Mieszkam na spokojnej, cichej ulicy. Niewiele widzę, wyglądając przez okno. Co jakiś czas szybko przemykają się przechodnie, idący z przystanku autobuswego, przejeżdzają samochody, jednak nieczęsto. Niedaleko jest stadnina, nowe osiedle. Pozornie nie ma tu nic ciekawego, ale jeśli dokładnie się przyjrzeć, jest kilka szczegółów, rytuałów, które można zaobserwować.
Pierwszym z nich jest moja sąsiadka z naprzeciwka. Stara, chorowita, która lubi się czepiać innych bez powodu. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie. Często widzę, jak przyczaja się za firanką swojego okna i wypatruje, co się dzieje. Niemile mi się to kojarzy, gdyż wyobrażam sobie momentalnie popołudniowe ploty przy herbatce. Śmieszne wydaje się także to, że zawsze sprząta z ulicy pozostałości po przejeżdzających koniach, bez wstydu ani zażenowania. Wcześniej o tym nie myślałam, lecz nie jestem pewna czy ja bym tak potrafiła. Ta kobieta dba o czystość na chodniku tak, jakby był jej własny. W sumie to miłe, że chce uchronić przechodniów przed niemiłym zapachem, brązową mazią na podeszwie i złym wrażeniem na temat naszego osiedla. A także, że sprząta po innych, nie po sobie. I że mimo swego wieku potrafi zdobyć się, aby wyjść na ulicę z szufelką i pochylić się nad brudem. To naprawdę godne podziwu.
Całkiem niedaleko mojej ulicy budowane jest jeszcze nowe osiedle, które mogę dojrzeć ze swojego okna. Jest już całkiem spore, wiele domów jest od dawna zamieszkanych. Patrzę na ładne, jasnożółte klocki, takie porządne i schludne. Wszystkie takie same. Róźnią się jedynie numerami na drzwiach, zasłonami w oknach i zaparkowanymi przed nimi samochodami. Czy dziwne wyda się to, jeśli stwierdzę, że nie podobaja mi się te domy? Najbardziej w świecie nie lubię być taka sama jak inni. Zawsze musi być coś, co mnie odróżni. A te domy wszystkie są identyczne, żaden z nich nie ma ogrodu, bluszczu, innego koloru od pozostałych. Wiem, że trudno wystroić dom od zewnątrz. Ale jak opiszę mój znajomemu, który próbuje do niego trafić, nie używając numeru? Dlaczego nie zrobią chociaż jednego z nich na biało, albo niebiesko? Taki dom niszczy trochę naszą indywidualność, jesteśmy zależni od architekta. Ale nie rozumiem jednego. Niektórzy ludzie mieszkają już w nich dosyć długo, dlaczego więc sami nic nie zmienili? Przeciez to ich domy.
Patrząc przez okno widzę także lekkie wgłębienie w chodniku, niebezpieczne pod względem możliwości przewrócenia się. W protest pewnej pani służby drogowe przyjechały zbadać dół, postawiły dwa betonowe słupki z tasiemką, ostrzegające by uważać i odjechały. Nie wróciły, nie naprawiły dziury. Jak się później dowiedziałam, po prostu niewiedzą jak to naprawić. Uznałam, że służba drogowa u nas jest do niczego. Nie potrafią zreperować zwykłego dołu w chodniku. A jeśli przechodzień złamałby nogę? Tasiemkę już ktoś zerwał (kolejny przykład bezmyślności), a słupki są przez niektórych lekceważone i ludzie przechodzą między nimi. Widać nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństwa.
Kolejny sąsiad z naprzeciwka, ma wielkie drzewo pełne jabłek- papierówek. Właśnie je zebrał do kilku reklamówek, i widzę, jak jedną z nich niesie do mnie do domu. Zastanawiam się, czy robi to z sympatii, czy po prostu żeby się ich pozbyć, bo ich nie lubi? Jeśli z sympatii, to dobrze że myśli o innych i chętnie się dzieli. Jeśli ich nie lubi, to też dobrze, że oddaje innym. Lepiej tak, niż je wyrzucić lub zostawić na drzewie, aż zgniją i opadną. Co prawda nie lubię papierówek, ale gest doceniam i na pewno podzielę się swoimi czereśniami w czerwcu.
Słońce już zaszło, jest wieczór. Kolejna seria przechodniów wraca z przystanku. Wśród nich chwiejący się pijaczyna, mocno zatacza się i trzyma butelkę w ręku. W końcu zatrzymuje się u kogoś przed płotem, i załatwia swoje potrzeby fizjologiczne. Powoduje to u mnie niesmak, bo jak można zdejmować spodnie w miejscu publicznym i jeszcze brudzić komuś płot? Ten człowiek zachował się jak zwierzę. Pijani ludzie nie mają ani poczucia godności, ani szacunku dla innych. Jak by się poczuł właścicel domu, widząc starego człowieka, który postanowił ulżyć sobie na jego trawniku? Okropnie.
Zrobiło się ciemno, niewiele rzeczy już zobaczę. Co najwyżej głośne rozmowy młodych chłopaków, którzy codziennie w nocy stoją na chodniku i dyskutują, nawet nie wiem o czym. Powiało zimnym wiatrem, jest późno, więc zamykam okno.