Matka odgrywa ogromną rolę w życiu każdego człowieka – to nie ulega żadnym wątpliwościom. Jest synonimem opieki, uosobieniem troski, żywym posągiem miłości, promieniującym ciepłem rodzinnym, które pozwala rozwijać się, żyć. Wielokrotnie twórcy w literaturze polskiej odwoływali się do obrazu matki, stawała się ona tematem ich wierszy, esejów i powieści. Zastanówmy się, jak przedstawił ją Stefan Żeromski i Maria Kuncewiczowa.
Głównym bohaterem „Przedwiośnia” jest Cezary Baryka, syn emigranta – patrioty i równie oddanej ojczyźnie Jadwigi z Dąbrowskich. Od wczesnych lat rozpieszczany przez rodziców, dorastał w świecie wolnym od trosk i zmartwień, szedł przez życie prowadzony za rękę.
Matka Cezarego została przedstawiona jako osoba bardzo schorowana. Dręczy ją bezsenność, powoli wyniszcza anemia z grającym do akompaniamentu ubóstwem i głodem. Z zewnątrz wygląda na człowieka słabego. Gdy jednak spojrzymy nieco bliżej, postaramy wniknąć się do wnętrza tej postaci, od razu możemy zaobserwować całkowity kontrast. Jadwiga od samego początku była świadoma, czego pragnie od życia. Nic nie mogło jej zaskoczyć. Potrafiła dostosować się do każdej sytuacji i czynić dokładnie to, co należało. Silna. Zaradna. Wytrwała. Niestety, źle traktowana, wykończona – umarła. Cezarego ogarnął ogromny żal, ponieważ właśnie teraz, dopiero teraz „wysunęły się na światło przewinienia względem niej, nieposłuszeństwa”. Zrozumiał swój błąd, ale było już zbyt późno, by go naprawić. Przerażająca świadomość, jak wielki skarb utracił, uderzyła w niego całą mocą; Cezary zaczął rozmawiać z matką we własnej duszy, próbował pojąć jej myśli, zrozumieć ją. Powróciły wspomnienia jałowej górki, przy której kiedyś wiódł z nią niekończące się konwersacje.
Ale Jadwiga nie może już nic powiedzieć. Jest teraz „czystym duchem”. Cezary pragnie, by duch ten wstąpił do jego duszy i dalej – tak jak wtedy, gdy był dzieckiem – prowadził go przez życie. W końcówce analizowanego fragmentu matka raz jeszcze – w symboliczny sposób – pojawia się. Pośród małych listków na rozgrzanych w słońcu gałęziach, przy podmuchu południowego wiatru.
Matka w „Cudzoziemce” jest Róża Żabczyńska – kobieta o niezwykle skomplikowanym charakterze. W przeszłości przeżyła zawód miłosny, po którym starała się szukać swojego życiowego szczęścia na drodze macierzyństwa. Jej syn, Władysław, był początkowo wobec niej „pełen prywatnej ciekawości i męskiego podziwu”. I to właśnie na nim spoczął cały ciężar klęski, którego nie mogła unieść Róża. Kochając swoje dziecko, doszukiwała się w nim mężczyzny, takiego mężyczyzny, który mógłby spełnić ją jako kobietę. Zachowanie to spowodowało, że Władysław zaczął niechętnie odnosić się do kobiet, wręcz z pewnym lękiem. Myślała, że kreując się na „bóstwo”, jedyny autorytet syna, że sterując jego życiem i pokazującsię z nim publicznie, dostąpi łaski szczęścia. Gdy Władysław akompaniował dla niej koncert Vieuxtempsa – triumfowała. Czuła wyższość. Pragnęła nasycać się zemstą, widzieć zazdrość i cierpienie u innych kobiet. Dziecko stało się „mężczyzną jej życia”. Bez wzajemności.
Portrety matki stworzone przez Żeromskiego i Kuncewiczową różnią się między sobą. Jadwiga to prawdziwy wzór, kobieta godna naśladowania, podążająca wolno, lecz nieprzerwanie do celu. Syn zawdzięcza jej prawie wszystko.
Róża? Skrzywdzona przez los, gotowa na wszystko, by załagodzić swój ból. Osobliwa, dążąca do celu – po trupach. Zawdzięcza synowi prawie wszystko.
Tylko – czy tak naprawdę możemy na podstawie tak krótkich fragmentów wydać jasną, silnie uargumentowaną opinię? Mam spore wątpliwości. Subiektywizm obu tekstów ukazuje Jadwigę tylko w dobrym świetle, Różę natomiast – wyłącznie w złym. Warto pamiętać o tym, nim jedną z bohaterek wyniesiemy do wzoru doskonałej matki, a drugą – cynicznie i boleśnie poniżymy.