A. Cichowski był młody, żywy, dowcipny, wesoły i sławny z urody. Pewnego dnia zniknął on bez śladu. Policja rozpoczęła poszukiwanie, ale na próżno. W końcu powiedziano jego żonie, że się utopił gdyż znaleziono jego płaszcz na brzegu rzeki. Nie zostało to jednak do końca wyjaśnione, gdyż nigdy nie odnaleziono jego ciała. Minęły dwa lata.
Pewnej nocy przywożono więźniów z klasztoru do Belwederu. Świadkiem tego był pewien młodzieniec. Rozpoznał on zaginionego i powiedział o tym jego żonie. Chciała się czegoś dowiedzieć, ale nic jej nie powiedziano. Minęły 3 lata. Po Warszawie krążyły wieści, że on żyje. Jest okropnie torturowany.
Przez wiele nocy nie dawano mu spać, karmiono go śledziami, do picia dawano mu narkotyk – opium, łaskotano go w nogi i pod pachy, straszono go duchami, straszydłami. Pewnej nocy przyszli do jego żony rosyjscy oficerowie, a wraz z nimi zaginiony. Kazali podpisać dokument, który mówił, że wrócił z Belwederu, żywy i zdrowy. Cichowski po tylu okropnych latach w więzieniu zmienił się.
Opuchł na twarzy, był blady, włosy wszystkie mu wypadły, miał zmarszczki, strasznie utył.Nikogo nie poznawał, nic do niego nie docierało. Lata więzienne odbiły się nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Tortury, samotność w celi, strach to sprawił, że zgłupiał. Każda wizyta gościa w jego domu przypominała mu o śledztwie. Pytany o coś, uciekał w ciemny kąt pokoju, krzycząc:
\”Nic nie wiem, nie powiem.\”