MOJE NIEZWYKŁE ZDOLNOŚCI
Jestem Mateusz i opowiem wam moją historię. Zacznę od momentu, w którym stałem się ?pośrednikiem?.
Za oknem padał letni deszcz. Siedziałem w szkole i myślałem o tym, kiedy w końcu skończą się lekcje. Nagle zadzwonił dzwonek. Niektórzy z nas poszli na zajęcia dodatkowe, a ja razem z Adamem wybiegliśmy ze szkoły. Zaczęła się straszna burza. Ja schowałem się pod trybunami. W jedną z ławeczek trafił piorun. Niestety było to miejsce mojego schronienia. Odrzuciło mnie w tył i więcej już nic nie pamiętałem… Adam myśląc, że nie żyję pobiegł po resztę osób, lecz gdy wrócili, siedziałem spokojnie na ziemi. Nie wiedziałem co się stało i dlaczego wszyscy nade mną stoją.
Po powrocie do domu poszedłem pod prysznic. Zauważyłem dziwną ranę w kształcie gwiazdy. Bardzo mnie ona zaniepokoiła, ale nikomu o niej nie powiedziałem.
Na parapecie w pokoju siedziała jakaś osoba, która kazała mi iść do parku. Kiedy się tam znalazłem, ujrzałem jakieś dziwne stworzenia. Ich czerwono-czarne ciała z dwiema parami zakończonych ostrymi pazurami rąk i z owadzimi głowami wyglądały w tym miejscu groteskowo. Ich wielkie żółte oczy, które dla wielu były ostatnim widokiem w życiu, przerażały w dzień. W nocy ich widok paraliżował. Bestie leniwie rozglądały się wkoło, coś do siebie chrząkając. Wyglądało na to, że mnie nie zauważyły, choć stałem tuż za nimi. Jeden z nich popatrzył jednak na ścianę, obok której kucałem. Wydał z siebie straszliwy ryk oznaczający sygnał do rozpoczęcia polowania. Potwory rzuciły się pędem w moją stronę.
?Tylko spokojnie, tylko spokojnie?- Myślałem zdenerwowany.
Spojrzałem przez ramię i wycelowałem kamienie w żółte oko większego potwora, w piękny kryształ ziejący z potwornego ciała. Nie wahałem się. Wystrzeliłem serię trzech większych ?pocisków?, które przeszyły głowę potwora, plamiąc ziemię kolorowym ciałem i czarną krwią. Gdy bestia padła na ziemię, z oka wypłynęła żółta, kleista maź. Mniejsza bestia wykorzystała czas, jaki poświęciłem na zabicie jej brata i mimo, iż było to tylko kilka sekund, zaszła mnie od tyłu. Spodziewałem się tego, jednak potwór był ode mnie szybszy. Gdy obracałem się bestia była już w powietrzu. Runęła na mnie przygniatając do ziemi. Chciała wgryźć się w głowę swymi owadzimi szczękami, lecz powstrzymywałem ją kamieniem. Szamotaliśmy się tak kilkanaście sekund. Czułem, że o to nadszedł mój koniec! Skończył się mój czas! Zginąłem, służąc za pożywienie potwora… W pewnym momencie bestia popełniła błąd. Mimo iż dalej przypierała mnie do ziemi, odsunęła się trochę, by przypuścić ostateczny atak. Wykorzystałem to i wyzwoliłem rękę, w której był kamień. Wycelowałem prostow oko. Krew, mózg oraz tkanki rozprysnęły się wkoło plamiąc moją twarz i ubranie. Zrzuciłem z siebie martwą bestię i zauważyłem, że mam rozerwany rękaw. Nawet nie spostrzegłem, jak podczas szamotaniny bestia rozerwała mi bluzkę. Wytarłem twarz z krwi i ciała bestii. Kiedy myślałem o walce i rozerwanych szczątkach ciała potworów przebiegały mnie dreszcze. Przestraszony w pośpiechu wracałem do domu. Nie wiedziałem czy to sen, czy jawa. Ważne, że jestem żywy! Wypytam jutro chłopaków. Może oni widzieli coś podejrzanego? A może mnie wyśmieją?! – myślałem.
Wyjaśnił mi to dużo później pewien ksiądz. Okazało się, że posiadam zdolności widzenia rzeczy, których nie widzą inni. Mogę je, przy odrobinie dobrej woli, odpowiednio wykorzystać. Wtedy jednak tego nie wiedziałem i umierałem z niepokoju co będzie dalej. W domu oczywiście nie pisnąłem ani słowa o tym, co mi się przydarzyło. Całą noc śniły mi się koszmary.
Następnego dnia, kiedy się obudziłem, słońce stało już w zenicie i niemiłosiernie piekło. Wybrałem się do miasta. Czekałem na tramwaj linii nr 56. Gdzieś z radia samochodu stojącego w ogromnym korku doleciał do mnie komunikat:
– tu radiostacja, dziś mamy kolejny dzień upalnego lata, zanotowaliśmy właśnie w Warszawie temperaturę 34?C w cieniu?.
Twarze ludzi ociekały potem. Większość z nich stała tuż przy schodach przejścia podziemnego prowadzącego na Dworzec Centralny, gdyż tam padał cień.
– To wszystko przez tą dziurę ozonową, kochana pani. – Siwy, pomarszczony staruszek, wspierający się na lasce rozmawiał z wiekową kobietą.
Do rozmowy dołączył się około czterdziestoletni mężczyzna. Prawdopodobnie był on z zawodu mechanikiem. W tym zawodze nosiło się olbrzymią skórzaną torbę na narzędzia, w którą zaopatrzony był rozmówca. Nagle tłum stojący w cieniu jakby się ożywił. Jak na komendę wszyscy zaczęli ze sobą rozmawiać. Narzekali na:
zbyt wysokie ceny w sklepach, za małe pensje i za duży upał. Głosy stawały się coraz głośniejsze, aż w końcu ludzie zaczęli się przekrzykiwać.
Nagle w środku tłumu wiekowa kobieta, z którą wcześniej rozmawiał siwy staruszek, zsunęła się z ławki i upadła na ziemię.
– Ludzie! Ona zemdlała! – Krzyczał mechanik – Kto ma wodę?! Przynieście wody!
Część ludzi pobiegła po wodę, reszta pochyliła się nad staruszką i zaczęła debatować jakby jej pomóc, jak ją ocucić i przywrócić do przytomności. Tylko ja ani drgnąłem, wiedziałem, że nie są w stanie jej pomóc. Ona nie żyła. Już wcześniej staruszka zwróciła moją uwagę. Miała wkoło siebie złocistą powłokę, którą chyba tylkoja widziałem. Posiadali ją ludzie, którzy siali wkoło siebie dobro. Tak mocno świecącą powłokę widziałem po raz pierwszy!
– Jest woda!!! – Usłyszałem krzyk mechanika. Podbiegł do babinki i wylał jej na twarz. Przez tłum przeleciał jęk zawodu, gdyż staruszka ani drgnęła.
– Cóż, chyba zmarła w ten piekielny upał. ? Powiedział ktoś z tłumu.
Stałem i patrzyłem na głowy klęczących ludzi. Z wolna, okalająca staruszkę złotawa, świetlista chmura, zaczęła się unosić coraz wyżej i wyżej…
Po raz kolejny dostrzegałem coś niesamowitego i niewytłumaczalnego.
– Kto ma telefon, trzeba zadzwonić po karetkę!!! – Mechanik dalej zarządzał akcją.
Nadjechał tramwaj. Większość ludzi w pośpiechu ruszyła w jego stronę. Wyglądało to jak ucieczka.
Podniosłem rękę, aby zetrzeć pot z czoła, lecz zatrzymałem ją w połowie drogi. Kątem oka ujrzałem ogniste zjawisko z dużą prędkością lecące ku nam. Im było bliżej, tym więcej szczegółów mogłem dostrzec. Płonąca ogniem postać ludzka z rozpostartymi skrzydłami z ognia kierowała się w stronę unoszącej się powoli w górę, złotawo świecącej mgiełki w kształcie bańki mydlanej. W środku widać było formujący się kształt człowieka, który wraz ze zwiększaniem się odległości od ziemi, stawał się coraz bardziej wyraźny. Mym oczom ukazała się młoda kobieta okryta całunem skrzydeł, które dopiero, co zaczynały się tworzyć. Nagle jej postać zaczęła się wyrywać tak, jakby chciała rozerwać powłokę i uciec. Lecz było już za późno. Ognista postać spadła na bańkę i przebiła ją płonącymi rękoma. Ognisty przybysz zabrał dziewczynę. Postać zafalowała i znikła rozerwana na wiele małych chmurek.
Kolejny raz mój wzrok przebiegł po otaczających mnie ludziach z nadzieją, że ktoś jeszcze dostrzegł to zajście. Ale nie…
Odwróciłem się od nieżywej staruszki i wolnym krokiem wróciłem do domu. Kiedy dotarłem na miejsce i wszedłem do pokoju zauważyłem tę samą postać, którą wchłonął ?Ognisty Człowiek?. Nie miałem pojęcia skąd się tu wzięła. Kobieta siedziała na parapecie oglądając ocean i plażę. Zdziwiony zapytałem:
– Kim jesteś?
– Jestem Angelika – Odpowiedziała.
– Miło mi cię poznać, lecz jak się tu dostałaś i dlaczego tu jesteś?
– Ja jestem duszą zmarłej na twoich oczach kobiety. Widzisz mnie, dlatego że masz niezwykłe zdolności. Widzisz dusze zmarłych, możesz z nimi rozmawiać.
– Ale, z jakiego powodu tu jesteś? – Pytałem…
– Jestem tu, ponieważ ty jesteś pośrednikiem między niebem, a ziemią. Twoim zadaniem jest zapobieganie pewnym sytuacjom. Musisz pomagać duszom.
– W jaki sposób?
– Mój mąż ma pewien różaniec, który po mojej śmierci miał przekazać córce jego siostrzenicy. Musisz do niego zadzwonić i mu o tym przypomnieć – powiedziała podając mi kartkę znapisami i numerem telefonu. Po zakończeniu sprawy Angelika znkinęła.
Moje życie, na zawsze już, uległo nieodwracalnym zmianom. Wierzyłem jednak, że kiedyś spotkam kogoś, kto tak jak ja, będzie dostrzegał to, co jest niewidoczne dla innych. W efekcie moich nieustannych poszukiwań trafiłem na księdza Antoniego. On też był ?pośrednikiem?. Pomagał mi w wielu sytuacjach i uczył, jak używać swoich zdolności. Pokazywał mi też, jak mogę przenosić się w czasie, by pomagać innym. Dzięki niemu codziennie staję się lepszym człowiekiem i ?pośrednikiem?.