Kiedyś musi nadejść taki dzień, gdy człowiek zapragnie uciec na swoją wyspę szczęśliwą. Ma dość takiego zwykłego życia: szkoła, lekcje, obowiązki domowe i prawie żadnego czasu dla siebie. Właśnie wtedy ma się ochotę spakować plecak, zostawić krótki list na stole kuchennym i uciec. Obojętnie gdzie, byle jak najdalej.
Kiedy poczułam, że to właśnie ten dzień, postanowiłam, że zrobię to. Ucieknę stąd, przemyślę sobie wszystko i poukładam. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, kupiłam bilet i wysłałam krótkiego sms’a do taty. Wsiadając do pociągu czułam jak poziom adrenaliny wzrasta. Jakby nie patrzył – uciekałam z domu!
Wysiadka – Warszawa Wschodnia. PKS odjeżdża 15 minut później. Oby ciocia była u siebie. Dojechałam! Jak tu się pozmieniało! Domek już wykończony, ogródek jak zwykle piękny, tylko drzewa urosły. Stara Klementyna pomrukuje sobie leniwie na leżaku. Ciocia będzie tu dwa tygodnie, bo potem ma egzaminy poprawkowe i musi wracać do Warszawy. Mam dwa tygodnie tylko dla siebie! Czy to nie jest prawdziwe szczęście?! Rozpakuję się i ruszam w teren. Nie było mnie tu od Bożego Narodzenia. Ale wtedy wszystko było ukryte pod puszystą pierzyną. Są i sąsiedzi. Ciekawe czy jeszcze mają poziomki?
Dzikie jeziorko pokryte jest gęstym, zielony kożuchem. Przy spróchniałym molo kołysze się mała łódka. Jut tu tak…magicznie.
Stara wierzba jeszcze bardziej pochyliła się w swoim smutku. Zawsze ją lubiłam. Ona jedna nigdy nie krzyczała, że jest najpiękniejsza i to właśnie jej należy się dłuższy żywot. Posłusznie oddawała się silnym wichrom, które bezlitośnie przypierały ją do ziemi. Wał przeciwpowodziowy przypominał kwiecistą łąkę. Każdy skrawek był obsypany drobnymi kwiatkami. Z góry wszystko widać lepiej. stara elektrownia ma teraz nowego właściciela. Trwa remont. Chociaż jestem tak daleko słyszę krzyki i przekleństwa robotników. Jak tak można?! Zagłuszać ptaki, drzewa, cały świat. I jak tu usłyszeć siebie, własne myśli?
Czy piętnastolatce przystoi turlać się z górki? Chyba tak… Przecież to jest takie przyjemne, a między innymi po to tu jestem. Ścieżka prowadząca nad brzeg jest jeszcze bardziej zarośnięta. Drzewa nad nią pochylają się ku sobie, jakby nie słyszały własnych szeptów. Tu jest tak pięknie!
Piasek nad brzegiem jest zimny i mokry. Woda Zmącona, niespokojnie rwie się do przodu. Usiądę tak, gdzie zawsze. To dobry punkt obserwacyjny. Widać stąd małą wysepkę pośrodku Wisły, wieżyczki kościoła i… co to, do diabła?! Hipermarket?! Jakim prawem, jak można zakłócać życie takiego wyjątkowego miejsca? Teraz zjedzie się tu masa ludzie na tak zwane „niedzielne zakupy z rodziną”. Och…To okropne!
Spokojnie. To aż dwa kilometry stąd. Tu nic ci nie grozi.Jesteś tylko ty, woda i skowronek, przypominający, że tu, na twojej wyspie szczęśliwej, możesz zrzucić tę niewygodną maskę. Bądź sobą…