Wiele jest słów, których używamy na co dzień, a nad których znaczeniem nigdy dłużej nie myślimy. Wyartykułowane, po akrobatycznym pokazie wymijania podniebienia, języka, aż wreszcie warg, ulatują, rozumiane tylko intuicyjnie. „On jest taki wrażliwy” – rzuci czasem przyjaciółce panna, patrząc ukradkiem na poznanego wcześniej młodzieńca. Żadna z nich jednakże, ani przez sekundę nie zastanowi się nad sensem wypowiedzianych słów. Bo co znaczy tytułowa wrażliwość, jak bardzo jest nam potrzebna i przede wszystkim jak wpływa na życie obdarzonego nią człowieka ?
Pytam co znaczy wrażliwość ? Okrągłe oczy, grymas niedowierzania, wyczekiwanie – te reakcje towarzyszyłyby człowiekowi, który otrzymał powyższe pytanie. Odpowiedź intuicyjnie oczywista, okazuje się trudna do sformułowania. Uświadomienie sobie zasobności znaczeniowej tego słowa, uniemożliwia proste jego objaśnienie. „Bo to jest tak… no bo kiedy ktoś Ci coś powie… no… no i to Cię urazi… albo, albo tak… kiedy widzisz bezdomnego ii…. no daj mi spokój, nie masz nic innego do roboty !” – spodziewałbym się takiej właśnie odpowiedzi. Człowiek wrażliwy jest podatny na ciosy, łatwo go zranić. Odnosić się to może do fizyczności, psychiki lub do obu tych sfer. Osoba taka w tysiąckrotnie dotkliwszy sposób zdaje sobie sprawę z cierpienia i nędzy istniejącej wkoło, pomoc wydaje się jej najzupełniej naturalna. Stawianie potrzeb innych co najmniej na równi z własnymi, odrzucenie egoizmu, a przez to pełniejsze kochanie to cechy, którymi szczyci się człowiek wrażliwy. Czy pomagają mu one w życiu, to już całkiem inne pytanie. Głębsze przeżywanie codziennych wrażeń, wydatnie wyższe wzloty, ale też dotkliwsze i dłużej zapamiętywane upadki, a także ciągły niepokój, ciągły brak całkowitego zadowolenia, świadomość, że tyle jeszcze trzeba zrobić – to wszystko towarzyszy wrażliwemu człowiekowi.
Każdy człowiek wartościuje w odmienny sposób. Dla jednych na pierwszym miejscu znajduje się utrzymanie rodzinnego ciepła, dla innych będzie to walka o naprawę świata. Karygodnym byłoby zapomnieć o rzeszy ludzi, dla których ojczyzna stanowi dobro najwyższe. Jednym z przedstawicieli takiego właśnie myślenia był Konrad Wallenrod – Alf-Walter. Jako rycerz i chrześcijanin wielbił on wszystko związane z moralnością i hołdował wszelkim zasadom kodeksu honorowego. I to właśnie troska o ojczyznę spowodowała, że zmuszony był on porzucić i sprzeniewierzyć się ideałom, według których żył. Świadom bezcelowości lwiej walki z przeważającymi siłami Krzyżaków, wybiera on lisie metody postępowania. Zdobywając zaufanie wroga, staje na czele jego armii, od początku z zamysłem wewnętrznego jej rozkładu. Od początku także sen z powiek spędza mu świadomość swojej dwulicowości, wstręt do własnych poczynań, a także tęsknota za krajem i… miłością. To właśniewyrzeczenie się uczucia Aldony sprawia mu największy, zrozumiały ból. Dzień za dniem, decyzja za decyzją, Konrad podświadomie dąży do wyrachowania, znieczulenia, lecz wrażliwa natura nie pozwala mu na osiągnięcie upragnionego stanu. Pomimo silnej przeciwwagi wyrzutów sumienia i tlących się jeszcze na dnie duszy drobin niegdysiejszych ideałów, przeważa szala wpojonego przez Halbana pragnienia zemsty. To właśnie wrażliwość nie pozwala Konradowi zapomnieć tego czym kierował się za młodu, to ona znowu nie pozwala na osiągnięcie wygodnego stanu rzekomej niewiedzy o złu, które na co dzień czyni.
„Wszakże zamknięty w swoim pokoju,
Gdy go dręczyły nuda lub zgryzoty,
Szukał pociechy w gorącym napoju”
Alkohol pomagał przytępić zmysły, czasem na krótką chwilę zapomnieć, pogrążyć się błogim stanie pożądanej przez Konrada nieświadomości. Alkohol nie zmywał jednak z pamięci mistrza dokonanych czynów, ani nie pozwalał odpędzić myśli o tym co zamierza on jeszcze uczynić. Jego postępowanie doprowadza Krzyżaków do klęski w wojnie z Litwą. Szczęśliwy z powodu sukcesu, ale też świadom swojego potępienia mówi:
„Jam to uczynił, dopełnił przysięgi,
Straszliwszej zemsty nie wymyśli piekło”
Konrad umiera świadom wypełnienia w swojej ocenie chwalebnego postanowienia, ale zdając sobie również sprawę jak bolesne i niespełnione było jego życie. Wrażliwość w jego przypadku prowadzi do wieloletniej udręki i nieopisanego bólu, dzięki niej jednakże dokonał Walter rzeczy ogromnej, trudnej i kontrowersyjnej moralnie, ale niewątpliwie znaczącej.
Kordiana Juliusza Słowackiego poznajemy jako młodego, 15-letniego chłopca. Przedwcześnie dojrzały rozumie i obejmuje myślą więcej niż by sobie tego życzył. Głębokie rozmyślania nad sensem życia i istnieniem wszechświata prowadzą go do rozmaitych destruktywnych wniosków. Uważa, że jest tylko nic nie znaczącą drobiną i że nie ma jasno zarysowanego celu swojego istnienia.
„Otom ja sam, jak drzewo zwarzone od kiści,
Sto we mnie żądz, sto uczuć, sto uwiędłych liści;”
Słowa te ukazują wewnętrzne zmieszanie chłopca. Młody Kordian na wiele z Wertera Goethego. Postawa każdego z nich wyraża popularny w epoce romantyzmu „ból istnienia”. Bohater Słowackiego również owładnięty jest głęboką, szczerą, ale platoniczną miłością. Znacząca różnica wieku pomiędzy nim, a wielbioną Laurą, czyni to uczucie jeszcze bardziej nieszczęsnym. Ona, dojrzała kobieta, bawi się afektem młodego chłopca, dając mu coraz to nową złudną nadzieję. Wrażliwy idealista jakim jest Kordian odrzuca jako nieistotną barierę wiekową i wierzy, że nie ma przeszkód na ich drodze ku szczęściu. Doznając jednak licznych zawodów, postanawia targnąć się na własne życie. Podjęcie tej decyzji dobitnie świadczy o kruchej, nadwrażliwej psychice młodego chłopca. Niedoszły samobójca decyduje się odbyć podróż po Europie. W jej trakcie odwiedzając siedliska obłudy i spotykając niejednokrotnie ludzi pełnych fałszu i nieuczciwości, Kordian tracidużą część ze swojego młodzieńczego idealizmu, otwiera oczy na realizm dnia codziennego. Odwiedzając Watykan , zdaniem jego, ostoję moralności, dowiaduję się o tym, że papieskie decyzje podporządkowane są polityce europejskich możnowładców. Odarty ze złudzeń Kordian dociera na szczyt góry Mont Blanc. Tutaj zaobserwować możemy podobieństwo jego postępowania do Konrada Wallenroda. Bohater w monologu skierowanym do Boga i ludzi, oddaje siebie w służbę dla ojczyzny. Znajduje wreszcie upragniony sens swojego życia, pragnie zabić okrutnego cara, który to jego zdaniem odpowiedzialny jest za cierpienie ukochanego narodu. Cały tragizm Kordiana uwidacznia się w rozdarciu pomiędzy ogromnym pragnieniem dopełnienia swojego planu, a niemożnością jego realizacji. Pada zemdlony przed drzwiami do komnaty cara. Kordianowa wrażliwość powodująca wewnętrzne rozterki jest główną przeszkodą w realizacji wytyczonego sobie celu.
Młody chirurg, syn ubogiego, uzależnionego od alkoholu warszawskiego szewca, idealista, Tomasz Judym. Główny bohater „Ludzi bezdomnych” Stefana Żeromskiego jest człowiekiem o ogromnej wrażliwości na krzywdę innych osób. Niemalże fanatyk idei poprawienia bytu najbiedniejszych, w większości bezdomnych ludzi, uznawany jest za dziwaka w towarzystwie innych lekarzy. Zbyt zaangażowany osobiście Judym, w dyskusjach kieruje się emocjami, nie potrafi w jasny sposób sprecyzować swoich argumentów, przez to nie jest traktowany poważnie. Żarliwa chęć poprawy bytu nędzarzy, bierze się u doktora częściowo z faktu, że sam kiedyś należał do tej warstwy: „dzieciństwo, cała pierwsza młodość upłynęły w nieopisanym przestrachu, w głuchej nędzy”. Paradoksalnie wrażliwą naturę wzmocniło w nim również życie w domu zamożnej ciotki, w którym to jako młody chłopiec doznał wielu upokorzeń i bólu, zarówno fizycznego jak i psychicznego. Doznania te spowodowały, że pomny własnych, bolesnych doświadczeń, jeszcze wyraźniej czuje potrzebę pomocy cierpiącym. Spacer dzielnicą biedoty, odwiedziny w hucie, każde takie doznanie wzmacnia w doktorze chęć niesienia pomocy innym. Reformatorskie, burzące ogólnie ówcześnie panujący pogląd podejście Tomasza, spotyka się w silnym oporem konserwatystów. Ludzie, których na swojej drodze spotyka doktor, ci którzy swoimi decyzjami mogliby choć w nieznacznym stopniu wpłynąć na poprawę sytuacji bezdomnych, okazują się zatwardziali i wygodni. Judym odrzuca w końcu ostatnią życzliwą sobie, kochającą osobę, Joasię, twierdząc: „Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani jednej rzeczy, którą bym przycisnął do serca z miłością, dopóki z oblicza ziemi nie znikną te podłe zmory. Muszę się wyrzec szczęścia. Muszę być sam jeden. Żeby obok mnie nikt nie był, nikt mię nie trzymał !”. Ten dobitny manifest pokazuje bezgraniczne poświęcenie bohatera. Wyrzeczenie się własnego szczęścia przez świadomość, że są ludzie, którzy nie mogą go posiadać jest podejściem zaskakującym, świadczącym o nieprzeciętnej wrażliwościczłowieka. Ponownie wrażliwość staje na drodze do szczęśliwego życia, do przyjemnej niewiedzy, do spokoju ducha.
Kultowe dzieło Johanna Wolfganga Goethego „Cierpienia młodego Wertera” ukazuje sylwetkę mężczyzny opętanego miłością niemożliwą do zrealizowania. Lotta, kobieta obdarzona werterowskim uczuciem, darzy go jedynie głęboką, nigdy nie skrywaną przyjaźnią. Jednym z najczęściej eksponowanych w literaturze aspektów wrażliwej natury człowieka, jest właśnie jego zapamiętanie w miłości, niemożność przyjęcia do wiadomości faktu własnej porażki. Bohater pomimo ciągłego, podświadomego przeczucia, że Lotta jest poza jego zasięgiem, niczym Syzyf stara się dokonać niemożliwego. „Nie znam już innej modlitwy jak do niej (…) wszystko dookoła widzę tylko w związku z nią (…) Nie widzę cierpieniu temu kresu prócz grobu.” – to słowa Wertera potwierdzające ascetyczną naturę jego uczucia. Umartwia on siebie, przyznaje, że cierpienie staje się nie do zniesienia. Wrażliwy człowiek łaknie miłości, jak Werter podtrzymuje ją zapamiętale, mimo że szczęście jest w tym przypadku jedynie drobnym ułamkiem ogółu uczuć z nią związanych. Mały pierwiastek miłosnych uniesień zwycięża u osoby wrażliwej z ogromem przyjmowanego pokornie cierpienia. Wytrzymałość każdego człowieka ma jednak swoje granice. Próg psychicznego bólu przekroczony przez Wertera, pcha go w objęcia samobójczej śmierci. Ten bohater romantyczny pokazuje, jak budująco, ale zarazem jak dalece destrukcyjnie wpływać może na człowieka wrażliwość.
Człowiek winien dążyć do psychicznej harmonii swojego wnętrza. Żadne z uczuć nie powinno trwale dominować, destabilizując tym samym życiowy spokój. Dla przykładu, zbyt duża odwaga granicząca z głupotą naraża na ciągłe niebezpieczeństwo. Nadwrażliwość z kolei skazuje na nieprzerwane rozterki, niepewność i nieprzystosowanie.