i w czwartek, 27 lipca nastąpił zwrot w zachowaniu się Niemców. Do miasta wróciły oddziały policji i SS. Wznowiły pracę urzędy hitlerowskie.

W sobotę 29 lipca w Warszawie słychać odgłosy kanonady artyleryjskiej. Zdają się nieomylnie wskazywać, że chwila wyzwolenia jest już bliska. Armia radziecka dociera do kranców Pragi, na Targówek i wdziera się w głąb ugrupowań sił niemieckich.

31 lipca Naczelne dowództwo Wehrmachtu powiadamia: „Dnia dzisiejszego Rosjanie rozpoczeli generalne natarcie na Warszawę od południowego wschodu”.

Wtedy Tadeusz Komorowski zdecydował, iż jest to właściwy moment rozpoczęcia walki o Warszawę. Był przekonany, że atak na miasto nastąpi w najbliższych godzinach. Nie przewidywał w dodatku możliwości powstrzymania uderzenia rosyjskiego przez Niemców. Jego zdaniem, jeśli w tym momencie rozpocznie się walka, uniemożliwi ona Niemcom wprowadzenie ewentualnych dalszych posiłków na bezpośrednie przedpole Warszawy i odetnie drogi zaopatrzenia ich wojsk, operujących na tym odcinku. Z drugiej strony, jeżeli Niemcy pod naporem Armii Czerwonej będą musieli się cofnąć się na linię Wisły, czego w każdej chwili można było oczekiwać, wtedy zagęszczenie ich sił w samym mieście uniemożliwi powstańcom jakąkolwiek akcję. Sama stolica stanie się polem bitwy między Niemcami a Rosjanami, która miasto obróci w gruzy.

Powyższy fragment tekstu, będący parafrazą wypowiedzi gen. Komorowskiego z dnia 31.10.44 wydaje mi się kompletną odpowiedzią na pytanie pierwsze, na jakiej podstawie zadecydowano o rozpoczęciu walk powstańczych.

Dowódca AK nie mógł przewidzieć jednak wydarzeń które, miały miejsce w niedalekiej przyszłości.

Przede wszystkim nie mógł przewidzieć, iż Stalin, uznając powstańców za bandytów i rozkazują swojej armii zatrzymanie się na prawym brzegu Wisły, będzie przyglądał się jak wykrwawia się stolica Polski. Manewr ten był pierwszym krokiem do utworzenia rządu polskiego jemu podległemu.

Przeciągające się krwawe zmagania oraz ciągłe polskie prośby o pomoc, kierowane zarówno do Stalina, jak do Churchilla i Roosevelta, postawiły przywódców „wielkiej trójki” w kłopotliwym położeniu. Choć samo powstanie nie było z nimi uzgadniane, to jednak walczący w nim żołnierze należeli do sił zbrojnych suwerennej Rzeczpospolitej, tej samej, która od 1 września 1939 r. prowadziła nieprzerwaną walkę o wolność. Nie wystarczyło to jednak aliantom i nie skłoniło ich do wypełnienia sojuszniczych zobowiązań. Głowę wzięły cynizm i chłodna kalkulacja. Dla wielkich mocarstw ważniejsze od drażliwej kwestii pomocy Polakom okazało się zachowanie stosunków wzajemnych.

Wreszcie powstańcy liczyli na pomoc państw sojuszniczych przynajmniej w formie obfitych zrzutów. Sama zawartość alianckich „prezentów” była bardzo uboga, a jeszcze około 80% wpadało w ręce Niemców. O rosyjskich Kukurużnikach szkoda gadać. Zatem uzbrojenie powstańców było najwyżej ubogi. Dla przykładu mój dziadek, dowódca plutonu posiadał karabin typu Schmeisser z 40 nabojami na cały okres walk oraz jednym granatem, który jak się okazało przy oddawaniu broni, nie posiadał zawleczki.

Wymienione powyżej czynniki zadecydowały o tym, iż powstanie nie mogło zakończyć się sukcesem.

Dokument kończący powstanie warszawskie został podpisany w Ożarowie 2 października 1944 r. Bilans walk był zatrważający. Zginęło 16 000 powstańców, 25 000 zostało rannych. Szacuje się, że w gruzach, ogniu i masowych mordach zginęło około 180 000 ludzi. Około 50 000 wywieziono do obozów koncentracyjnych, a 150 000 na przymusowe roboty do Rzeszy. Nie potrafię jednak odpowiedzieć czy ta cena poniesiona przez ludność cywilną i żołnierzy Warszawy nie była zbyt wysoka. Mogę przytoczyć tylko słowa Marszałka Józefa Piłsudskiego: „Nikt nam wolności nie da w prezencie”.