Pewnego dnia pani od polskiego powiedziała, że w tym roku będziemy omawiać książkę Małgorzaty Musierowicz pod tytułem „Opium w Rosole”. Wszyscy się zdumieli: co to za dziwna nazwa? Jednak powstrzymaliśmy się od pytań, gdyż domyślaliśmy się, że odpowiedź będzie zawarta w książce. Przeczytałam ją „od deski do deski”, ale nie mogłam pojąć, czym powiązany jest tytuł z treścią powieści. Po dłuższych rozmyślaniach przyszło mi do głowy kilka sensownych pomysłów.
Pierwsze wyjaśnienie tytułu „Opium w Rosole” jest chyba najbardziej prawdopodobne. Mała Genowefa chodziła od domu do domu i u każdego jadła rosół, który smakował jej wyśmienicie. Jednak, gdy jej własna mama albo opiekunka karmiły ją tą samą potrawą, dziewczynka nie chciała go nawet tknąć, bo wiedziała, że jest niesmaczny. Jej matka zbytnio nie darzyła swej córki miłością i właśnie ten brat miłości i ciepła jest opium, które znajdowało się w zupie zrobionej przez Ewę Jedwabińską.
Drugi pomysł na wyjaśnienie tytułu to to, że mała bohaterka powieści spędzała dni na odwiedzinach rodzin w porze obiadowej, gdzie zawsze był rosół. Jak zaczęła chadzać na obiadki, to polubiła rosół i uzależniła się od niego i tego przyjaznego towarzystwa.
Podsumowując, tytuł książki może mieć wiele znaczeń. Myślę, że Małgorzata Musierowicz ma swoje włąsne wytłumaczenie tytułu jej powieści i każdy może tłumaczyć go sobie po swojemu.