Niedziela 17 stycznia 1943r.
Dziś miałem dzień pełen wrażeń, którego nie zapomni żaden warszawiak otóż, gdy obudziłem się rano, usłyszałem niemieckie wrzaski gdzieś na podwórzu i w domu. Zerwałem się więc jak najszybciej z łóżka i rzuciłem się do okna. Wokół kamienicy roiło się od nieprzyjacielskich mundurów i warszawskich cywilów, zgromadzonych i ciasno skupionych pod ścianą budynku. Nie zastanawiając się długo, zdjąłem piżamę i naciągnąłem codzienne ubranie. Następnie podbiegłem spojrzeć, którędy można by się urwać, gdy spostrzegłem, że tył kamienicy jest niestrzeżony. Zrzuciłem więc linę za okiennicę i zlazłem jak najprędzej, bojąc się, że przybiegnie za chwilę jakiś szkop i mnie kropnie. Ale miałem szczęście. Drżąc z podniecenia, biegłem ile sił w nogach do domu Zośki. Musiałem mu wszystko opowiedzieć, nawet pomyślałem o zazdrosnej minie Glizdy. Ale kiedy wszedłem do pokoju Tadeusza, zauważyłem Alka, który był w trakcie swojej opowieści, jak dosta się w ręce Niemców oraz jak szybko i zwinnie zwiać im sprzed nosów. Poczekałem więc aż skończy, a wtedy zacząłem im przedstawiać moja wersję. Wszyscy byli zachwyceni, tak samo jak gawęda Glizdy, ale on sam miał jakąś dziwną minę, taką samą, kiedy mu pokazałem ogromne faszystowskie poporce. Szczerze mówiąc, byłem zadowolony, że mogę jeszcze z kimś pod takim względem rywalizować, tym bardziej z takimi człowiekiem jak Dawidowski.
Zbliżała się godzina 10:00, a z nią godzina Policyjna. Na tym kończę moją relację z tego strasznego dla całej Warszawy dnia.